Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Izona. Mam przejechane 53867.50 kilometrów w tym 1066.40 w terenie. Kręcę ze średnią 22.33 km/h i się wcale nie chwalę!
  • Czas na siodełku 100d 08h 39m
  • Więcej o mnie.

    Follow me on Strava 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

    Ja na instagramie

    Znalezione obrazy dla zapytania instagram

    Moje ziomeczki

    Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy Izona.bikestats.pl

    Z Archiwum X

    Wpisy archiwalne w miesiącu

    Październik, 2016

    Dystans całkowity:601.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
    Czas w ruchu:23:21
    Średnia prędkość:25.75 km/h
    Maksymalna prędkość:95.00 km/h
    Suma podjazdów:5261 m
    Suma kalorii:13315 kcal
    Liczba aktywności:9
    Średnio na aktywność:66.81 km i 2h 35m
    Więcej statystyk
    • Dystans 42.00km
    • Czas 01:37
    • SpeedAVG 25.98km/h
    • SpeedMaxxx 95.00km/h
    • Kalorie 884kcal
    • Podjazdy 309m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Koniec października...

    Poniedziałek, 31 października 2016 · dodano: 02.11.2016 | Komentarze 0

    Przeleciało....
    Najpiękniejszy jesienny miesiąc uciekł nawet nie wiem kiedy.
    Miesiąc najpiękniejszy, bo kolorowy, ale nie w tym, roku.
    Wiało, padało.
    Było ciemno, szaro i buro!
    Paskudnie!
    Licząc na palcach jednej dłoni mogę stwierdzić,że dni ze słońcem było zaledwie kilka.
    Dzisiaj na zakończenie miesiąca i dnia po pracy skoczyłam na szybką rundkę, bo po zmianie czasu już wcześnie ciemno!!!
    Za dnia niby słonce, ale zimno!

    Ninja style season on! :D 

    Krótka pętelka i stwierdzam,że chyba dojechałam przerzutki :D
    Pora udać się na posezonowy serwis! ;) 
    No i nawet strava zwariowała, bo gdzie niby się rozpędziłam do 95 km/h?! Nigdzie!
    Teraz listopad,pora zacząć biegać i odwiedzać salę spinningową/zumbową, a rowerek tylko przy względnym cieple ;)


    • Dystans 50.00km
    • Czas 01:53
    • SpeedAVG 26.55km/h
    • SpeedMaxxx 57.20km/h
    • Kalorie 1135kcal
    • Podjazdy 336m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Lunch Ride przed pracą ;)

    Piątek, 28 października 2016 · dodano: 28.10.2016 | Komentarze 0

    Tak mnie na spontana wzięło na szybką rundkę do Piwnicznej ;)
    Miałam sobie dzisiaj dać spokój z jeżdżeniem, bo miałam uraz po wczorajszej przejażdżce, ale to słońce! <3

    Rano siwy mróz i -2 stopnie na termometrze nie zachęcały do wyjścia spod kołdry,a co dopiero do wyjścia na rower, ale to była tylko kwestia czasu :)
    Kiedy już zrobiłam co do mnie należało, a na zegarze było ledwo 10 minut po 11, tak się ubrałam i pojechałam ;)
    Wbrew pozorom mimo porannego mrozu, było dużo cieplej i przyjemniej niż wczoraj!
    Moja kolekcja ubrań "jesień-zima" daje radę! ;)
    Tym razem wiatr sprzyjał w drodze powrotnej i przynajmniej nie musiałam się obawiać,że nie wyrobie z czasem przed pracą :)


    • Dystans 42.00km
    • Czas 01:35
    • SpeedAVG 26.53km/h
    • SpeedMaxxx 68.80km/h
    • Kalorie 968kcal
    • Podjazdy 453m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Wolne w tygodniu, super! :D

    Czwartek, 27 października 2016 · dodano: 28.10.2016 | Komentarze 0

    Dawno, naprawdę dawno nie miałam możliwości zgłoszenia wolnego w tygodniu "od tak"! 
    Teraz kiedy jest nas o jedną osobę więcej, wszystko się da, bez zbędnych komentarzy i tłumaczeń ;)
    Zatem zgłosiłam potrzebę wolnego we czwartek i takowe wolne dostałam ;)
    Zimno było od rana, ale mi od rana ciepła nie trzeba było, bo miałam masę załatwień i wyjazdów... No po coś to wolne wzięłam :D 
    Dopiero przed 13 miałam chwilę czasu,żeby coś pokręcić.
    Nie kręciło się tak dobrze,jak we wtorek. Było zimno, wilgotno, no i szaro i ponuro :o

    Nawet sad niby kolorowy, ale jednak szary...

