Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Izona. Mam przejechane 53867.50 kilometrów w tym 1066.40 w terenie. Kręcę ze średnią 22.33 km/h i się wcale nie chwalę!
  • Czas na siodełku 100d 08h 39m
  • Więcej o mnie.

    Follow me on Strava 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

    Ja na instagramie

    Znalezione obrazy dla zapytania instagram

    Moje ziomeczki

    Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy Izona.bikestats.pl

    Z Archiwum X

    Wpisy archiwalne w miesiącu

    Lipiec, 2015

    Dystans całkowity:1351.93 km (w terenie 57.00 km; 4.22%)
    Czas w ruchu:63:20
    Średnia prędkość:21.35 km/h
    Maksymalna prędkość:60.30 km/h
    Suma podjazdów:8347 m
    Maks. tętno maksymalne:210 (106 %)
    Maks. tętno średnie:146 (74 %)
    Suma kalorii:31574 kcal
    Liczba aktywności:23
    Średnio na aktywność:58.78 km i 2h 45m
    Więcej statystyk
    • Dystans 63.64km
    • Czas 02:58
    • SpeedAVG 21.45km/h
    • SpeedMaxxx 55.20km/h
    • Kalorie 1514kcal
    • HRmax 168 ( 85%)
    • HRavg 137 ( 69%)
    • Podjazdy 687m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Niedziela na kacu!

    Niedziela, 19 lipca 2015 · dodano: 20.07.2015 | Komentarze 1

    Ojoj :P Sobotnia impreza była cudaśna :P
    Wspaniale jest zacząć się bawić w Sączu na kręglach, a kończyć na Krupówkach w Zakopanem :D
    Impreza zacna, gorzej z faktem, że w niedziele o 8 musiałam stawić się w pracy! :O
    Z jednej strony, to nawet dobre było, bo po prostu się nie spiłam(?), jednak z drugiej troszkę(no dobra troszkę bardziej) mi to przeszkadzało, bo z całej naszej 9 osobowej ekipy tylko ja musiałam z rana gnać na służbę!  
    Impreza zakończyła się dla mnie o 5:00 rano! To nic że za 3h muszę być na tyle świadoma i skoncentrowana,żeby przynajmniej ludziom bez zapłonu "dzień dobry" odpowiadać :D
    Zastanawiałam się co będzie gorsze, iść na jakieś 2h się przespać i o 7:00 wstać i jechać do pracy, czy od razu jechać i nie spać w ogóle?
    Druga opcja wydawała mi się bardziej logiczna, bo w sytuacji kiedy bym zasnęła o 5:00, to klubu o 8:00 na pewno bym nie otworzyła :D 
    Przebrałam się więc z imprezowego na obcisłe ubranie i pognałam :P
    Wiedząc,że mam 2.5h czasu do rozpoczęcia pracy, wybrałam dojazd do Sącza przez Limanową :P
    Tak, chciałabym być normalna, niestety :D
    Skoro potrafię z pracy wracać przez Słowację, to czemu do nie mogę jechać przez Limanową? :P
    Startując uświadomiłam sobie,że na tym kacu! skazuje się na dwa podjazdy, jeden rozpoczynający się od domu, a kończący się dopiero na Wysokim, drugi(gorszy) w Marcinkowicach w drodze na Rdziostów, auuuuuu :O

    Wschód, pięknie!

    Jest niedziela, godzina 5:30 rano, ja mam kaca i całą nieprzespaną noc i zamiast spać i dogorywać ja na rowerze jadę! LOL :P
    W połowię drogi na Wysokie zrobiło mi się za gorąco! Musiałam ściągnąć jedną z dwóch bluzek, które miałam na sobie, bo na początku było troszkę zimnawo na sam krótki rękaw :P
    Wyturlałam się na górę, wypociwszy 70% nocnego alkoholu i pognałam już z górki wprost do Limanowej :D To było mi potrzebne,bo to było otrzeźwiające :D Od pędu powietrza aż mi oczy załzawiły, pomimo okularów :p

    Tym razem nie miałam czasu na pitt-stopa na limanowskim "rynku" więc od razu za znakami pognałam do Chełmca :P
    Tu już z górki się skończyło, zaś trzeba było kręcić i się pocić(chociaż bez kręcenia też się pociłam!), momentami było ciężko, aleeee nie wymagałam od siebie, nie po takich atrakcjach nocnych :P Jechałam jak w transie Mordarka, Pisarzowa,Męcina, Chomranice... ojojoj zaraz wjadę do Marcinkowic i będzie taaaaakaaaa góra :O Wjechałam! Była góra, ale nawet nie było źle, tylko płuca chciałam wyrzygać! :p
    Patrze na zegarek, muszę przycisnąć bardziej, bo już 7:25, a ja dopiero na Rdziostowie! Ratowało mnie to,że stamtąd do Sącza już tylko z górki, ale to musiałam jeszcze się ogarnąć i śniadanie kupić, no nic jadę tak szybko jak tylko mogę, a szczerze nie mogę! :D
    Koło 7:50 zameldowałam się pod klubem i zaczęłam kolejną imprezę pt. "Byle do 16:00"....!
    Nie pamiętam jak to zrobiłam,że przetrwałam, ale żyję! :P Może to dlatego,że już od 15 siedziałam sama i o 15:30 zamknęłam interes i pojechałam z powrotem do domu tą razą przez(nieeee, nie przez Słowację! :D) Stary Sącz :)
    Te 30min mogło uratować moje życie! :p


