Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Izona. Mam przejechane 53867.50 kilometrów w tym 1066.40 w terenie. Kręcę ze średnią 22.33 km/h i się wcale nie chwalę!
  • Czas na siodełku 100d 08h 39m
  • Więcej o mnie.

    Follow me on Strava 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

    Ja na instagramie

    Znalezione obrazy dla zapytania instagram

    Moje ziomeczki

    Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy Izona.bikestats.pl

    Z Archiwum X

    Wpisy archiwalne w miesiącu

    Grudzień, 2016

    Dystans całkowity:132.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
    Czas w ruchu:05:02
    Średnia prędkość:26.34 km/h
    Maksymalna prędkość:75.20 km/h
    Suma podjazdów:504 m
    Suma kalorii:2618 kcal
    Liczba aktywności:3
    Średnio na aktywność:44.20 km i 1h 40m
    Więcej statystyk
    • Dystans 40.40km
    • Czas 01:34
    • SpeedAVG 25.79km/h
    • SpeedMaxxx 60.80km/h
    • Kalorie 781kcal
    • Podjazdy 93m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU MOJE ROWEROWE ZIOMECZKI! :P

    Sobota, 31 grudnia 2016 · dodano: 01.01.2017 | Komentarze 0

    Zacny ten rok był...

    Chociaż...
    Początek 2016 roku, to było ciągłe ciułanie hajsów na wymarzoną szosową brykę!
    Wiele porad,negocjacji, niewiadomych!
    Miliony godzin spędzonych na oglądaniu rowerów i analizowaniu ich specyfikacji, a w głowie jedna piosenka:
    "Gdybym był bogaczem nananananananananana na...."
    No ale bogaczem nie jestem ;)
    Nim uzbierałam pieniądze za które mogłabym sobie kupić fajny rower, kilka fajniejszych sprzątnęli mi sprzed nosa!!
    No trudno!

    Już początkiem stycznia odnowiłam swoje konto na zapomnianej (bo "trudnej" w ogarnięciu) stravie i zaczęłam podkradać QOMy, gdzie się tylko dało (udało się ich podkraść 43),boooo KRÓLOWA jest tylko jedna, ja? :D

    Do końca lutego woziłam się na wysłużonym, poczciwym Traktorze marki GIANT (przypominam gdybyście zdążyli zapomnieć,że taki rower u mnie ciągle istnieje!) by ostatniego i w dodatku przestępnego dnia lutego odebrać od kuriera, świeżutką, pachnącą i PIĘKNĄ szosę, ochrzczoną przeze mnie Biankę <3
    Pierwsze dwa miesiące (marzec/kwiecień) jazdy na tym cudzie, były jak nauka jazdy na rowerze za gówniarza!
    Wsiadanie, zsiadanie, równowaga,zmiana przerzutek (o matko trzeba je zmieniać na przód i na tył!!), hamowanie (gdzie te hamulce?!)!
    Kiedy z grubsza ogarnęłam jak się to obsługuje, wbiłam sobie kolejny gwóźdź do trumny!
    Kupiłam po raz pierwszy w życiu buty z systemem SPD (Shimano Pedaling Dynamics)!

    Teraz to się dopiero zaczęła zabawa!
    Gleba za glebą, glebą pomiatała!
    Aż mi szkoda roweru było,bo się rysek dorobił, ale ponadczasowe powiedzenie brzmi i działa,że
    "Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz!" 
    Wywaliłam się raz, drugi, a za trzecim dojeżdżając do ronda posrałam się (no nie dosłownie!!!) w gacie, ale wyczułam moment kiedy i jak powinnam się zgrabnie wypiąć bez gleby! 
    Kiedy już wypinanie jako tako ogarnęłam pozostało mi nauczyć się wpinać bez patrzenia na stopy!
    Tzn. miałam problem z trafianiem!
    Nie mogłam sobie trafić blokiem w pedał tak żeby się dopasowały i zatrzasnęły!
    Wyglądało to podobnie jak początki nauki jazdy samochodem: przy każdej zmianie biegu, patrzenie na lewarek, znacie? :D