    Jechałam z zamiarem dojechania pod Ostrą i prawie mi się to udało!
    Prawie, bo w Młyńczyskach mnie chmara psów przegoniła, oboszsz!
    Już niżej w Jastrzębiu zwiewałam dwóm, różnym ekipom przeganiającym, ale ta ostatnia była za agresywna. 
    Dobrze się poskładało, bo już mi się naprawdę nie chciało kręcić pod tą górę!
    Zjeżdżałam w dół i już chciałam być w domu, bo zimno i nieprzyjemnie.
    Wróciłam, zjadłam rosół i mogłabym jechać znowu! :D

    Nie pojechałam tylko dlatego,że wieczorem u Hopka było szkolenie (tylko!) dla Pań.
    Tematem szkolenia było rowerowe SPA :)
    Miałam zamiar wziąć w nim udział i wzięłam ;)

    Szukajcie mnie :D 

    Dobry to był dzień! ;)


    • Dystans 58.80km
    • Czas 02:15
    • SpeedAVG 26.13km/h
    • SpeedMaxxx 70.90km/h
    • Kalorie 1372kcal
    • Podjazdy 523m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Lato wróciło! :P

    Wtorek, 25 października 2016 · dodano: 28.10.2016 | Komentarze 0

    Po Rajdzie i mojej niechęci do roweru ani śladu! :D
    Co prawda organizm tak dostał w kość,że nadal nie może dojść do siebie i czuje wewnątrz straszne spustoszenie, ale pogoda nie pozwoliła siedzieć w domu! :D
    Było ciepło, bardzo ciepło! :P

    Wystarczyły dwie cienkie warstwy i w drogę!
    Halny robił robotę :D
    Pojechałam w stronę Limanowej i już w Rdziostowie ściągałam rękawiczki i podciągałam rękawki, przez co jak się później okazało opaliło mi przedramiona :D
    Na podjazdach nawet nie umierałam, więc wygląda na to,że Rajd trochę przetarł mi mięśnie i płuca ;)
    Z Limanowej puściłam się Raszówkami w dół i już miałam kończyć trasę w Przyszowej na podjeździe, aleeee nadal było mi żal pogody :D 
    Pojechałam więc dalej na Stronie, Rogi i Podegrodzie i to był błąd!
    Prawie się spóźniłam do pracy, o mamo!
    Źle sobie obliczyłam kilometraż, a wiatr i zmęczenie w końcówce mnie zwolniły o dobrą połowę powera z początkowej trasy :P 
    Do domu wróciłam o 13.45, a w klubie muszę być o 14.30!
    Pieronem się kąpie,pieronem wciągam zupę i jakieś mięso(bo na ziemniaki już brakło czasu!) i już jadę, na pewno się spóźnię!
    Pewnie,że się spóźniłam, całe 6 minut, ale Paulinka zna moje odchylenia od normy i co najważniejsze jest wyrozumiała :P



    • Dystans 130.70km
    • Czas 05:14
    • SpeedAVG 24.97km/h
    • SpeedMaxxx 78.80km/h
    • Kalorie 3068kcal
    • Podjazdy 1575m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Rajd Beskid Niski 2016

    Niedziela, 23 października 2016 · dodano: 26.10.2016 | Komentarze 0

    Zaś pogoda do bani. Zaś się obijam...ahhh te wymówki :D

    Od dłuższego czasu po internecie krążyło info o "Rajdzie Beskidu Niskiego" organizowanego przez ludzików z gorlickiego sklepu rowerowego "Ostre Koło".
    Początkowa data Rajdu zaplanowana była na 16 października, ale urocza pogoda, skutecznie pokrzyżowała plany i organizatorom i uczestnikom...
    Na szczęście Rajdu nie odwołano, a przełożono na za tydzień.
    I to był strzał w dychę! :D
    Chciałam tam jechać, mogłam tam jechać(bo miałam wolne), więc pojechałam :)

