Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Izona. Mam przejechane 53867.50 kilometrów w tym 1066.40 w terenie. Kręcę ze średnią 22.33 km/h i się wcale nie chwalę!
  • Czas na siodełku 100d 08h 39m
  • Więcej o mnie.

    Follow me on Strava 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

    Ja na instagramie

    Znalezione obrazy dla zapytania instagram

    Moje ziomeczki

    Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy Izona.bikestats.pl

    Z Archiwum X

    • Dystans 100.00km
    • Czas 04:05
    • SpeedAVG 24.49km/h
    • SpeedMaxxx 67.70km/h
    • Kalorie 1981kcal
    • Podjazdy 1288m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Słowiański trip :P

    Środa, 4 lipca 2018 · dodano: 04.07.2018 | Komentarze 5

    Tak długo planowałam wybrać się na te słowackie pagórki,że już zwątpiłam w to,że w tym roku tam dotrę :D
    Lipiec, 7 miesiąc roku, a ja tam nie byłam jeszcze ani razu, wstyd! 
    Wczoraj siedząc w pracy, pomyślałam,że skoro ma być taka piękna pogoda, a ja i tak będę walczyła o to żeby się przeturlać na rowerze, to może fajnie będzie w końcu zrealizować swoje plany... :)
    Wiedząc,że nie, nie mam dzisiaj dnia wolnego od pracy, stwierdziłam, że muszę najpóźniej wystartować o 8 z domu,żeby na spokojnie objechać,wrócić, ogarnąć się i jeszcze zdążyć do pracy.
    OK! Challenge accepted! :D
    Idąc spać.
    Ustawiłam sobie budzik na 7:15 tylko po to żeby za chwilę przestawić go na 7.30 :D 
    Niech tak zostanie, wystarczy mi, zdążę do 8 się wyzbierać :)
    Rano po raz pierwszy przebudziłam się coś po 5, ale jakoś mnie to nie wzruszyło.
    Obróciłam się na drugi bok i śpię dalej :P
    Godzina 7:02 ja już wyspana, ekstra! :P
    Mam chwilę na bajerkę z mamą i czas na spokojniejsze przygotowanie się do wycieczki.
    7:30 jestem po śniadaniu i we wstępnej fazie ubierania.
    O tyle mam utrudnione zadanie,że siostra z którą dzielę pokój śpi w najlepsze i no nie chcę jej obudzić. 
    Szybko powyciągałam potrzebne rzeczy,w tym najgorszy (do cichego wyciągnięcia z pokoju) rower i już mogę jechać :P
    Wyjechałam całe 5 minut przed planowanym czasem, więc mam 5 minut na nieśpieszne rozkręcenie nóg bez równoczesnego ich zapieku na dzień dobry :D
    Pierwszy pit-stop na sweet fotkę już w Brzeznej, helloł!

    W takim tempie i z tak częstymi postojami nawet do wieczora się nie ogarnę :D
    Jadę dalej.
    Na tutejszym ryneczku, ruch taki jakby co najmniej była środa! :D
    I tu taka moja mała dygresja....
    Kiedy ja nie jadę po drodze rowerowej, tylko obok niej, kierowcy często, gęsto krzyczą na mnie przez uchylone okno, że mam od jazdy drogę rowerową i że mam spadać z asfaltu.
    A dzisiaj pewnie Ci sami kierowcy, zablokowali mi wspomnianą drogę dla ROWERÓW, swoimi, zaparkowanymi samochodami, dzięki! 
    Wyjeżdżam na rondo w Starym Sączu i jadę główną drogą aż do Piwnicznej.
    W Delikatesach poniżej rynku postanawiam zakupić paliwo w postaci dwóch milky way-ów i cisnę dalej :P 
    Do granicy ze Słowacją jedzie mi się na tyle przyjemnie,że postanawiam strzelić sobie następną fotkę. 

    Tym razem z kijem :D
    Chwila oddechu (chociaż w sumie, nawet się nie zdążyłam zadyszeć :P) i jadę w ten słowacki kraj.