    • Dystans 32.23km
    • Czas 01:22
    • SpeedAVG 23.58km/h
    • SpeedMaxxx 46.80km/h
    • Kalorie 714kcal
    • HRmax 178 ( 90%)
    • HRavg 139 ( 70%)
    • Podjazdy 98m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Iżona łowca burz! :P

    Sobota, 18 lipca 2015 · dodano: 19.07.2015 | Komentarze 0

    I nastał ten nie(wyczekiwany) weekend w którym przyszło mi siedzieć w pracy, o mamma mia :O
    Sobota... Od ponad półtora tygodnia nie muszę wstawać rano do pracy, bo pracuje na drugą zmianę, a tu nagle bumm i trzeba zwlec swoje zwłoki już przed 7! Zabolało! Biedny ten mój organizm :P
    Chcąc nie chcąc wstałam i pojechałam. Zmiana jako tako przeleciała,ciągło się co prawda, ale z tym zawsze w weekend się liczę, bo to weekend i nikomu się ani nie chce ćwiczyć, ani nie chce pracować :P
    Przed 16, a więc w porze mojego powrotu do domu, strasznie się zachmurzyło i straszyło porządną burzą!! Uwielbiam tą adrenalinę. Ta niepewność zdążę czy mnie doleje? :P Jeszcze w sumie nic jak tylko doleje, ale perspektywa  jazdy rowerem w burzy i piorunach nie jest ani przyjemna ani pożądana :P
    Standardowo wracałam przez Stary Sącz coby "zapętlić" i nie zamulać jedną i tą samą stroną do i z pracy. Dobrze,że umówiliśmy się na imprezę na 19, bo pewnie by mi się nie śpieszyło i nie zważając na pierońsko ciemne chmury pojechałabym dalej niż "tylko" do domu licząc na to,że mnie burza nie złapie :D
    Dzięki tym wszystkim planom nie dość,że w ostatniej chwili uciekłam przed deszczem, to jeszcze w czasie zdążyłam się wyrobić na imprezę :P

    • Dystans 52.25km
    • Czas 02:15
    • SpeedAVG 23.22km/h
    • SpeedMaxxx 45.80km/h
    • Kalorie 999kcal
    • HRmax 163 ( 82%)
    • HRavg 127 ( 64%)
    • Podjazdy 154m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Jajeczna jazda :D

    Czwartek, 16 lipca 2015 · dodano: 16.07.2015 | Komentarze 0

    Wykorzystałam poranną sytuację do niezobowiązującej przejażdżki przed pracą :D
    Mamie za dużo jajców się uskładało, a że jest gdzie je opylić w Sączu, więc szybko(wolno) w pięknej pogodzie objechałam rundkę przed pracą :P
    Grzało niemiłosiernie, ale ja chyba już wolę żeby było tak niż żeby padało, wiało i było zimno!
    Mamy lato więc niech będzie lato i niech będą upały! :D

    • Dystans 50.10km
    • Teren 4.00km
    • Czas 02:00
    • SpeedAVG 25.05km/h
    • SpeedMaxxx 51.50km/h
    • Kalorie 1042kcal
    • HRmax 175 ( 88%)
    • HRavg 139 ( 70%)
    • Podjazdy 195m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Szybka jazda przed pracą

    Środa, 15 lipca 2015 · dodano: 15.07.2015 | Komentarze 0

    Już w domu wysiedzieć nie mogłam! W poniedziałek jeszcze mi to nie przeszkadzało,że pada i pogoda nie rowerowa(tzn. rowerowa, ale jest lato i wolałabym jeździć w słońcu, nie deszczu!), ale wczoraj już było gorzej! :D Jeszcze jakbym dzisiaj się nie przewiozła, toby mnie już w kaftan musieli wcisnąć :D
    Tak to jest jak człowiek się totalnie uzależni od dwóch kółek :D
    Aleeee jakoś mi zwyczajnie nie przeszkadza moje uzależnienie, może się pogłębiać wręcz, i love it! :D
    Na szybkiego, nie ważne gdzie, byle jechać :P Miałam mało czasu, bo na 13 do fryzjera(i tak wiedziałam,że nie zdążę :P), a na 15 do pracy. Połowa drogi w słońcu, połowa w.... deszczu!!! No cóż, na kolarzu zmokło, na kolarzu wyschło! :P
    Przynajmniej szybciej pedałowałam i trochę mniej się spóźniłam do fryzjera(tylko 30min)! :P

    • Dystans 134.42km
    • Teren 14.00km
    • Czas 05:48
    • SpeedAVG 23.18km/h
    • Kalorie 2992kcal
    • HRmax 178 ( 90%)
    • HRavg 138 ( 70%)
    • Podjazdy 625m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Tak nas nam ta ciągnie...