    Prawda prawdą,że kiedy w niedziele otworzyłam oczy i spojrzałam przez okno, przez chwilę się zawahałam...
    Mróz! Siwy mróz i -2 stopnie, oł jeach, przygoda! :D 
    Mózg jednak szybko pracował, sprawdziłam pogodę na resztę dnia iii tak!
    Już pakuję Biankę do iżonowozu, wcinam kanapki (z szynką of cors! :D) i punkt 8 startuję w stronę Gorlic.
    Jadę i zaś wahanie... Tą razą mgła! Straszna mgła!

    Im bliżej Sącza i później Gorlic tym mgła jeszcze większa, omatkobosko nie będzie widoczków! :O
    Skoro jednak się wybrałam, to teraz nie zawrócę, szkoda dnia! :P
    Będąc w Grybowie mgła znikła, tak od sztycha i zobaczyłam coś pięknego!
    Złotą, polską jesień!


    Kuwa się zakochałam! Na takie widoki czekałam odkąd w kalendarzu minął dzień z napisem astronomiczna jesień.
    Czyli długo, za długo!!!
    Wszędzie, żółto, pomarańczowo, czerwono...kolorowo! Napaczeć się nie mogłam, ale jadę czym prędzej dalej, bo już przed 9, za chwilę nie zdążę na start! :D
    Będąc samochodem tydzień wcześniej w Gorlicach, zauważyłam tabliczkę ze strzałką i napisem "Ostre Koło", ale nie miałam wtedy czasu ani sposobności patrzeć, gdzie ten sklep dokładnie jest.
    Znalezienie go jednak nie było takie trudne, tylko chyba i tak za wcześnie przyjechałam,bo pocałowałam klamkę bramy wjazdowej :D
    No cóż, zaparkuję dalej, przebiorę się, złoże rower i poczekam na resztę.
    Parkując dostrzegłam dwa inne samochody, których właściciele jak się okazało, też przyjechali na Rajd i też pocałowali klamkę :D
    Cześć, cześć i za chwilę prze parkowanie samochodów, bo sezam się otworzył :P

    O jaką miałam nadzieję jadąc na to wydarzenie,że będzie więcej dziewczyn aniżeli ja sama :P
    Ooo jak się zawiodłam kiedy okazało się,że jam sama i kupa chłopów!
    To znaczy, jak się dużo później okazało, była druga dziewczyna, ale niestety nie dane mi było przejechać z nią tej trasy i chcąc nie chcąc musiałam nadążać za facetami!

    Foto Wiktor Bubniak

    Kiedy już wszyscy ochotnicy byli gotowi do startu, Sebastian-organizator opowiedział jak przetrwać i jak się nie zgubić w tych nieznajomych zakamarkach ;)
    Chwilę po 9.45 ruszyliśmy :)

    Foto Wiktor Bubniak

    Z początku szło mi całkiem dobrze,trzymałam się tyłu peletonu, chociaż świadomość,że jedzie ze mną z 30 chłopa, nie napawała mnie optymizmem :O
    Gdzieś przed pierwszym podjazdem odpadłam i sobie pomyślałam,że jestem w dupie, bo nawet w razie potrzeby nie mam numeru telefonu do organizatora...
    Aaaa pytał na odprawie czy go nie podać...!

    No nic jadę. Wiatr nie ułatwia, wieje prosto w twarz, shit! 
    Jak się okazało nie zostałam sama,bo zaraz za mną jedzie jeszcze ktoś.
    Chłopak (wow co za nowość! :D)
    Nie wiem jak ma na imię, bo się nie przedstawił, ale zdążył mi powiedzieć,że nie jeździł dwa lata, a jego większą pasją od roweru jest malowanie, noo ale na Rajd się zdecydował... To pewnie te jesienna paleta kolorów :D
    Wrócił po nas Sebastian, chwilę jechał z nami, potem wystrzelił w tą górę obiecując, że zastopuje większą grupę, bo w grupie raźniej, zwłaszcza w taki wiatr :O
    Faktycznie u góry na nas czekali, milusio
    Jedziemy zaś w grupie, ale dla mnie to męskie tempo jest za szybkie, nie nadążę. 
    Zaś Sebastian się nade mną zlitował i ze mną jechał.
    Wjechaliśmy na Słowację, omatkobosko! strasznie biedna część tego państwa :O
    Takie nasze pegeery! 
    Od strony Starej Lubovni wygląda to o wiele lepiej!
    Nie dość,że nazwy miejscowości wpisywane w dwóch językach (zaraz, czy te podwójne nazwy były już na Słowacji, czy jeszcze w Polsce?!), to jeszcze bieda aż piszczała!
    Strasznie!
    Mówię do Sebastiana,że nie chciałabym,żeby mi się tu rower zepsuł...