    Nazwy te brzmią poważnie, jednak ja wiem,że wycieczka w głąb Slowacji zakończy się po najdłuższej wspinaczce w tej okolicy :P 
    Jechało się dobrze, nie było jeszcze za ciepło, aczkolwiek cieszyłam się,że przed wyjściem z domu ściągłam koszulkę, która przez moment w trakcie ubierania się,wydawała się niezbędna.
    W Hranicach (czy jak to się tam odmienia? :P), zatrzymały mnie światła, bo cesta była frezowana, ale mi to pasuje, bo każdy remont drogi na tym odcinku teraz, oznacza przyjemniejszą jazdę rowerem w przyszłości :P
    Do Kremnej nie udało mi się jakoś strasznie zmęczyć i powody są dwa: 
    1. Albo się fes dziadowałam, znaczy wcale nie spinałam.
    2. Albo ta droga na moich nogach i płucach szczególnie nie zrobiła większego wrażenia.
    Stawiam na 1!
    Kiedy kończył mi się podjazd zza przydrożnych drzew wyłaniały się powoli Tatry,jeju jak mnie kręci taki widok!!!
    Domyślałam się, a raczej miałam nadzieję,że jeśli niebo jest prawie bezchmurne, to widok na góry będzie idealny.
    Był!
    Postanowiłam teraz dać sobie spokój z fotkami, a napstrykać je w drodze do góry, czemu tak?
    A no temu,że na tym odcinku drogi w zeszłym roku kładli nową nawierzchnię i chciałam się po prostu cieszyć zjazdem, mimo mojej blokady przed szybką jazdą :)
    Pamiętam jak jeszcze przed tym remontem drogi, na tym zjeździe, były takie al'a poukładane betonowe płyty, które miały pełno "szpar" co odcinek i strasznie siepało na nich jak się człowiek rozpędził :O
    Dzisiaj mogłam się rozpędzić i w dodatku ciągle dokładać sobie prędkości, bo gładki jak stół asfalt aż sam się o to prosił :D
    Nawet się nie bałam!
    Kiedy zjazd mi się skończył, szybko lukłam na oddalone w mieście Tatry, uwieczniłam je iii żałowałam,że nie mam wolnego, bo bym się zapuściła dalej aż na Czerwony Klasztor,żeby później przez Szczawnicę wracać do domu :P
    Przynajmniej byłaby pętelka :D

    Słabo ten aparat widział te góry. Już moje ślepe oczy widziały je wyraźniej, żal mi :(
    Nie było czasu na rozczulanie się nad widokami, bo do domu jeszcze ho ho ho, a ja jeszcze chcę pofocić co nieco wspinając się z powrotem :P

    Ostatnia fotka na dole i wracam!
    Zjeżdżając w dół obczaiłam spoko miejsce na dobrą fotę, ale wyjeżdżając zapomniałam w którym miejscu to było, lol :D
    Do zatrzymania się "zmusił" mnie bocian, który jak gdyby nigdy nic, spacerował sobie po skoszonej trawie <3

    On na pewno był polski!
    Szkoda że jak się do niego chciałam przybliżyć, to rozłożył skrzydła i odleciał parę metrów dalej.
    Sorry boćku nie chciałam Cię przestraszyć, no... :)
    Skoro już się tu zatrzymałam, to pora zrobić pamiątkowe selfie z Tatrami w tle, które niestety się "rozlały" :O

    Ale i tak są piękne!!!
    Chociaż patrząc na kolejne zdjęcie, są malutkie...

    Po skończonej sesji, zaczęłam się na tyle niezgrabnie zbierać z tej trawy, że wlazłam w mrowisko gigantycznych mrówek!!!
    Na szczęście jak szybko włożyłam tam nogę, tak szybko ją porwałam, bo fujjjj!!!
    Przypomniało mi się w sumie,jak dziadek zawsze powtarzał,że duże mrówki nie gryzą...
    Wolałam nie sprawdzać :P

    Ostatni look w dół i jadem dalej, bo mnie czas goni!
    Nie wiem, ale albo ja się przyzwyczaiłam do tej trasy albo mi się zwiększyła tolerancja na takie "monotonne" podjazdy, bo nawet nie wiem kiedy mi ten odcinek minął :P
    Przy końcówce jeszcze mnie naszło na fotkę i za chwilę zaczął mi się zjazd z Kremnej i ogólnie już łagodniejsza część trasy.

