Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Izona. Mam przejechane 53867.50 kilometrów w tym 1066.40 w terenie. Kręcę ze średnią 22.33 km/h i się wcale nie chwalę!
  • Czas na siodełku 100d 08h 39m
  • Więcej o mnie.

    Follow me on Strava 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

    Ja na instagramie

    Znalezione obrazy dla zapytania instagram

    Moje ziomeczki

    Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy Izona.bikestats.pl

    Z Archiwum X

    • Dystans 150.06km
    • Czas 06:34
    • SpeedAVG 22.85km/h
    • SpeedMaxxx 57.20km/h
    • Kalorie 3464kcal
    • HRmax 181 ( 91%)
    • HRavg 140 ( 71%)
    • Podjazdy 1038m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Kierunek Częstochowa! :D

    Piątek, 24 lipca 2015 · dodano: 29.07.2015 | Komentarze 0

    Co się odwlecze, to... Przekładany od 4 lat wyjazd rowerowy do Częstochowy w końcu stał się faktem! Doświadczenia z zeszłego roku kazały po cichu (w jak najmniejszym kręgu uświadomionych), pozałatwiać zastępstwa i ze spokojną głową jechać w nieznane :)
    Do końca nie wiedziałam jak się przygotować i czy w ogóle można się jakoś przygotować do tego typu wyjazdu. Marcin jadąc po raz drugi mniej więcej uświadomił mnie co może mi się przydać, a z czego całkowicie zrezygnować. Nie mając własnego doświadczenia, po prostu go posłuchałam :D
    Piątek! To ten dzień! :D Pobudka o kosmicznie(dla mnie ostatnimi czasy!) wczesnej porze 4:50!
    Mam godzinę na zwleczenie się z łóżka, ubranie,małe śniadanie i dojechanie pod gminę w Chełmcu, gdzie miał czekać na mnie PROsiaczek :P
    Już prawie jestem gotowa do wyjścia kiedy przypomniało mi się,że nie zabrałam jasia :D Taaaaak ta poduszka podczas drugiego noclegu uchroniła mnie przed spaniem z głową na plecaku/torbie, butach itp. itd. :D Przypinam ją, więc do bagażu, o którego wywiezienie do Trzetrzewiny poprosiłam brata i już mogę ruszać! Oczywiście,że o 10 min później niż sobie, to zaplanowałam iiii oczywiście,że się spóźniam! 3 minuty, to nie wiele, ale jednak :) 
    Zaczynamy wspinaczkę przez Chełmiecko-Biczyckie(wtf?!) Stelvio :D
    Już na samym dole mija nas, (więc dojeżdżamy) jakiś starszy rowerzysta (w stylówie euroPRO) i dowiadujemy się,że taaaak on też jedzie na pielgrzymkę :) Ciśniemy równo, najpierw ona na przodzie,potem niestety po kolejnym zakręcie na tych wybitnych serpentynach zostaje z tyłu, a my wspinamy się dalej :) Z początku razem, ale kiedy minęło nas dwóch szosowców, Marcin nie byłby Marcinem gdyby szpanersko się pod nich nie podpiął! :P No więc zostałam sama, ok pod kościół sama się wystyrmam :P
    Pod kościołem peeeeełnooooo rowerów, pełnoooooo bikerów i TAK! ja już chcę jechać! Na mszy, przed komunią uświadomiliśmy sobie z Marcinem,że zrobiliśmy wszystko,co musieliśmy żeby przetrwać 3 dni na rowerze poza domem. Nie pomyśleliśmy jednak,że to jest pielgrzymka i pasowało by się również "duchowo" poprzez spowiedź do niej przygotować!
    No cóż.... Kto pamiętał i kto chciał, do spowiedzi/komunii poszedł :)
    Po mszy sprawdzenie obecności (150 ludziów chętnych i gotowych na wyprawę!), kilka instrukcji od organizatora i startujemy!
    W końcu! :P

    Według mapki, kierujemy się najpierw przez Krasne Potockie na Chomranice,żeby potem podjechać (podobno najgorszą!) górkę w Zawadce. I zonk! Pierwsze skrzyżowanie i już się zgubiliśmy i to dość dużą grupą około 15 osób :D
    Zamiast na Chomranice skręciliśmy na Męcinę,gdzie dopiero po dojechaniu do stacji kolejowej pokapowaliśmy się,że nie tędy droga! A to przecież oczywiste było,że Chomranice są niżej niż Męcina, więc zamiast w lewo trzeba było w prawo! 
    W Chomranicach koło kościoła skręcamy w lewo i zaczynamy wspinaczkę. Znałam drogę byłam tam niedawno z Marcinem kiedy jechaliśmy na Jaworz.
    Napatrzyć się nie mogłam kiedy zobaczyłam(a co się zobaczyło już się nie odzobaczy!) jak ludzie zamiast dzielnie ciągnąć tyłki na rowerze pod górkę, poddawali się już na początku i ją z buta podchodzili! No, come on!
    Zażenowana, ale i podbudowana tą sytuacją wystrzeliłam do góry, mówiąc Marcinowi,że poczekam na końcu, bułkę sobie zjem, bo już głodna przecież byłam :D