    Niedziela, 12 lipca 2015 · dodano: 12.07.2015 | Komentarze 5

    Po wczorajszej Jaworzowej wspinaczce, rano nie było śladu zakwasu, więc jak się wczoraj umówiliśmy na tripa tak pojechaliśmy.
    Fajnie było do subwaya w Sączu, później poczułam wczorajszą "stówkę", ale im dłużej jechałam tym kręciło się lepiej :)

    Jedziemy do Szczawnicy,żeby stamtąd znaleźć się na Słowacji i wrócić przejeżdżając obok Niedzicy.
    Start o 10.30,pięknie ładnie tylko wiatr, a Fortuna gada,że go będę musiała targać na plecach, no suuuuper!
    Już przed Łąckiem mieliśmy dość, a gdzie tam Krościenko czy Szczawnica :D
    W Tylmanowej ciągnęło nam się jak flaki(ale to zawsze tam tak jest!), w Szczawnicy pierwszy brejk i ODŻYLIŚMY! :D

    Ta czeko tubka z pewnością powstała z myślą o mnie!

    Na dowód jak byłam rano w sklepie po kościele i ją kupowałam, to Kasia kasując mi ją powiedziała"to pewnie bierzesz na rower?" :P
    Już dawno nie jestem incognito w swojej wsi,a rower to znaczna część Iżon(y)owozów :P

    Pomogło, cukru kilo, ale od razu chęci do kontynuowania jazdy nam wróciły :P Na tyle powera dostaliśmy,że jadąc ścieżką w kierunku Słowacji przeoczyliśmy skręt na czerwony szlak i wyjechaliśmy gdzieś...!

    Taaak, to była Leśnica już na Słowacji, ale nie o tą stronę nam się rozchodziło!

    Z każdym metrem coraz mniej nam się ta droga podobała. Co prawda dojazd do niej był fajny, bo tamtędy nie jeździły tabuny rowerzystów(a jak już to 2 na 3minuty! :D),ale to właśnie dlatego,że to była droga donikąd :P Doszliśmy do wniosku,że im wcześniej zawrócimy tym dla nas lepiej!

    Swoją drogą potem jak na spokojnie w domu popatrzyłam na mapę, to wyszło,że jeszcze ze 2km do góry właśnie tą drogą byśmy ujechali i znaleźlibyśmy się tam gdzie chcieliśmy, tylko byśmy kilometrów dołożyli :)


    Wracamy! Znany widok z poprzedniej wycieczki na Słowację :)
    Ta strona Słowacji kompletnie mi się nie podoba! Kojarzy mi się z biedą i cyganami, takie słowackie Maszkowice :P

    Przepraszam,a do domu to którędy? :P

    Po powrocie na prawidłową ścieżkę, zaczęliśmy rajd, prawdziwy rajd! :D Jak można przejechać 55km na full obrotach i wyprzedzać wszystkich, dosłownie wszystkich jadących, a raczej turlających się(tylko po tej!)12 km ścieżce?!
    Nasze ego wzrosło i na tych podkręconych obrotach wylecieliśmy prosto na Czerwony Klasztor.
    Tam skierowaliśmy się na Majere(WTF?!),żeby dojechać do Sromowców Wyżnych.

    Czyli my są na Spiszu...! Do tej pory tą nazwę widziałam tylko w książkach do historii :)

    Przed wjazdem do Sromowców zachwycił nas widok na Niedzicę.

    Taaamm prosto, gdzie się patrzysz widać "daaaleko" zamek w Niedzicy :D

    Przez chwilę wahaliśmy się czy aby nie podjechać do zamku, ale toby było dołożenie sobie jeszcze z dychy do i tak już całkiem dużej puli dzisiejszych kilometrów,nie! Następnym razem!

    Do domu to w prawo Panie Fortuna!

    Zaczynamy najgorszą część dzisiejszej wycieczki. Podjazd pod Sromowce miał być bolesny, tak naprawdę wcale nie był zły :)
    Jeśli gdzieś brakowało tchu, to wystarczył tylko rzut oka na lewo i już mi było lepiej :P

    TatryMy po prostu kochamy nasze Tatry miłością platoniczną!!!!