    W sumie do samej Piwnicznej powrót z tej Starej Lubovni jest z góry na dół, tylko czasami jakieś mniejsze hopki, które mimo że małe i tak już zapiekły!
    Ale do domu coraz bliżej....

    We wspomnianej Piwnicznej dopompowałam bidony wodą ze źródełka i już w sumie nie chciało mi się dalej jechać :O
    Wiało mi tak w twarz,że aż mi siły odbierało!
    Ile by mi to łatwiej było jakby ktoś jechał przede mną i mnie od tego wiatru osłaniał, jej...
    No nic, ja się nie umiem długo nad sobą rozczulać, nie na rowerze!
    Sama sobie trasę wymyśliłam, nikt mi nie kazał jechać :P
    Od Barcic wracałam tak trochę wbrew sobie.
    Organizm czuł,że dawno się tak nie woził.
    Mimo,że mamy lipiec, tak długich wycieczek, mam zaledwie kilka w tym roku.
    Muszę to zmienić, bo inaczej umrę na Rajdzie wokół Tatr w sierpniu,a na to pozwolić sobie nie mogę, nie ja :D
    Mój wyraz twarzy, według Chopusia <3 mówił wszystko "weźcie już ten rower ode mnie!" :P

    Będąc tu w Starym, popatrzyłam na strave...
    Jej nie wiem jak to się stało,że ja w tym miejscu jeszcze nie miałam z 90 km, a ledwo 80 :O
    Czyżby frezując cestę Słowacy skrócili mi drogę do Starej Lubovni? :D
    Ile razy robiłam tą trasę, tyle razy jakoś ta setka szybciej się robiła, a tu jeszcze 20 kilosów, omatko :P
    Bardziej realnym powodem tych kilometrów jest niedokładny GPS w telefonie.
    Już nie raz porównywałam ślady z Garmina i aplikacji, więc wiem,że to aplikacja cygani!
    Cóż...
    Dopóki nie wykręcę setki, nie wracam.... :D
    Tym sposobem do domu wracałam przez Mostki,a ostatnia prosta od Stadeł mnie zabiła.
    Znaczy nie ona, a ten pieroński wiatr, czy kiedyś przestanie wiać? :O
    Jak w domu spojrzałam do lusterka, tak zobaczyłam na swojej twarzy kilo soli, serio!
    Niby tylko 25 stopni, a tak mnie osoliło :D

    Mimo wszystko czadowo było!

    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 65.01km
    • Czas 02:25
    • SpeedAVG 26.90km/h
    • SpeedMaxxx 66.60km/h
    • Kalorie 1219kcal
    • Podjazdy 610m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Wiało fes, ale tak bardzo mi się chciało :P

    Poniedziałek, 2 lipca 2018 · dodano: 02.07.2018 | Komentarze 0

    Weekend zleciał, nawet nie wiem kiedy, serio :P
    Niby w niedzielę myślałam,że się wybiorę do Pauliny na szlifa, aleeee nie przy tak nie pewnej pogodzie :P
    W sumie patrząc na przebieg dnia wczorajszego, to dobrze,że nigdzie nie pojechałam :D
    Dzisiaj kiedy obudziłam się w sumie później niż się tego spodziewałam, wiedziałam,że na pewno chcę iść na rower, mimo miliona zadań do wykonania w domu przed pracą....
    Robota jak i praca nie zając, a ładna pogoda na rower ostatnio gorsza do złapania niż ten zając :P

    Pojechałam w stronę Łącka, bo chciałam się trochę powspinać, jeju jak wiało!
    Kiedy dojechałam do Zabrzeży i skręciłam w kierunku Kamienicy, myślałam że wygrałam.
    Myliłam się!
    Wiatr jakby odwrócił się razem z moją zmianą kierunku jazdy i dalej naparzał na przeciw mnie! 
    Nic to, nie pierwsza nie ostatnia jazda pod wiatr :P
    W Kamienicy zaczęły się pierwsze większe podjazdy, a na samej górze w Zagorzynie zrobiłam sobie mały pitt-stop na pogawędkę z kolarzami Seniorami, którzy wołali mnie na piwo, no ale ta praca... :P