    Na szczęście teren Słowacji przejeżdżamy dość sprawnie i szybko, chociaż gdzieś pod koniec zdarzyła się chwila postoju, bo dojechaliśmy do małej kraksy w "naszej grupce".
    Na pierwszy rzut oka nie wyglądało, to groźnie, do czasu kiedy główny poszkodowany na bufecie (70 km Rajdu),zdecydował się zakończyć imprezę.
    Ambicje, ambicjami, ale zdrowie najważniejsze! :)

    Foto Wiktor Bubniak

    Po postoju ruszyliśmy całą grupką w kierunku Zborova dalej do Niźnej Polianki i tam pierwszy skręt dnia dzisiejszego w stronę granicy z Polską.
    Ufff spadamy z tej "dziwnej" Słowacji!

    Tam zaczyna się kolejny podjazd i zaś zostaje z tyłu, no cóż zasada jest jedna: żeby jeździć, trzeba jeździć.
    Cały miesiąc się obijałam,bo pogoda już nie ta,więc i słabo jadę pod górę. Tyle! :)
    Zmęczyłam się wytaczając pod te zakręty, ale kiedy minęłam znak informujący,że jesteśmy w Magurskim Parku Narodowym, odżyłam :D

    Foto Wiktor Bubniak

    Foto Wiktor Bubniak

    Bosze pięknie tam jest!
    Pełno drzew, górek, źródełek i...drapieżników :D Taak!
    Ooo jak zapragnęłam mieć silniczek w ramie kiedy zobaczyłam wieeeelką tablicę z napisem:
    ZWOLNIJ! NIEDŹWIEDZIE!
    Zwolnij? Chyba spierdzielaj,a nie!
    Jadę, w gaciach 3 kg i mam nadzieję,że niedźwiedzie na kości nie lecą :P
    Z nadziei zrobił się strach, kiedy kolejna tablica ostrzegała zaś przed WILKAMI!
    No come on! Ja chce żyć! :D
    Po wyjechaniu z parku sprawdziłam czy aby się nie zgubiłam, bo już na horyzoncie nie widziałam,nikogo z rajdowców!
    Wyciągłam swojego najnowszego GARMINA 3000 i monitorowałam położenie :D