    Wspinaczkę zakończył wjazd do Krośnicy. Teraz pozostało nam zjechać wprost do Krościenka, a zjazd był zacny!
    Może to tam endomondo zgłupiało i złapało kosmiczną(jak na rowerze) maksymalną prędkość wynoszącą 739km/h? Ale że jak?!
    Przecież nawet odrzutowiec F1 się tak nie rozpędzi! :P
    No nic! Ja po prostu tak szybko jeżdżę! :P

    W Krościenku już droga powrotna. Jechało się ciężko, bo cały czas pod wiatr, ale jadąc po zmianach jakoś przeżyliśmy.
    Na ORLENie w Zabrzeży zarządziliśmy kolejny już brejk, bo nas zaczęło odcinać i to konkretnie! Przerwa na ładowanie węgli dobrze nam zrobiła i pozostałe 20km do domu przejechaliśmy pieronem! :P
    Nawet po skręcie do Gostwicy jak już się rozjechaliśmy z Marcinem, nie zwolniłam, a ciągle cisłam ile fabryka dała! :p
    Jakaś rodzinka jechała popołudniową przejażdżkę po wsi. Dzielny "tatuś" puścił się na spawanie za mną, ale zwyczajnie nie miał szans! :P

    Teraz pasuje się zregenerować i za chwilę pomyśleć o rowerowej pielgrzymce do Częstochowy, ta już za 2 tygodnie, będzie fajnie! :P

    Zaczynam,dobranoc! :P




    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 100.71km
    • Teren 7.00km
    • Czas 05:00
    • SpeedAVG 20.14km/h
    • SpeedMaxxx 60.30km/h
    • Kalorie 2830kcal
    • HRmax 176 ( 89%)
    • HRavg 146 ( 74%)
    • Podjazdy 1128m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Jaworz!

    Sobota, 11 lipca 2015 · dodano: 11.07.2015 | Komentarze 0

    Pogoda wróciła, weekend wolny, ojeju trza jeździć :)
    No ja po prostu uwielbiam jazdę na rowerze! :v <3
    Umówiłam się z PROsiakiem i pojechaliśmy "tam gdzie nie wolno się całować"! Taki zakaz!
    Pierwotnie uznaliśmy,że w takim razie nie ma sensu tam jechać, ale zakazy są po to żeby je łamać nie?! :)
    Start o 14 w Chełmcu, a więc przynajmniej w domu nie było lamentu typu "idziesz na rower, obiad zaraz będzie, może poczekasz i zjesz" ojeju jeju no,zjadłam i pojechałam! :D
    Pierwsze schody zaczęły się już w Rdziostowie, kto był, jechał to wie, o czym mówię :D W sumie im dłużej się jeździ na rowerze tym mniej straszny jest Rdziostów :P Jak just się da podjechać, to tam pfff na jednym wydechu! :D
    Jedziemy Marcinkowice, Klęczany i skręcamy koło Kościoła na Zawadkę(rozeznanie przed pielgrzymką!). Już tamtędy kiedyś jechałam z Michałem stromo, ale da się przeżyć :P
    Stamtąd wyjeżdżamy w Chomranicach tam za skrętem w lewo kierujemy się na Skrzętne... Nie wiedziałam co i jak, Marcin mówił tylko,że będzie stromo. Było! :P Rower miejscami się stawiał, ale twardo nie dałam za wygraną! :P Po drodze mijały nas samochody którymi ludzie tak jak i my chcieli dojechać na wieżę widokową...też mi mecyje dostać się tam samochodem! :D

    Turlaliśmy się pod górkę i wyżej i wyżej, aż wkońcu skończył nam się asfalt i zaczęliśmy się bawić w MTB :P
    W tym miejscu podziękuję moim serwismenom za wybór "takich", a nie innych opon, bo dzięki nim mogłam się bujać po kamyczkach,bo Marcin to miał przej*bane....! :)

    W tle Jezioro Rożnowskie

    Po wyjechaniu na górę widoki wynagrodziły te pierońskie podjazdy! Pięknie, to mało powiedziane!!!!!!!
    Tam było zajebiście! Kocham to! <3

    Widok na Limanową

    Mistrzunio! :D


    Wieża widokowa bardzo podobna do tej z Mogielicy, ale z pewnością w dużo lepszym stanie!

    Wen Gosz rozwalił system! :D

    Po ah owaliśmy się i trzeba było wracać :)
    Tutaj zonk, bo nie uśmiechało nam się podjeżdżać ostatni zjazd przed wieżą :D Tak kombinowaliśmy i rozkminialiśmy,że wkońcu zjeżdżając po kamyrdolach w krzakach wyjechaliśmy na piękną drogą asfaltową w centrum Męciny!

    No to super jesteśmy w "cywilizacji!"


    Mały pitt stop na lody(pyszne!) i jedziem dalej!

    Wiedząc,że jesteśmy w Męcinie mieliśmy na uwadze,że musimy podjechać Rdziostów ponownie, bo inaczej do Chełmca nie dojedziemy, auć(chyba,że pod Krasne Potockie, ale tam to jeszcze większa sztajfa!)! W myśl zasady "co Cię  nie zabije..." ciągliśmy tyłki do góry :P
    W Chełmcu zamiast jechać do domu, pojechałam jeszcze kawałek z Marcinem na miasto, tam się rozjechaliśmy. Ja dalej pedałując(bo mi było mało! się dopiero rozkręciłam!) on już do domu!
    Kręciłam i kręciłam, aż zapętliłam na Łącku,tam kolejne podjazdy,ale... coraz łatwiej mi podjeżdżać :P