    Po rozmowie zostało mi szybko zjeżdżać w dół na Jadamowle i dalej Olszanki, bo kuwa zaś nie zdążę na czas do pracy :D 


    PS: Spóźniłam się i to aż 9 minut, lol! :D

     

    • Dystans 65.12km
    • Czas 02:36
    • SpeedAVG 25.05km/h
    • SpeedMaxxx 50.00km/h
    • Kalorie 1155kcal
    • Podjazdy 527m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Praca i z powrotem.

    Piątek, 29 czerwca 2018 · dodano: 30.06.2018 | Komentarze 0

    Na przekór złej pogodzie postanowiłam do pracy jechać rowerem!
    Ileż można smigać tylko autem na pierwszą zmianę? :O
    Niebo granatowe od chmur, ale temperatura w porównaniu do poprzednich dni, wręcz upalna (18 stopni, lol :P).
    Pod domem tak jakoś bezpieczniej, a już 7 kilometrów od zaczęło mnie straszyć deszczem!
    Pięknie, zaś mnie doleje!
    Szczęście w nieszczęściu, udało mi się przejechać tylko pokropioną do pracy :P
    Po skończonej zmianie, zaś na niebie granatowo z tym że zerwał się mocniejszy wiatr, a gdzie niegdzie walczyło słońce, które tak dogrzewało,że aż się z rowka lało :D

    Szybka rozkmina, czy ja jadę prosto do domu, czy ja się wożę?
    No jacha że się wożę, przecież nie od dzisiaj wiadomo,że ja lubię życie na krawędzi :D
    Olałam jazdę "prosto do domu" i już wspinam się od Biczyc w stronę Trzetrzewiny.
    Jadąc ciągle obserwuję niebo i kiedy już doszło do mnie,że zaraz lunie, zamiast pchać się na Wysokie, postanowiłam szybko zmienić trasę.
    W Trzetrzewinie odbiłam na Podrzeczę i tym sposobem kierowałam się w stronę słońca :P
    Tak mi się przynajmniej wydawało!
    Dalej patrząc na niebo, szkoda mi było kończyć wycieczkę :P
    Skręciłam na Stary Sącz i już po prostu totalnie włócząc się po okolicy wróciłam do domu :P

    Na powrocie taka lampa że aż zastanawiałam się czy mi dodatkowej kreski na nogach nie zrobi od dłuższych spodenek :D
    Lato naparzaj!


    • Dystans 40.53km
    • Czas 01:32
    • SpeedAVG 26.43km/h
    • SpeedMaxxx 52.20km/h
    • Kalorie 697kcal
    • Podjazdy 315m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Cieszyłam się jak dziecko :D

    Środa, 27 czerwca 2018 · dodano: 28.06.2018 | Komentarze 2

    Pogoda w tym tygodniu na prawdę nie zachęca do wyciągnięcia roweru z pokoju :O
    Zimno i codziennie polewa deszczem :O
    Moja pierwsza zmiana i założenie że do pracy będę śmigała rowerem, spłynęło jak ta woda po asfalcie :P 
    Miałam piękny plan odwiedzenia Starej Lubowni, bo przecież jeszcze tam nie byłam od początku "sezonu", ale ciągłe ataki deszczu skutecznie odciągnęły mnie od takiej wyprawy!  
    W sumie to już miałam nigdzie nie jechać, bo i goście wieczorem zawitali do domu, ale kiedy już po półtorej godziny siedzenia z nimi, siedzenie mi się znudziło, bez słowa pojechałam przed siebie :P

    Czasu nie za wiele, bo już przed 20, szybciej jakoś ciemno się zrobiło, to pewnie przez te grube chmury, ale jechałam póki się dało :P
    Zaś na szybko zmieniłam trasę, bo to że mnie ciągnie na Piwniczną i dalej, wiadome <3 i to że tam zawsze pada, nawet jak u mnie słońce świeci, też wiadome :P
    Tak było i teraz.
    Chciałam się tam szlifnąć, ale po obczajeniu koloru chmur, zdecydowałam po prostu pojeździć bliżej domu :P 