    Jestem w Świątkowej Małej,a więc na dobrej drodze do bufetu.
    Jeszcze tylko z 5 kilometrów ;)
    Na bufecie mam nadzieję,że jeszcze jakieś okruszyny dla mnie zostaną,a już w ogóle nieskromnie liczę na to,że chłopaki też tam będą :)
    Dojechałam do bufetu. Jest papu, jest cola, są chłopaki! Uff zdążyłam! ;)
    Pojedliśmy, popiliśmy i trzeba jechać dalej, bo prawie drugie tyle drogi przed nami :)
    Zaś początkowo jedziemy wszyscy razem, po kilku kilometrach (zaś na głupiej hopce!) zostałam sama...
    Kolka (pepsi+wysiłek i zawsze kończę tak samo! ) i brak gazu w łydach iiii...
    Baby gdzieście są?! 
    Jadę, dumna ze swojej przebiegłości z zabraniem ze sobą GARMINA liczę na to,że mnie nie oszuka, bo już teraz na pewno ich nie dogonię, bo już nie ma więcej bufetów! :O
    Styrmam się pod te górki i górecki wypatrując obiecanych (od 70 kilometra) znaków poziomych informujących o kierunku dalszej jazdy, aż tu koniec podjazdu, a na szczycie ONI, CHŁOPACY!
    Czekają na mnie!!!
    Nie musieliście (bo co Wam po mnie?), a zaczekaliście na mnie!
    No kocham Was! Uradowana wielce, ruszam z nimi w ten zjazd i ten milion zakrętów (prawie jak na Knurowskiej... prawie, bo Podhale jest tylko jedno!
    Chciałabym,ale mnie zaczęło odcinać...A do tego ten wiatr...Cholera!
    Prosta droga, a ja nie mogę się rozpędzić! 
    Ten odcinek Rajdu bardzo przypominał mi odcinek od I bufetu do podjazdu na Strbskie Pleso podczas Rajdu wokół Tatr.
    Niby płasko, ale ciągle pod górę, nijak nie idzie depnąć....
    Zostałam sama!
    No nic, teraz się nie poddam.
    Moja głowa i nogi nie współpracowały, ale kiedy zobaczyłam,że jeden chłopak wyraźnie zwolnił, zostawił grupę i czeka na mnie żeby mnie podholować, siły trochę wróciły ;)
    Mój pomocnik, miał na imię Krzysiek i był z Rzeszowa, a Nowy Sącz nie dość,że znał, to jeszcze lubił się tam wozić na rowerze :)
    Fajny dialog się między nami nawiązał i taka gadka szmatka odwiodła mnie od mojego wycieńczenia.
    Droga jednak ciągła się już niemiłosiernie iii w pewnym momencie w głowie miałam jedną myśl:
    Pierdolę! Nie jadę dalej!
    Ale wtedy zaś z pomocą przybył kolejny chłopak (nie znam imienia) i już we dwóch bronili mnie przed wiatrem i rezygnacją z ukończenia Rajdu.
    DZIĘKUJĘ!!!
    Oooo jak się ucieszyłam kiedy minęliśmy znak z napisem Gorlice!
    To już koniec...prawie!
    Ta nieznajomość terenu nie dawała mi pewności,że nie wyzionę ducha przed metą! :P
    Pamiętam jak na pierwszym,moim Rajdzie wokół Tatr, kiedy kompletnie nie ogarniałam terenu, po przejechaniu tablicy z napisem Nowy Targ też byłam szczęśliwa...
    Jak się później okazało przejazd za ten znak nie oznaczał końca Rajdu! Umieranie trwało jeszcze parę kilometrów! :D 
    Tak też było i tym razem!
    Gorlice "minięte", a mety nie ma!
    Co najgorsze, na horyzoncie pojawiła się góra!
    Znaczy pagórek,ale w mojej obecnej już (nie)dyspozycji każda fałdka była kolejnym gwoździem do trumny...
    Zacisnęłam zęby i chyba tylko dla chłopaków, którzy tak wytrwale o mnie walczyli dojechałam do końca! ;)


    I tak:
    Dziękuję organizatorom za fajną imprezę!
    Rzekłabym imprezkę kończącą sezon 2016, ale przecież na rowerze jeździ się cały rok, nie? :P
    Różnica tkwi tylko w częstotliwości ;)
    Dzięki za trasę (było twardo!), za atmosferę, za kawałek historii o Łemkach i czasach przed wprowadzeniem strefy Schengen na granicach polsko-słowackich, za pepsi na bufecie i te pyszne croissanty, za pizzę na mecie której nie jadłam, bo nie byłam w stanie nic połknąć,(nawet własnej śliny)! 
    Ostatecznie skusiłam się na gorącą herbatę z cukrem! (ten cukier jest istotny, bo słodzonej herbaty nie piłam chyba z 7 lat!), która postawiła mnie na nogi i dzięki niej byłam w stanie bezkolizyjnie wrócić do domu :)
    I przede wszystkim dzięki za cierpliwość do mojej z bombionej w końcówce osoby! :D
    Dojechaliście mnie do porzygu, ale pewnie do Was jeszcze wrócę! ;)
    Jak nie do Panów, to do Pań "bufetowych", które jeżdżą, na Rajd się nie skusiły, ale w ramach rekompensaty zaprosiły, na babskie kręcenie ;)
    Zatem byle do wiosny! :D


    PS: Te pamiątkowe skarpety, całą zimę będą mi o Was przypominały ;)










    • Dystans 52.00km
    • Czas 01:57
    • SpeedAVG 26.67km/h
    • SpeedMaxxx 63.00km/h
    • Kalorie 1058kcal
    • Podjazdy 220m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Do ciemnej nocy.