    Pod koniec marca,poczułam na tyle odwagi,że w Lany Poniedziałek pojechałam na pierwszą poważną zgrupkę kolarską! 
    Chłopaki z Bike Atelier zainicjowali otwarcie sezonu rowerowego.
    Ja korzystając z okazji chciałam sprawdzić swoje płuca, nogi i umiejętności w praktyce!
    Nie dość,że dostałam porządna lekcję zasad jazdy w peletonie, to jeszcze mi dupę przetrzepali, bo jak się okazało, to są konie wyścigowe, a nie chłopaki od niedzielnego bajabongo! :D

    Zrozumiałam,że tak teraz będą wyglądały moje wolne, niedzielne przedpołudnia, bo mi się to podoba!!

    W marcu też ostatecznie zdecydowałam,że skoro kupiłam sobie szosę, to po raz pierwszy w życiu wystartuję w wyścigu szosowym.
    Zapisałam się więc wstępnie na hehe haha TATRA ROAD RACE i od tego czasu kombinowałam jak tylko mogłam,żeby znaleźć czas i po swojemu wytrenować płuca i nogi i przynajmniej ukończyć ten wyścig.

    Kwiecień, to już czas kiedy można było spokojnie jeździć do pracy i po pracy rowerem, bez groźby odmrożenia nosa i jeżdżenia w mniejszych ilościach miliona ubrań, coraz lepiej!

    Aż żyć się chce i na rower wychodzić!

    W maju miałam 8 dni wolnego...no bo wiadomo jak 1 i 3 maja wolny, to 1 dzień wolny + 2 dzień wolny =7 dni wolnych! :D 
    Trzeba se radzić :)
    Zrobiłam kolejnych kilka większych tripów (siadł Poprad czy Stara Lubovnia), ciesząc się rozkwitającą wiosną <3

    Wybraliśmy się też z Marcinem na Podhale, tylko nie tak jak zawsze,że czołgaliśmy się na rowerach do Knurowskiej, potem chwila oddechu i wracamy.
    Teraz było fajnie, tak jak zawsze chciałam: rowery do iżonowozu, dojazd wozem do Nowego Targu, a tam już całodniowe szlajanko na rowerze po okolicach :)


    Great!
    W maju też dzięki Paulinie i Magdzie ponownie przywiało mnie na Podhale.
    Baby pokazały mi trasę lipcowego wyścigu...
    Stwierdziłam,że no pewnie że wystartuję! :)

    Czerwiec, tu mi dopiero dało popalić!
    Do wyścigu został miesiąc,a ja z powodu "niedyspozycji" mamy, na głowie miałam codziennie tyle obowiązków że przydałaby mi się doba trwającą 72 h! 
    Nie mogłam teraz przestać jeździć na rowerze, bo bym się nie miała po co na zawody wybierać!
    Kombinowałam, więc kiedy na ten rower, w tej krótkiej dobie wychodzić....
    Że dni były szalenie długie (no i ciepłe!),wstawałam skoro świt, robiłam rundkę odpowiednio wysoką i daleką, wracałam do domu i przechodziłam do obowiązków z którymi musiałam się uwinąć przed wyjściem na drugą zmianę...
    Taka typowa próba charakteru, a że kolarstwo ten charakter mocno kształtuje...
    Tak było co drugi tydzień :)

    Tygodnie na pierwszej zmianie były o tyle "łatwiejsze",że i tak musiałam wstać wcześnie,żeby do pracy jechać, a "trening" zaliczałam po drodze, sprytnie nie?! :D
    W czerwcu w końcu!!! i Paulina znalazła do mnie drogę, omatkobosko ile to trwało!
    Zabrałam ją na "standardową" trasę i chyba przesadziłam, bo jej już tu więcej nie zobaczyłam! :O

    Zleciał miesiąc przyszedł lipiec no i ten wspominany wyścig!
    Dnia tego nie zapomnę do końca życia, śledzicie? To wiecie o czym mówię! :)

    Wszystkie przeżycia z wyścigu wynagrodziły cały ten czas zaciskania zębów i pięści!