    W Starym odbiłam na Gołkowice i z mostu w Kadczy zawróciłam do domu.
    Już tu zaczęło straszyć deszczem, ale jechało mi się tak przyjemnie,że olałam sprawę :P
    Na prawdę, nie wiem co mnie tak strasznie cieszyło w jeździe w taką pogodę, ale micha mi się sama śmiała :D

    Nie było słońca, ale było ciepło. W powietrzu czuć było że to lato jednak jest, tylko się trochę zgubiło :/
    Już miałam wracać przez Mokrą Wieś, ale uznałam że przecież jeszcze nie jest całkiem ciemno! Jadę dalej na Przyszową.
    To może był błąd, a może i strzał w dychę? Nie wiem, ale tak mnie dolało na ostatnich 8 może 10 km że gdybym miała majtki (nie miałam,jestem kolarzem, helou!), powiedziałabym że dolało mnie do majtek :D 
    A tak to dolało mnie dolało, po prostu :D 
    Dobrze że było ciepło, bo przynajmniej nie zmarzłam, a jak już mi woda zaczęła chlupać w butach było mi wszystko obojętne :D
    Gdyby nie noc która w sumie już się zrobiła, jechałabym dalej, bo dlaczego nie? :P
    Dzisiaj patrząc przez okno stwierdzam,że jesień moi kochani! Jesień na polu nie lato!



    • Dystans 60.01km
    • Czas 02:30
    • SpeedAVG 24.00km/h
    • SpeedMaxxx 63.40km/h
    • Kalorie 1069kcal
    • Podjazdy 569m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Szlifem po wioskach

    Poniedziałek, 25 czerwca 2018 · dodano: 26.06.2018 | Komentarze 2

    Się nam pogoda zrypała :O
    Lato się zaczęło a razem z nim temperatura zjechała z 10 stopni w dół, smuteczek...
    Cały weekend przesiedziałam w pracy,cóż jak trzeba to trzeba,ważne że reszta ekipy się wybawiła :D
    Jakoś strasznie mnie to nie bolało, bo chłód i deszcz skutecznie odgoniły by mnie od roweru i po prostu zanudziłabym się w domu, a tak to się nudziłam w pracy :D
    Poniedziałek nie zachwycał z pogodą, ale udało się na chwilę wyrwać i dotlenić :)

    Nie miałam kompletnie pomysłu na trasę.
    Wydawało mi się,że gdzie bym nie pojechała tam mnie zleje.
    Postanowiłam,więc poplątać się po okolicznych wsiach by w razie czego sprintem wrócić do domu.
    Haha dobrze pomyśleć "wrócę sprintem", gorzej zrobić, bo dookoła wszędzie górki, pagórki :P

    Szczęście w nieszczęściu tylko raz mnie postraszyło deszczem i to w chwili kiedy wracałam do domu.
    Znaczy nie do domu, bo po drodze spotkałam ciocię, która zawołała na herbatę, więc chcąc nie chcąc po przejażdżce strzeliłam sobie zimne, mocne PIWO z wujkiem :D :D
    Herbata jest passe :P
    Liczę na to, że lato się jeszcze ogarnie i będę mogła narzekać "ojeju jak gorąco!"
    Żartuję, ja nigdy nie narzekam na upał :P

    Miłego!


    • Dystans 50.45km
    • Czas 01:52
    • SpeedAVG 27.03km/h
    • SpeedMaxxx 52.60km/h
    • Kalorie 899kcal
    • Podjazdy 402m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Kuwa jak zimno!