    Po powrocie do domu grill+piwo i sobota wykorzystana na maksa! :P

    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 52.34km
    • Czas 02:32
    • SpeedAVG 20.66km/h
    • SpeedMaxxx 59.50km/h
    • Kalorie 1197kcal
    • HRmax 163 ( 82%)
    • HRavg 131 ( 66%)
    • Podjazdy 506m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Kołowanie w okolicy

    Czwartek, 9 lipca 2015 · dodano: 09.07.2015 | Komentarze 0

    Pogoda na środę sprawdziła się w 100%, nie dało się jeździć, burza z silnym wiatrem i deszczem uziemiła większość kolarzątek w kraju :O
    I dobrze :) Potrzebowałam takiego dnia,żeby na spokojnie posiedzieć w domu :) Chyba zacznę jeździć co drugi dzień  :P
    Taaa już to widzę :D  Jak będzie pogoda to nie wytrzymie :P
    Dzisiaj upały odpuściły,ale mimo wszystko błękitne niebo i w końcu jest normalna letnia pogoda :P Po śniadaniu coby nie przeciągać startu, bo zwyczajnie tego nie lubię,ubrałam się i pojechałam :)

    Gotowam!

    Tak trochę w nieznane, bo chciałam zwiedzić Łukowicę. Niby niedaleko, ale nigdy tam na rowerze nie byłam. :) Do Łukowicy niby trafić łatwo  gorzej z niej w dobrym miejscu wyjechać :) I tak też zbłądziłam :P
    Ale po kolei :) Pierwszy kierunek jaki obrałam to Mokra Wieś,stamtąd pamiętałałam jeszcze,że powinien być zjazd, a potem podjazd na Łukowicę. Miał być i był!

    Panorama z Mokrej Wsi

    Podjazd może sam w sobie nie był ciężki co długi :) Ale niedawno założyłam,że im więcej upów tym lepiej :)
    Potem zjazd i rozwidlenie drogi. Na czuja skręcam w lewo, po drodze dopytuję kobiet, którędy na Jadamwolę i Olszanki, wytłumaczyły, ale ja chyba nie ogarnęłam, boooooo wyjechałam w Świdniku! :D Czyli gdzieś pominęłam jeden skręt w prawo :P 
    Więc jak jestem już w domu, no to jadę gdzieś dalej, bo za krótko, jeszcze się nie zdążyłam zmęczyć :P
    Krajową 969 jadę z Podegrodzia do Brzeznej, a stamtąd na Chełmiec i pod Trzetrzewinę przez Biczyce :P
    Chciało nie chciało mi się podjeżdżać pod te serpentyny, ale skoro już się tam wybrałam... :D

    Widok kościoła w Trzetrzewinie z bocznej drogi w Biczycach

    Rozkminiałam, czy aż tak mi się chcę jechać do góry,żeby wyjechać na Wysokim i stamtąd wprost(dosłownie) zjechać do domu, czy jednak lepiej skręcić w centrum Trzetrzewiny i tam się doturlać na dół do Brzeznej i do domu.
    Że to była "niewiadoma" wycieczka, postanowiłam jechać w nieznane :P
    Po zjeździe do centrum wsi, skręciłam tak żeby podjechać(zaś!) pod szkołę na Litaczu, a potem już gdzieś zjechać na Gostwicę, pytanie którym zjazdem :P Najprościej byłoby pierwszym w prawo, ale tam wiem,że musiałabym się turlać po polach, więc podjechałam jeszcze kawałek i dopiero przez tzw. Wierzchowinę dotarłam do domu :)

    Fajnie w taką pogodę przejechać kilka miejscowości i nie wypruć sobie żył przez upał :P
    Teraz spokojnie bez nerwów siedzę w pracy i już wypatruję 22 na zegarze :P



    • Dystans 80.64km
    • Czas 03:39
    • SpeedAVG 22.09km/h
    • SpeedMaxxx 49.70km/h
    • Kalorie 1646kcal
    • HRmax 163 ( 82%)
    • HRavg 128 ( 64%)
    • Podjazdy 237m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Slovenska republika!

    Wtorek, 7 lipca 2015 · dodano: 07.07.2015 | Komentarze 1

    Prognoza pogody na jutro wywołała u mnie chęć dłuuuugiego rowerowania :) Zapowiadają ochłodzenie i opady deszczu, a ile w tym prawdy? Zobaczymy jutro :P
    Po raz ostatni na okres 2 i pół tygodnia wyszłam z pracy po porannej zmianie, teraz zostaje mi wieczorami kisić się w klubie! :O
    Zaś było bardzo gorąco i nim odbiłam na Piwniczną, to naprawdę chyba ze 6x zastanowiłam się czy to dobry pomysł jechać aż na Słowację?!  :D
    Grzało, ale to nic! Ja naprawdę wolę upały,niż deszcz czy śnieg!
    Rano jak się jedzie, to w sumie człowiek nie wie jaka pogoda będzie go czekała w drodze powrotnej, ale mnie cieszy fakt,że temperatura z rana jest na tyle wysoka,że nie trzeba się warstwami ubierać :P

    Po 15 pot oczy zalewał, nie lubię tego, bo pot=sól, a sól+oczy=no szczypie! :P

    Na nowosądeckim rynku zadbali o mieszkańców podczas tych upalnych dni nie ma co! :)