    Po wyścigu zaplanowałam sobie urlop na połowę sierpnia, ale wcześniej Paulina zorganizowała dwa tripy :)
    Pierwszy dookoła Jeziora Orawskiego: 
    I drugi "w serce" Tatr! 
    Był to najpiękniejszy trip jaki kiedykolwiek w życiu zaliczyłam!!! 
    Dzięki mamuśka żeś mnie tam zabrała! <3

    #wgórachjestwszystkocokocham!

    Będąc na urlopie pojechałam nad morze i zrobiłam sobie totalny reset od roweru!
    8 dni leżenia i pachnienia...
    Leżąc myślami wybiegałam już do końcówki sierpnia, czyli do tripów które planowałam przejechać po powrocie z Gdańska
    ( na Słowację czy Dolinką), a przed Rajdem dookoła Tatr.
    Pachnienie znudziło mi się na tyle,że po powrocie z wakacji pierwsze co zrobiłam,to pojechałam na zgrupke!
    I ciul z tego,że nie jeździłam 8 dni na rowerze, trip był daleko i wysoko, no i że byłam sama w bandzie nastu chłopów, musiałam się w końcu wyżyć! :D 

    Aaa zbliżający się Rajd wywoływał dreszczyk pozytywnych emocji :P
    Rajd impreza w której zakochałam się od pierwszego udziału w niej... w tym roku mnie nie oszczędziła i poczułam na własnej skórze, a raczej własnych kościach co znaczy zaliczyć dzwona!
    Tak, też się cieszę,że Biance nic się nie stało...

    Żartuję!
    Cieszę się,że mnie składać nie musieli i że skończyło się na kilku kroplach krwi i paru siniakach!

    Wrzesień to ponowna nauka jazdy na rowerze i próba zaufania ludziom w peletonie!

    Oj długo jeszcze będę pamiętała pierwszą jazdę po wypadku!
    Jakby to powiedział kolega z pracy, fachowiec od powięzi:
    "Pospinały Ci się wszystkie taśmy!" :D
    Trip był na 115 km, a mnie bardziej niż nogi,po bolały barki i plecy od sztywnego i kurczowego trzymania dłoni na klamkach w razie gwałtownego hamowania!
    Masakra jak wielki wpływ ma psychika na działania człowieka!!!
    We wrześniu ciągle jeszcze dało się dojeżdżać do pracy rowerem więc korzystałam z tej wolności, ale w powietrzu czuć było już jesień...

    Październik, to czas pogodowego armagedonu! 
    Najpiękniejszy miesiąc w roku,powinna być polska,złota jesień, a była plucha, szaruga i Antarktyda!
    Mimo tych niesprzyjających warunków wzięłam udział w całkiem nowym (bo w w sumie po raz pierwszy organizowanym!) Rajdzie w Beskidzie Niskim i zaliczyłam największą kolarską bombę, jakiej nie przeżyłam w życiu, never!

    Chłopaki z Ostrego Koła z Gorlic przewieźli nas po przepięknych zakątkach Magurskiego Parku Narodowego!
    Wisienka na koniec sezonu! :)

    Listopad i grudzień, to miesiące gdzie mi się w sumie nic nie chciało robić, ale że ja muszę robić cokolwiek, to robiłam to na co miałam w danej chwili ochotę :D
    Tyle!