    Piątek, 22 czerwca 2018 · dodano: 22.06.2018 | Komentarze 2

    Pierwszy dzień lata w kalendarzu, a na polu ledwo 13 stopni, really? :P
    Chwilę mi zeszło nim mogłam wyjść na rower, ale w końcu się udało :)
    Planowałam pokręcić dzisiaj coś dłużej, może nawet koło 7-8 dyszek, aleeee kiedy na liczniku pokazało się ledwo 20 parę kilometrów, Chopuś zaprosił na pierogi z borówkami :)

    Hmm oblać takie śmietaną i nawet moja ulubiona trasa z nimi przegrywa  :P
    W sumie to mi nawet za zimno było na jakieś dalsze kręcenie :)
    Zawróciłam od razu i szybciutko co by się ogarnąć i do Chopusia przed pracą na pierogi zdążyć <3
    W drodze powrotnej jak na złość wiatr utrudniał mi życie, aleee nie było czasu się użalać nad sobą no bo pierogi :P 


    • Dystans 40.05km
    • Czas 01:25
    • SpeedAVG 28.27km/h
    • SpeedMaxxx 51.10km/h
    • Kalorie 761kcal
    • Podjazdy 379m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Na szybkości :P

    Czwartek, 21 czerwca 2018 · dodano: 21.06.2018 | Komentarze 0

    Już myślałam,że się nie wybiorę :)
    Rano niby szybko się obudziłam, mimo że miałam odespać spontaniczne Bieszczady i myślałam że mam dużo czasu :P
    Tak mi się tylko wydawało!
    Kiedy wszystko w domu należy do Twoich obowiązków, bo mama nie może, a siostra właśnie zaczęła dorabiać, codzienne wyrwanie się na rower jest czasami wręcz nie możliwe...
    Kiedy w końcu ogarnęłam system,nagle uświadomiłam sobie,że mam na tyle czasu, że jednak jakaś godzinka, może półtorej starczy na szybką i krótką trasę.
    Nie było się co dwa razy zastanawiać ino wio w pole i na rower :P

    Grzało niemiłosiernie, aleee przecież w końcu mamy pierwszy dzień lata <3 :P
    Do Podegrodzia i na Olszanki coby trochę tych up-ów nałapać :P
    Kiedy dojechałam aż do Świdnika (LOL), musiałam szybko wracać bo przecież jeszcze przed pracą obiad mam do zrobienia na głowie, ojeju... a tak mi się fajnie jechało :P
    Trudno, już od kilku miesięcy moje życie nie kręci się tylko wokół roweru, więc po prostu cieszę się z każdej możliwości przekręcenia jakiejkolwiek trasy :) 


    • Dystans 30.30km
    • Czas 02:08
    • SpeedAVG 14.20km/h
    • SpeedMaxxx 70.90km/h
    • Kalorie 678kcal
    • Podjazdy 601m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Hej Bieszczady, hej Bieszczady :D

    Wtorek, 19 czerwca 2018 · dodano: 21.06.2018 | Komentarze 0

    Chopuś porwał mnie na chwilę w Bieszczady <3
    Plan był prosty: jechać, odpocząć, wrócić :)
    Kiedy w poniedziałek wieczorem zbliżaliśmy się do celu, szczerze? Kazałam mu zawrócić....
    Im bliżej Cisnej, tym więcej deszczu, nooo...
    Wiem,że mieliśmy odpoczywać, ale leżeć całe dwa dni ja nie będę umiała :O
    Oczywiście nie zawróciliśmy, bo pogoda na kolejne dwa dni miała być czadowa :P I była!
    Co prawda wtorkowy plan zdobycia Tarnicy, przesunął się na środę (poranne mgły po deszczu kazały dłużej zostać w łóżku :P), ale za to mogliśmy sobie pozwiedzać Solinę i jej najbliższą okolicę na rowerach ;)

    Faaajnieeee mi się z Nim jechało <3
    Rower i trasa może nie były wyjątkowe, ale to nie o sprzęt, kilometry czy prędkość przecież chodziło ;)
    Po prostu było bombastycznie!
    Przełożona natomiast na środę Tarnica okazała się strzałem w 10, bo pogoda była przejedyna <3


    • Dystans 40.54km
    • Czas 01:28
    • SpeedAVG 27.64km/h
    • SpeedMaxxx 64.10km/h
    • Kalorie 772kcal
    • Podjazdy 325m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Wolny czwartek i okienko pogodowe.