    Poniedziałek, 17 października 2016 · dodano: 18.10.2016 | Komentarze 0

    Po powrocie z pracy stwierdziłam,że oprócz mocnego wiatru, nic nie stoi na przeszkodzie,żeby się karnąć po okolicy ;)
    Wiało barz i to jak zwykle w twarz! Lubię jak wieje, ale nie jak jadę ;)

    Jechałam z zamiarem dojechania do Piwnicznej, ale w Rytrze zawróciłam, bo od Obłazów Ryterskich zwinęli asfalt, dosłownie :)
    Szkoda Bianki na te wertepy :P
    Po nawrotce jechało się dużo przyjemniej, bo wiatr wiał w plecy, aż do Starego Sącza! Tam zaś w twarz :D
    Wracałam przez Gaboń i Podegrodzie, a do domu dojechałam już całkiem po ciemku, czytaj o 18.20.
    Jesień (i to taka jak w tym roku) nie sprzyja rowerzystom :) 

    • Dystans 55.40km
    • Czas 02:12
    • SpeedAVG 25.18km/h
    • SpeedMaxxx 68.80km/h
    • Kalorie 1201kcal
    • Podjazdy 330m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Pogoda sztosik! :D

    Piątek, 14 października 2016 · dodano: 14.10.2016 | Komentarze 1

    Ja pikole, ale się na nas jesień pogniewała!!! :O
    Deszcz, ziąb i tak od dwóch tygodni z przerwami na pada/leje i zimno/lodowato...
    Dzisiaj jak zobaczyłam rano słońce, to normalnie zwariowałam z radości! :D
    Jak słońce świeci, to człowiek nie zwraca na to uwagi, ale kiedy go braknie, automatycznie się to dostrzega.
    Jest słońce i nie pada,ale jest zimno, bardzo...1 stopień...
    Wczoraj w końcu kupiłam ocieplacze na moje "białe" szimanochy.
    Miałam,więc idealną okazję sprawdzić ile są warte na takim mrozie ;)
    Kiedy na dodatek po 10 na podwórko wjechał kurier, zwariowałam po raz drugi dzisiejszego poranka!!! :D 
    Przywiózł mi zamówioną w niedzielę kurtkę z decathlonu!!!
    Teraz już nie mam wyjścia, jedziem w ten ziąb! :P
    Kilka minut po 11, wystrojona od stóp do głów, (nowe owiewy, nowa kurtka i koszulka termo, nowa kominiarka, nowa ja? :D) ruszyłam przed siebie :)

    Jak zwykle byle gdzie, byle jechać.
    O tej porze roku, po intensywnym sezonie, pomysły na jazdę już się dawno skończyły, a jeśli nawet są, to w tygodniu nie ma ani czasu, ani pogody na ich realizację.
    Jessus jechałam i się śmiałam, całą drogę!

    Mijani kierowcy pewnie myśleli,żem wariatka i mieli rację! :D
    Dzisiaj oszalałam ze szczęścia!
    Kurtka nie dość,że idealnie rozmiarowo dobrana, to jeszcze lekka, ciepła no idealna!
    Wnet bym się do pracy spóźniła,baa nie dotarłabym do niej wcale! :D
    Na tyle mnie ta jazda dzisiaj cieszyła,że byłam skłonna nie stawić się na popołudniową zmianę ;)
    Jednak rozum wygrał z sercem i na ostatnią chwilę wróciłam do domu,żeby na czas dojechać do klubu ;) 
    Tak niewiele, a tyle szczęścia przez cały dzień! :P

    #ilovebike #ilovemylife #iloveall! :D

    • Dystans 70.10km
    • Czas 02:50
    • SpeedAVG 24.74km/h
    • SpeedMaxxx 84.20km/h
    • Kalorie 1529kcal
    • Podjazdy 654m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Niedzielny rowerzysta :D