    Z Zawadki mieliśmy kierować się na Łososinę, gdzie czekała jak się okazało dość pokaźna grupka pielgrzymów :D
    Tam chwila rozpatrzenia, Kinga, Tomek i reszta "naszych" chłopaków dojechali do nas(mieliśmy od początku jechać razem, ale jak JUŻ pod kościołem w Trzetrzewinie zostali, tak stwierdziliśmy,że co jakiś czas będziemy do nich wracać, ewentualnie czekać przy jedzeniu), kolejna chwila na oddech i mkniemy dalej :) Razem z nami wystartowało parę osób. Na początku ciągłam tą naszą karawanę nie rozpędzając się zbytnio, kontrolowałam czy wszyscy za mną nadążają, jeśli nie to po prostu zwalniałam tempo. Uciągłam tak do Jurkowa potem zjechałam na zmianę, bo już miałam dość tego wmordęwiatru! :)
    Gdzieś tam po drodze nasza grupka się trochę rozjechała, zapoznałam się z Marzeną, trochę pogadałyśmy iiii zostawiłam ją (albo ona mnie?) po podjechaniu na wzgórze do Sanktuarium w Porąbce Uszewskiej o której wspominał Łukasz,że warto tam wstąpić.

    Napompowałam sobie bidon tamtejszą "inną" wodą i pognaliśmy dalej :) Tu nie było pewności, czy aby się zaś nie zgubiliśmy, bo po chwili wyjechaliśmy na jakąś bardzo ruchliwą wojewódzko/krajową drogę i nas TIRy zamiatały! Jedno wiedzieliśmy w Sterkowcu na ul. Nadbrzeżnej 38 czekał na nas obiad! :D

    Po godzinie 12 na obiad dotarliśmy(wcześniej oczywiście się gubiąc, ale co tam :D), pyszna zupa z rozgotowanym makaronem i ciasteczka własnej roboty.