    Rok 2016 jak widać, był bogaty w nowe przeżycia i doświadczenia.
    Nowych znajomych i nowe grupy, ale właśnie to jest najpiękniejsze w tym całym rowerowaniu!
    Zawsze się coś dzieje.
    Po każdym powrocie z roweru do domu mogłaby mi się buzia pół dnia nie zamykać w słowotoku opowiadania wrażeń z jazdy, no ale kogo to obchodzi? :)

    Czy jestem z tego roku zadowolona?
    No jasne,że tak!
    Spełniłam marzenie!
    Kupiłam szosę!
    Poznałam masę nowych ludzi, z którymi można jechać nawet i na koniec świata!
    Odwiedziłam tysiące pięknych zakątków i to nie tylko tych polskich, bo i pod przewodnictwem słowackich (i to parę razy)! :D

    No i nauczyłam się wielu nowych rzeczy które do tej pory wydawały mi się abstrakcją :D

    Jedyne z czego może nie do końca jestem zadowolona, to fakt,że i tak na tyle się obijałam, że nie pękła mi założona po zeszłym roku
    dycha tysięcy kilometrów przejechanych w ciągu roku...! :P
    Ale może kiedyś.... ;)
    Statystyki nie kłamią i jedno jest pewne...

    pół roku jeżdżę, pół się opier*alam,ale równowaga w przyrodzie musi być,bo ja też czasami muszę się zatrzymać! :D

    Mam nadzieję,że nowy, 2017 rok będzie przynosił równie dużo pozytywnych wrażeń i będzie jeszcze więcej frajdy w tym co robię!
    #botosięnigdynieznudzi!!!
     



    • Dystans 42.00km
    • Czas 01:34
    • SpeedAVG 26.81km/h
    • SpeedMaxxx 58.70km/h
    • Kalorie 774kcal
    • Podjazdy 93m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Krioterapia ride ;)

    Środa, 21 grudnia 2016 · dodano: 27.12.2016 | Komentarze 0

    Słaby ten grudzień rowerowo, ale za to mocny "zimowo" ;)
    Zimno jest, mróz daje po nosie, nie mam przyjemności z jazdy w takich warunkach!
    Cały tydzień przed świętami miałam wolne, więc jak tylko nadarzyło się okienko pogodowe z +5 stopni na plusie to pojechałam się powozić ;)

    Niby słońce tralalala a i tak mi wszystko zamarzło :D

    Nawet mój poczciwy pies, bronił mnie przed zrealizowaniem zamiaru jazdy na rowerze! :D
    Chyba do wiosny zostaje mi się zabiegać na śmierć, a ja przecież kocham rower... <3

    • Dystans 50.20km
    • Czas 01:54
    • SpeedAVG 26.42km/h
    • SpeedMaxxx 75.20km/h
    • Kalorie 1063kcal
    • Podjazdy 318m

    Powrót jesieni? :P

    Piątek, 9 grudnia 2016 · dodano: 09.12.2016 | Komentarze 4

    I nastała zima! :P

    Może nie taka jak na Podhalu, ale jest, a raczej była. 
    Mroźna, śnieżna, zima...
    Była, bo już jej nie ma.

    Od wczoraj temperatury na plusie,wiatr typu halny iii śnieg stopniał...
    Pomyślałam sobie,że jeśli dzisiaj temperatura będzie podobna do tej z wczoraj, to przejadę się gdzieś w stronę suchej szosy, bo bieganie nie jest moją pasją i nigdy nie będzie!

    Temperatura była spoko, za to stan szosy mnie zdziwił, bo było gorzej niż wczoraj (pierwszym dniu topniejącego śniegu)!
    Już od samego wyjazdu spod domu, wiedziałam że po powrocie będę musiała umyć rower :P
    I musiałam!
    Pewnie,że na tych głównych, otwartych drogach szosa była sucha jak pieprz!

    Ale na tych bocznych (co widać na oponach) szału nie było :P

    Pojechałam w stronę Łącka, bo wiadomo tam otwarty teren, droga sucha, no i względnie płasko! :D
    Dobry kierunek, podjazd z Czarnego Potoku do Łącka zaliczony bez zadyszki, ale w wolnym tempie :)
    No i w drodze do domu leciałam z wiatrem, więc miałam okazję,żeby się trochę rozpędzić :)



    Counterliczniki.com