    Niedziela, 9 października 2016 · dodano: 10.10.2016 | Komentarze 0

    Mówią,że sezon się skończył,że już nie trzeba się spinać,że teraz jeździmy na luzie...bla bla bla :D
    Prawda, to wszystko, ale żeby jeździć trzeba jeździć, zasada ta obowiązuje caaaałyyy rok!
    Nie jeździłam przez tydzień.
    Po raz drugi w tym roku miałam taki cały tydzień wolny od roweru. 
    Pierwszy wolny tydzień był jak byłam na urlopie, drugi teraz.
    Nie że mi się nie chciało (no może tylko trochę :D), tylko padało, bardzo, i dużo i było zimno!
    W sumie dobrze, odpoczęłam sobie ;)
    Weekend wolny, ale zimny!
    W sobotę wolałam posiedzieć w domu, a popołudniu iść na imprezkę niż na rower, ot tak, kto mi zabroni? :D
    W niedzielę za to postanowiłam,że jak nie będzie padało i nie będzie mrozu, to chociaż na chwilę pójdę się przewietrzyć ;)
    Jak postanowiłam tak zrobiłam ;)
    Z racji tego,że od ponad dwóch miesięcy, (ciągle mieszkając w domu!), nie jadłam z rodzinką niedzielnego obiadu, poczekałam aż się ugotuje, zjemy go i dopiero wio! 
    Dobrze się poskładało, bo po obiedzie, po 14 dopiero wyszło słońce, zrobiło się przyjemniej ;)
    Ubrałam starą kurtkę (zamówiłam w decathlonie parę ubranek w tym kurtkę na zimniejsze jazdy, ale jeszcze nie doszły), dwie pary skarpetek (owiewów na buty też jeszcze ni ma! :D), dwie buffki i wyruszyłam w tą mroźną przejażdżkę :P

    Omatko! 
    Moje nogi nie wiedziały do czego mają mi służyć :D
    Biedne, zaniedbane łydki i jeszcze biedniejsze uda, musiały nieźle się rozgrzać,nim potrafiły wejść na wyższe obroty :D
    Tak przez jakieś 20 parę kilometrów, czyli gdzieś do Siekierczyny się męczyły, a potem było tylko lepiej, co nie znaczy, że super :P
    Pojechałam do Limanowej i tam ścigałam się z własnym cieniem, a potem już z zapadającym zmrokiem ;)

    Zimno, czasami nawet bardzo...! Już wiem dlaczego cały tydzień mnie na rower nie ciągło ;)
    Po drodze ku mojej radości spotkałam kilku rowerowych napaleńców i aż mi się cieplej robiło kiedy się mijaliśmy ;)
    Ale co Wam powiem, to Wam powiem, ja bez roweru ciągle jak ryba bez wody iii ciężko będzie mi przetrwać te pierońsko długie miesiące jesienno/zimowe! 
    Byle do wiosny! :D





    • Dystans 100.30km
    • Czas 03:48
    • SpeedAVG 26.39km/h
    • SpeedMaxxx 73.80km/h
    • Kalorie 2100kcal
    • Podjazdy 861m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Od wschodu do zachodu. Przed pracą i po pracy.

    Sobota, 1 października 2016 · dodano: 02.10.2016 | Komentarze 2

    Wszyscy, wszędzie trąbią,że ten weekend jest ostatnim tak ciepłym weekendem i że po nim będzie już tylko piździernik...
    Patrząc na to jaki ten weekend jest, to faktycznie pierwsza część prognoz się sprawdza, jest pięknie! :D
    Co do drugiej części...dopóki nie zobaczę nie uwierzę ;)
    Jak na złość te ostatki muszę spędzać w pracy! Nie cierpię tej roboty za to, nienawidzę!
    Gdyby nie praca, całą sobotę chodziłabym po górach (bo ileż można jeździć na rowerze? :D).
    Przez pracę musiałam z bólem serca zrezygnować z gór i zadowolić się rowerem,o taka kara! :D

    Rano wstałam o 6,żeby obudzić się przed 8 h bezczynnym siedzeniem (bo kto mądry w taką pogodę przyjdzie na siłownię...?).
    Pojechałam na pierwszą tego dnia pętelkę ;)
    Przez Chomranice i Tęgoborze,bo już wiem,że jadąc tędy zdążę przed 8 być w pracy.