    Oprócz stojącej tam od zawsze fontanny

    postawili jeszcze dodatkową kurtynę wodną :)

    Dobra sprawa, sama pozwoliłam sobie 2x pod nią przejechać, ot tak dla ochłody :)
    Przez miasto przejechać o tej porze, to jak zaliczyć slalom gigant,alee ja już mam swoje patenty i miejsca na skoki/zeskoki, które pozwalają jechać, a nie stać zablokowana między autami :)
    Kieruje się na Piwniczną, bo miałam w zamyśle jechać do Florencji na lody...po drodze jednak się rozmyśliłam i postanowiłam od razu jechać do Mniszka :P
    W gardle od suchego powietrza, to aż drapie woda w bidonie się kończy...lato!

    Dojeżdżając do Mniszka,

    na okres Starej Lubovni  dopatrzyłam,że ta zamknięta droga(bo nowo robiona) musi prowadzić gdzieś jakimś zjazdem na teren Polski przez Poprad.

    Tam jest przecież most!!!

    Wjechałabym w tamtą stronę głębiej, ale zwyczajnie bałam się bezwzględnych,słowackich żandarmów :)
    Zakaz wjazdu, to zakaz wjazdu!
    Siadłam sobie tam chwilę wzięłam parę głębszych oddechów i zaczęłam zbierać się do powrotu.
    Po drodze kupiłam picie,zaczynam się uzależniać od coca-coli na tripach, ale jak sam napis trafnie stwierdził:

    na upały ta coca-cola to prawdziwy SKARB! :P

    Chroni przed bombą, ale nie radzę pić kiedy zwykła woda się skończy, bo prostu jest za słodka i potęguje uczucie pragnienia!
    Wracając musiałam kierować się objazdami, bo drogę w Piwnicznej remontują.

    Do objazdu postawili jeden drewniany most i jedną boczną kładkę. Zalecam pośpieszyć się z remontem, bo za chwile te deski wykitują!!!!
    Z Piwnicznej na Stary Sącz(zaś remont, zaś objazd!) i stamtąd już prosto do domu :)

    Zadowolona, stwierdzam,że jutro może jednodniowo popadać :P Tak dla odpoczynku od upału i od roweru! :D





    • Dystans 52.71km
    • Czas 02:14
    • SpeedAVG 23.60km/h
    • SpeedMaxxx 44.50km/h
    • Kalorie 1156kcal
    • HRmax 169 ( 85%)
    • HRavg 138 ( 70%)
    • Podjazdy 182m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Ja pikole jaki upał!

    Poniedziałek, 6 lipca 2015 · dodano: 06.07.2015 | Komentarze 0

    Początek tygodnia startuje z porannymi zmianami, później będzie już tylko gorzej, ciągłe 2 tygodnie na wieczór :(
    Z racji ciągle trwającej pięknej pogody, oczywistą oczywistością było,że do pracy pojadę rowerem <3 :P
    Wyzbierać się rano nie mogłam, za późno sobie wystartowałam, co później musiałam naginać na trasie :P Spoko loko do pracy zdążyłam punktualnie, kupując sobie nawet śniadanie po drodze :D
    Do momentu kiedy nie rzuciła mi się w oczy prognoza pogody i temperatura jaka miała dzisiaj panować, byłam zadowolona z wyboru swojego porannego środka lokomocji! :D
    W chwili wyjścia z klimatyzowanego klubu na zewnątrz po drugie śniadanie, moje zniechęcenie do wracania rowerem do domu powiększyło się 50x! Oddychać z duchoty nie miałam czym, okropne!
    Jeszcze się tak sztachłam wprost spod klimatyzacji.... ciekawe kto mi później za leczenie zapłaci? :P
    Powiedziało się A to i trzeba powiedzieć B! Jak przyjechałam tak wrócę rowerem, nie ma że boli :P

    Strasznie gorąco było,modliłam się tylko,żebym nie musiała zatrzymywać się na światłach,bo póki jechałam było wszystko w porządku :P
    Niestety jak to przy wyjazdach z miasta bywa stawać musiałam i to kilka razy, auć!
    Niby wiał wiatr i to całkiem silny, jednak specjalnie tego nie odczuwałam, a tylko się wkurzałam,bo nie dość,że się muszę męczyć z upałem to jeszcze z wiatrem!
    Spaliło mi gębę porządnie, ale i tak jestem zadowolona,że przejechałam w tak skrajnych warunkach bez żadnego (chyba!)uszczerbku na zdrowiu! :P


    • Dystans 62.90km
    • Teren 32.00km
    • Czas 05:20
    • SpeedAVG 11.79km/h
    • SpeedMaxxx 53.10km/h
    • Kalorie 2540kcal
    • HRmax 174 ( 88%)
    • HRavg 132 ( 67%)
    • Podjazdy 999m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Wschód słońca w Gorcach :)

    Sobota, 4 lipca 2015 · dodano: 06.07.2015 | Komentarze 0

    Ach co to był za weekend! :)


    Przygoda rozpoczęła się już w piątek od wyjazdu do Nowego Targu... 