    Jak się nie ma co się lubi... Iwona weź nie wybrzydzaj, to jest pielgrzymka, a nie wczasy all inclusive! :D
    Po obiedzie plan był prosty! Ciśniemy ile fabryka dała, została nam połowa trasy, a wygodne miejsce do spania samo się nie zajmie :P
    Tomka, Kingi i reszty już dawno nie widzieliśmy, (ostatnio w Łososinie),aleee oni jechali jako weterani, więc na pewno się nie zgubią :)
    Jedziemy i jedziemy, z początku jeszcze w grupie, później grupa nam została z tyłu, więc chcąc nie chcąc skazaliśmy się z Marcinem na swoje towarzystwo :) Nie pierwszy, nie ostatni raz! :) Przecież w pojedynkę było by taaaaak nudno :D
    Jazda w 90% była ciągle pod wiatr, więc staraliśmy się zmieniać coby się jedno z nas nie zatyrało na rzecz drugiego. Były ostre podjazdy, później przyjemne zjazdy. Jednego mi zaczęło brakować! Ktoś nam ukradł górki i te wszystkie widoczki, które mamy w najbliższych(i tych dalszych) okolicach Sącza :( Oddawać!
    Za górki i widoczki Marcin skłonny był kupić pierścionek i przeprowadzić się w góry! Gdzie ten jubiler?! :D
    W drodze do Koszyc dojechaliśmy do jakiegoś "naszego" pielgrzyma,(a myśleliśmy,że już nie ma nikogo przed nami i prowadzimy ucieczką przed tym całym peletonem), a jednak! Nie było w tym nic złego :) Dospawaliśmy do niego i tak w najgorszym odcinku, na najbardziej odkrytym terenie, jadąc ciągle pod wiatr,przeciągaliśmy się za nim, przejeżdżając Wisłę i zostawiając go na rynku(musiał zrobić przerwę) pognaliśmy dalej. Jak się później okazało ów kolega, później się zgubił i biedny dołożył sobie 20 km drogi :O
    Spoko, co go nie zabiło, to go wk**wiło! :D
    Jedziemy i jedziemy kilometrów nam licznik dobija, a Racławic i naszego noclegu jak nie było widać tak nie widać dalej!
    Już od jakiegoś czasu ani nas nikt nie mija ani my nie mijamy nikogo, zgubiliśmy się? Nie wiem jedziemy dalej, wg. mapki jesteśmy (chyba) w dobrym miejscu! Miejscowości zaczęły mi się mieszać, bo nie dość,że długie nazwy to jeszcze wszystkie kończyły się na -ice :D Oprócz Bobinu! :D Kocham Bobin :P
    Przed skrętem na Proszowice dopatrzyliśmy w końcu sklep, bo nam się rezerwa włączyła, a na ostatnich 10km na pewno nie było żadnego sklepu, oprócz...ogrodniczego!
    Pojedli, popili, kontrolując czy aby nikt nie zapragnął nas wyprzedzić w celu ulokowania swoich zwłok w lepszym pomieszczeniu niż my :P
    Po ujechaniu kilku kilometrów zwątpiliśmy czy aby w dobrym kierunku jedziemy(na mapce rozpisane było,żeby kierować się na Busko Zdrój i na Kraków, ale jak? Na skrzyżowaniu w jedną stronę jechało się na Kraków,a w drugą na Busko, nie da się jechać w jedną stronę na oba kierunki! :D Na nasze szczęście przy drodze była stacja paliw i już mieliśmy wchodzić i pytać o kierunek na Racławice kiedy na parkingu dopatrzyłam Arka! Tak ja go znam, przecież on chodzi do nas do klubu na spinning i te siłowe zajęcia! Słyszałam to nazwisko w kościele jak Łukasz obecność sprawdzał,ale go na parkingu w Trzetrzewinie nie widziałam. I nie mogłam go widzieć, bo dopiero startowali razem z Beatą właśnie z Proszowic :) Arek wiedział(bo nie jechał pierwszy raz), więc nam wytłumaczył jak mamy jechać, podziękowaliśmy z "do zobaczenia" potem i pojechaliśmy. W tym momencie nie wiadomo skąd wyprzedził nas jakiś starszy Pan. Tak to musiał być uczestnik tej samej pielgrzymki, no to ogień! Chwilę się nie dał wyprzedzić, jednak na podjazdach odpadł. Jeszcze przez jakiś czas kontrolowaliśmy sytuację za plecami, ostatecznie jednak stwierdziliśmy,że go zgubiliśmy :)
    Jesteśmy w Radziemicach, to już prawie finisz tego etapu pielgrzymki, jednak jeszcze trochę zapieku na nas czekało!
    Ja jechałam w ciemno, nie znałam trasy, Marcin co jakiś czas dostawał olśnienia,że jednak 2 lata temu tędy jechał(no jak to? :D) i na pewno będzie "pod górę"! Było! Ciągle było pod i z góry :) Wisiało mi to, jak się zdecydowałam,że jadę, to jadę chociażby do porzygu :P
    Rzygu nie było, ale tuż przed metą na plebani w Racławicach dopatrzyliśmy,że jednak ktoś przed nami jedzie!
    To ten tatuś z tą (niezła, na prawdę szacun dla tych małolatów :P) najlepszą moim zdaniem i najmłodszą dwójką z pielgrzymki.
    My jak my, nie mogliśmy na finiszu przegrać tej walki o wygodne łóżko i do końca ile fabryka dała, na ostatnim wydechu wyprzedziliśmy ich na długiej prostej i victoria!

    Dotarliśmy! :P Pewnie,że zmęczeni, ale zadowoleni, a jakże :)
    Teraz pozostało czekać prawie 2h na nasze bagaże, a tym samym na prysznic i odpoczynek i całą masę reszty naszych współtowarzyszy, którzy gdzieś tam na pewno dzielnie walczą z wiatrem i podjazdami(nie mylić z górkami, bo te zostały w Sączu)!
    Korzystając z czasu wolnego i oczekiwania na czyste ubrania po rozeznaniu terenu, poszliśmy pozajmować miejsca do spania, no bo o to (cisnąć ile się dało) walczyliśmy.

    Ja zajęłam jeden cały pokój z łóżkami na plebani (nawet wygrałam jedyną pościel :D), a Marcin pozajmował chłopakom podłogę i materace, no cóż takie prawo dżungli :p


    Czekamy więc dalej na resztę i kolejny, jutrzejszy etap naszej zabawy :)



    Komentarze
    Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

    Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

    Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ciest
    Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

    Counterliczniki.com