    Czwartek, 14 czerwca 2018 · dodano: 15.06.2018 | Komentarze 2

    Grafik na czerwiec mam na tyle łaskawie ułożony, że do pewnego momentu (momentu urlopu jednego z pracowników) mam luz.
    Przynajmniej w pracy, bo w domu ciągle zajazd :D
    Wypadł mi wolny czwartek, tylko i pogoda poszła się paść, bo od rana lało jak z cebra :O
    Nawet na badania nie pojechałam, mimo że twardo zaplanowałam wykorzystać wolne na ich zrobienie.
    Cóż za dobrze mi się spało :D
    Do obiadu poplątałam się po domu, nie śpiesząc się z niczym, a po obiedzie poczułam,że to jest ten moment kiedy mam okienko na suchą przejażdżkę rowerem :D
    Nie daleko, nie długo tak żeby troszkę się po dotleniać :P
    Chwilami straszyło deszczem, ale ja i moja intuicja kazała twardo brnąć w zaplanowaną trasę :P
    Chciałam powtórzyć czas i (może) zrobić tego QOMa co go ostatnio maltretowałam, a strava odmówiła współpracy,ale nie z tymi nogami, nie dzisiaj :D 
    W sumie nawet nie wiem, czy ja tego QOMa wtedy bym zaliczyła, ale płuca mówiły,że mogło się to zdarzyć :D
    Tyle na ten tydzień, w weekend idę na wesele,trzeba dać nogom odpocząć co by co zahulał,a nie zamulał!

    • Dystans 75.64km
    • Czas 03:03
    • SpeedAVG 24.80km/h
    • SpeedMaxxx 49.70km/h
    • Kalorie 1369kcal
    • Podjazdy 765m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Do pracy, a po pracy ojesus :D

    Środa, 13 czerwca 2018 · dodano: 15.06.2018 | Komentarze 0

    Cały tydzień pierwsza zmiana, śmigam sobie więc rowerem, bo autem szkoda.
    Ciągle szkoda czasu i szkoda pieniędzy :P
    Do pracy bez szału, po pracy jeszcze gorzej :D
    Z racji że skończyłam pół godziny wcześniej, bo moja zmienniczka się zreflektowała za dzień wcześniejszy (spóźnienie :P), a kosmetyczka przeniosła mi wizytę na piatek,postanowiłam sobie pośmigać gdzieś :P
    Prawda prawdą w pracy śmiali się, że lubię życie na krawędzi, bo cały dzień zanosiło się na deszcz, a ja uparcie rower i rower :P
    Cóż, próbuję na ile mam farta w życiu :D
    Prosto z obwodnicy wystrzeliłam w kierunku Marcinkowic iiii o jak ja się cieszyłam,że nie muszę wracać przez Chełmiec do domu.
    Te korki są żałosne, nawet jadąc rowerem.
    Jadę,słońca nie widać, zastanawiam się kiedy mnie zleje iiii jeszcze w sumie mnie nogi bolą :P
    Jak mi to Chłop powiedział "jak się nie zna drogi do domu tylko błądzi po całym województwie po pracy to się nie ma co dziwić" :D
    No cóż kiedyś na tym rowerze muszę jeździć :)
    Marcinkowice, Klęczany daaaleeeejjj na Chomranice aż do Mordarki, jakoś się kręciło :)
    Prawda prawdą, dziadowsko jak fix przez ten ból mięśni, ale coż lepiej tak niż w ogóle  :P
    Powrót do domu wspinaczką do Siekierczyny i zjazdem Raszówkami w dół.
    Tu zmarzłam, serio zmarzłam, a miałam dwie warstwy na górze!!!
    W sumie po 30 stopniowych upałach, takie 18-19 stopni podchodzi pod mróz nie? :)
    Już miałam wracać przez Przyszową do domu, ale jeszcze miałam (głupi) pomysł żeby podjechać stromy kawałek w Łukowicy, lol :D
    Akurat dzisiaj mi się zachciało kiedy tak nogi pieką!
    Wlekłam się do góry jak żółw, ale wyjechałam!
    Później liczyłam jeszcze na zapętlenie w Sączu, Starym ale głodna już taka byłam,że modliłam się o jak najszybszy powrót do domu :D
    Cieszyłam się,z powrotu,bo na prawdę nie miałam siły, na nic :P



    Counterliczniki.com