    Kocham! <3

    Urwałam się z pracy wcześniej coby wcześniej dotrzeć na miejsce, jednak ostatecznie dopiero po 18 zaparkowałam pod blokiem Pauliny.
    Plany miałyśmy zacne i w sumie prawie w 100% je zrealizowałyśmy :) Sam piątek nie był jakoś mocno rowerowy,bo trzeba było się oszczędzać przed sobotą :)
    Przed 21 pojechałyśmy na typowego szlifa po mieście, no ładny ten Nowy Targ :)
    Sam w sobie jest mniejszy i spokojniejszy niż Nowy Sącz, ale za to okolice i widoki są po prostu zajebiste, zakochałam się po raz drugi w tym mieście :P
    Po przejażdżce z racji ambitnych planów na sobotę pasowało by iść spać,ale... się zagadałyśmy :P 
    Pora spania nastąpiła koło godziny 00:30, późno jak na fakt nastawionego budzika na coś koło 3:30! :)
    Taaaaak! Chciałyśmy zdążyć na piękne widoki Tatr o wschodzie słońca! 

    Więc śpimy! Chmielowe posiedzenie pomogło w szybkim zaśnięciu...ale jak to?! Po co ktoś za "chwilę" świeci światło i rozkazuje: wstawaj!!!
    Pierwsza myśl, pierwsze słowa ja pie*dolę! Paulina się śmieje, a mi się beczeć chce,asię mi zachciało! :P
    No ale spinam dupę i wstaję! Jest 3:40! Trzeba się pośpieszyć, bo wschód słońca planowali na 4:40, a my musimy zjeść, ubrać się, zapakować co trzeba i dojechać w miejsce gdzie będą śliczne widoczki <3 

    Zapas na bombę :)

    Ubierając się wyszłam na balkon sprawdzić jak się ubrać, wydawało się być ciepło jak na tak wczesną godzinę,wydawało się.... teraz kicham i smarkam :D
    Nie, to nie z tego względu,że się za mało ubrałam, bo mi zimno nie było (no dobra było, ale to wtedy kiedy się zgrzałam, a potem czekając na wschód słońca ostygłam-ile poświęcenia :D) w sumie to sama nie wiem skąd ten katar,bo Paulina zdrowa :D

    Godzina  4:25 odpalam endomondo pod blokiem i ahoj przygodo! <3
    Nigdy wcześniej nie było mi dane o tak wczesnej porze jeździć na rowerze, ale spodobało mi się to :)
    Może nie na tyle,żeby to co tydzień praktykować, ale raz na jakiś czas zwłaszcza w lecie czemu nie? :)

    No to jedziemy :) Najpierw na Klocek skąd chciałyśmy oglądać wschód słońca, przy okazji podziwiać piękne Tatry :)

    Foto babanarowerze.com

    Czekamy! :P
    Gdybyśmy wiedziały,że nam się wschód słońca spóźni, tobyśmy zdążyły na Bukowinę,no ale tam też było ładnie :)
    My na kiszonkach czatujemy na słońce, a ludzie śpią! Przecież jest sobota,a  na zegarach jeszcze nie ma nawet 5! :D
    Czułam się jak superbohater :D
    Wschód słońca, budzące się do życia miasto... czegoś takiego normalni ludzie nie oglądają i nie przeżywają! :)

    Po całej ceremonii pora ruszać dalej, dzień dopiero się zaczął :) Jedziemy tymi wszystkimi nieznanymi mi osiedlami i uliczkami (jakiś Kowaniec, Zadział czy Buflak),noooo Paulina jest moim przewodnikiem :P
    Po dojechaniu na ten Buflak postanowiłyśmy coś zjeść, bo wczesna poranna owsianka już przestała działać :P
    Wciągamy która co lubi, pierwszy sik stop i jademy dalej, teraz zaczyna się teren, prawdziwe MTB :)
    Są kamienie, są korzenie jest pełno kurzu i jest ciężej niż na asfalcie(wiadome), ale jest zajebiście! :P

    Garminek Pauliny ma nas doprowadzić na Turbacz, prowadzi, ale my go trochę nie słuchamy i wjeżdżamy na zajebistą ściankę gdzie nawet idąc z buta, pchając rower,on się buntuje i dęba stawia! :P
    Spoko mamy czas jest dopiero 6.45 :D Mamy kupę czasu na spokojne eksplorowanie terenu :P
    Gdzieś w bliżej nieokreślonym miejscu po bliżej nieokreślonym czasie wspinaczki, czujemy,że pora zaś coś przegryźć,bo jeśli nie, to nasze plany i ambicje przekreśli nam ogromna bomba!
    Siadamy pod krzakiem, przy okazji ściągając wszystkie niepotrzebne już ubrania(zaczyna się upał, tak o 6.50!) i jemy :).