    Jak na 1-wszego października temperatura i widoczność o 6.15 przyjemna, bym rzekła nawet znośna ;) 
    Wiedziałam,że jak tylko słońce zacznie się pokazywać, będzie tylko cieplej ;) 

    Do Stadeł jechałam samotnie. Nie minął mnie żaden samochód, ani nawet pies :)
    W drodze do Chełmca ruch jakby trochę się zwiększył, a im bliżej Marcinkowic i Klęczan tym więcej ciężarówek...
    Nie tylko ja spędzę sobotę w pracy ;)
    Przed podjazdem z Chomranic do Tęgoborzy na zegarku było już po 7, a więc do pracy dojadę parę minut później niż ostatnio.
    Czy ja się zdążę wykąpać przed otwarciem klubu? :D
    Cisnę pod górę, bo minuty uciekają i tak mi się pomyślało: "a co gdybym teraz złapała kapcia?" :D 
    Oj dziewczyno lubisz Ty podkręcać adrenalinę :D
    Gdybym teraz złapała kapcia, to na pewno bym się nie zdążyła wykąpać, baaa nawet bym nie zdążyła zamknąć klubu, a co dopiero go otworzyć :D
    Na moje szczęście obeszło się bez kapcia, a do klubu dojechałam na tyle wcześnie,że bez problemu zdążyłam się "wypachnieć" przed pierwszymi klientami :)

    Po pracy pogoda jak marzenie ;)
    O jak się ucieszyłam kiedy zamknęłam za sobą drzwi klubu! :D 
    Zostawiłam info w domu,żeby nie czekali na mnie z obiadem, baaa nawet z kolacją, bo będę jeździć dopóki nie zapadnie noc :D
    Ooo jakie było moje zdziwienie kiedy startując spod klubu zauważyłam,że nie zastopowałam rano stravy! :D
    No cóż nawet aplikacja wyczuła,że będzie to "całodniowy" trip!
    Jadę na Wysokie, coby się jeszcze trochę pomęczyć na tym niekończącym się podjeździe.
    Micha mi się cieszy, bo temperatura nie różni się od tej z miesięcy wakacyjnych, a przypominam mamy 1-go października :D

    W tym momencie zaś pomyślałam,że pasuje na zachód słońca znaleźć się w takim miejscu,żeby to słońce było widać :D 

    Znaczy jak wjadę gdzieś między krzaki (tam z lewej strony!), to nie dość,że nie zobaczę zachodu, to jeszcze zamarznę, bo bez słońca zimno będzie!
    Styrmam się więc i planuję...Nogi jadą, płuca wyrabiają, znaczy w sumie wyjeżdżone! :) 
    Zjeżdżam przez Raszówki w stronę Siekierczyny iii właśnie dzieje się to o czym przed chwilą myślałam!
    Drzewa mi słońce zabrały i zimno mi!
    Uciekam stamtąd ile sił w nogach mam jeszcze po wyjechaniu na Wysokie, czekając aż się krzaki skończą :)
     
    Tak mi się śpieszyło,że aż mi się telefon spocił :D Ale jest słońce, mogę jechać dalej!

    Jak widać krzywda mi się nie dzieje :D
    W Przyszowej wpadłam na pomysł,żeby zachód słońca oglądać z Łącka, tzn. z granicy Łącko/Czarny Potok, bo to górka będzie dobry warun na takie spektakle.
    Pomysł dobry, ale czas nie ten :)
    Gdybym wszystkich ocieplających ubrań nie zostawiła w klubie, tobym się nie zastanawiała, a tak skanując w pamięci drogę powrotną z Łącka do domu, wiedziałam,że bez słońca będę przeklinać :)
    Rezygnując więc z takich doznań, będąc w Naszacowicach skręciłam na Stary Sącz i oglądając się za siebie stwierdziłam,że tu też zachód będzie mi dany :)
    Jechałam co jakiś czas zatrzymując się na pstryknięcie super fotki, aż słońce całkowicie zaszło i zrobił się półmrok.

    Dzień się (s)kończył trzeba wracać do domu.
    Mam nadzieję,że mimo wszystkich przewidywań i prognoz tej jesieni będzie jeszcze pogoda na rower tudzież wypad w góry :)




     

    Kategoria Stóweczka


    Counterliczniki.com