    Foto babanarowerze.com

    W lesie cisza spokój,piękna sprawa! Tylko muchy dają w dupę, taaak my się pocimy! :P

    Jest świeża energia,można kontynuować jazdę :) Przejeżdżamy super drogi i miejsca. Czasami zza drzew pokazują się świetne widoki,podoba mi się to!

    Po dojechaniu na Turbacz, zarządzamy nielimitowaną przerwę na jajecznicę z coca-colą i opalanie przed schroniskiem :P
    Ludziów jeszcze nie ma, jest spokój i nawet na jedzenie nie trzeba długo czekać :)


    Podrzymałyśmy (nie wiem ile,no bo szczęśliwi czasu nie liczą :D) i pora było zjechać, tu się zaczyna frajda :D
    Co prawda zjazd wymaga większej koncentracji i większych umiejętności, ale superaśnie się zjeżdżało :P :D
    Mimo trwającego już parę dni upału, znalazłyśmy jeszcze miejsca w których  było prawdziwe błotko :)
    Kamienie czasami aż dziwnie za duże, korzenie jak korzenie i pełno piachu, ekstra! :P
    Z Turbacza zjeżdżałyśmy przez Kiczorę, coby wylądować na końcu w Łopusznej.

    Rower po powrocie do domu za czysty to nie był :D

    Podczas zjazdu kilka stopów(już nie sik stopów! :P) na foteczki i widoczki i na co jeszcze tylko trzeba było :P

    Foto babanarowerze.com

    Totalny chillout! :)

    Foto babanarowerze.com

    Nie mam pojęcia o której godzinie zjechałyśmy, o której byłyśmy już w Łopusznej, straciłam kompletnie rachubę czasu :)
    Jakoś tak mi się wydaje,że chyba koło 13 byłyśmy w domu u Pauliny.
    Stracone poczucie czasu spowodowane tak wczesną pobudką to chyba w sumie całkiem normalna sprawa co nie? :P
    U Pauliny obiadek, opalanie, leżakowanie i trochę zwiedzania okolicy, tam też ładnie :P
    W końcu trzeba było się zebrać i już/dopiero wrócić do Nowego Targu :)
    Gorąc był niesamowity, podziwiam wszystkich szosowców, którzy przy potęgującym od asfaltu upale powykręcali co lepsze kilometry, szacun ludzie! :)

    Po drodze wstąpiłyśmy na regenerację do pobliskiej rzeki Białki, ojej jak dobrze!!! :P


    Tu ludziów dużo(może te zdjęcie tego nie pokazuje, ale tak było :P),ale jakoś szczególnie mnie to nie zdziwiło :P
    Przy takiej temperaturze i wolnym, bo weekendowym popołudniu, to bardzo normalne :)

    Ta skałka (Kramnica) to ta Janosikowa, podobno :P
    Chłopaki Janosiki chypkali sobie z niej do wody, no bo takie z nich kozaki :P

    Dobrze się siedziało, ale kiedyś trzeba było wrócić :) Na zegarku po 15, a więc za trochę ponad godzinę, wybije 12h naszego rowerowania! :P Zajebista sprawa :p
    Jedziemy teraz już prosto do Nowego Targu :)
    Jadąc tam od pewnego momentu pokapowałam okolicę i taaaak! Tą drogą wracaliśmy z Rajdu wokół Tatr, pamiętam!
    Wszystko to samo tylko pogoda całkiem inna niż wtedy! Wtedy lało, grzmiało i było zimno! Pamiętam!!!!
    Mimo wszystko jak sobie przypomniałam końcówkę tego rajdu, to aż mi się gęba ucieszyła :P Takich rzeczy się nie zapomina! :)
    Od chwili(czyli chyba od momentu wjechania do Gronkowa) kiedy przypomniałam sobie,że tamtędy wracaliśmy z rajdu wiedziałam już mniej więcej gdzie jesteśmy i jak daleko jeszcze pojedziemy, no bo wcześniej wgl kierunków nie ogarniałam :D
    Paulina kierownik imprezy :P
    Jedziemy i jedziemy i tak jak na rajdzie skręcamy na lotnisko, a z lotniska do Pauliny, to już rzut beretem :)
    Jakoś po godzinie 16 dotarłyśmy pod blok kończąc zajebiście rowerowy dzień :D
    Teoretycznie 12h na rowerze(praktycznie ponad 5h w ruchu)!

    Taaaak takich właśnie tripów nam trzeba! Totalnego odizolowania się od rzeczywistości i poczucia jakiegokolwiek obowiązku :)
    Dla mnie to była totalnie odmóżdżająca sytuacja :) FANTASTYCZNA SPRAWA! :D
    Dopiero po doprowadzeniu się do stanu jakiejkolwiek używalności i padnięciu na kanapę poczułam, o której godzinie wstałam :D
    Ale nie żałuję! :)
    Takich wypraw grzechem byłoby żałować :)
    Za to Wy możecie nam pozazdrościć :D

    Iiii możecie na mnie mówić nienormalna, ale jeśli jeszcze kiedyś nadarzy mi się okazja,żeby w środku nocy wstać i iść na rower, to wstanę i pójdę! :)



    Counterliczniki.com