Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Izona. Mam przejechane 53867.50 kilometrów w tym 1066.40 w terenie. Kręcę ze średnią 22.33 km/h i się wcale nie chwalę!
  • Czas na siodełku 100d 08h 39m
  • Więcej o mnie.

    Follow me on Strava 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

    Ja na instagramie

    Znalezione obrazy dla zapytania instagram

    Moje ziomeczki

    Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy Izona.bikestats.pl

    Z Archiwum X

    Wpisy archiwalne w miesiącu

    Lipiec, 2016

    Dystans całkowity:1130.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
    Czas w ruchu:44:28
    Średnia prędkość:25.43 km/h
    Maksymalna prędkość:79.20 km/h
    Suma podjazdów:13290 m
    Suma kalorii:26560 kcal
    Liczba aktywności:17
    Średnio na aktywność:66.52 km i 2h 36m
    Więcej statystyk
    • Dystans 76.20km
    • Czas 02:45
    • SpeedAVG 27.71km/h
    • SpeedMaxxx 77.40km/h
    • Kalorie 1841kcal
    • Podjazdy 780m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Trochę wolności ;)

    Wtorek, 12 lipca 2016 · dodano: 13.07.2016 | Komentarze 0

    Mam straszny deficyt wolnych wieczorów :(
    Praca na dwie zmiany, wiadomo ma swoje plusy,ale minusy czasami mnie przerażają!
    Jednym z takich minusów, jest brak wolności popołudniami i wieczorem. No dobra kończę drugą zmianę o 22.30, ale co ja wtedy mogę?
    Co najwyżej wrócić do domu i iść spać!
    W tym tygodniu, szczęśliwie mam na pierwszą zmianę, więc wieczory długie i wolne, chwilo trwaj!
    Kiedy po 15 wróciłam do domu, chciałam od razu wskoczyć na rower, ale po co? :D
    Przecież mam tyyyyleeee czasu :P
    Najpierw sobie poleżę, potem coś zjem, żeby znowu poleżeć po jedzeniu i dopiero pójdę na rower. O ile będzie mi się chciało :D
    Chciało mi się!
    Przed 18 wyciągłam rower z pokoju i wolności moja jedyna.... <3
    Pojechałam jak nigdy w kierunku Przyszowej.... Rzadko tamtędy jeżdżę, bo asfalt w tamtych stronach zostawia dużo do życzenia!
    Z Przyszowej w stronę Naszacowic, bo chcę do Kamienicy jechać. W Maszkowicach 3 małych "cyganów" na rowerach zmroziło moją krew, bo mimo że pewnie bym im zwiała, nie chciałam mieć takiego towarzystwa :D 
    Do Kamienicy jak to do Kamienicy, pod górę i po płaskim, dobry teren do jazdy na rowerze, zwłaszcza po skręcie w kierunku Limanowej.
    Po nim kończy się ruch samochodowy, a zaczyna jazda wzdłuż rzeki i między drzewami, miodzio :)
    Ciepło, wręcz duszno, muchy zaczynają się na mnie paś, pasożyty!
    Słońce już zaszło, ale jeszcze całkiem jasno, przecież to dopiero 19!
    Mimo braku słońca, nie decyduję się na ściągnięcie okularów, booo by mi za dużo much, do oczu naleciało.
    Zwłaszcza teraz kiedy skończyłam podjeżdżać i czeka mnie kilkukilometrowy zjazd w dół, i like it! :D
    Zjazd przyjemny, a nogi na tyle żywe,że można podokręcać prędkości, supa!
    Do domu wróciłam coś koło 21 i w końcu czułam,że byłam wolna!

    • Dystans 52.00km
    • Czas 02:00
    • SpeedAVG 26.00km/h
    • SpeedMaxxx 50.40km/h
    • Kalorie 1132kcal
    • Podjazdy 382m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Bolą mnie płuca i miałam nie rozjeżdżać, ale...wyschły mi buty! :D

    Niedziela, 10 lipca 2016 · dodano: 12.07.2016 | Komentarze 2

    Po wczorajszym wyścigu, nie boli mnie nic oprócz płuc, chyba faktycznie się powiększyły :P
    Myślałam,że po prostu tylko się porozciągam i będę leżała całą niedzielę, ale... :)
    Może gdyby buty mi nie wyschły? I może gdybym czekając na obiad nie umyła roweru, to pewnie o rowerze bym nie myślała :P
    Tymczasem buty suche, rower czysty, pogoda świetna, no cza jechać, szkoda dnia! :)
    Płasko i tylko płasko inaczej płuca mi eksplodują, a serce zawału dostanie :O
    Do Starego Sącza płasko, faktycznie.
    Później odbiłam na nieznaną drogę rowerową która doprowadziła mnie do raju! ;)
    Kurde tak często przejeżdżam przez Stary Sącz, a nie znałam tej drogi, miazga!!!
    To było gdzieś w kierunku Przysietnica--->Moszczenica.
    Jedyny minus pięknych widoków, to górki, bosze nie chciałam przecież górek,żodnych!
    Serce mi kołatało jak szalone,płuca bolały, a oczy cieszyły się pięknymi widokami :)
    Dopiero kiedy objechałam wszystkie możliwe uliczki i zakamarki tamtego terenu, znalazłam zjazd, puściłam się nim w nieznane (zjazd miał może ze 23% stromizny!) i odkryłam swoje położenie :P
    Tymi górkami dojechałam i zjechałam do Barcic za kościołem.
    Teraz przynajmniej wiem,że tajemnicza droga za torami widziana z drogi na Piwniczną prowadzi do nieba, przez piekło!
    Nie wyobrażam sobie przecież wyjechać na rowerze tego podjazdu, którym tu zjechałam :P
    Baaa, obawiam się że nawet mój iżonowóz mógłby się stawiać, dosłownie! :D




    Pięknie nie? :)


    PS: Wpis z wyścigu się tworzy :D


    • Dystans 54.50km
    • Czas 02:10
    • SpeedAVG 25.15km/h
    • SpeedMaxxx 69.80km/h
    • Kalorie 1666kcal
    • Podjazdy 1215m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Tatra Road Race...Piekło południa!

    Sobota, 9 lipca 2016 · dodano: 12.07.2016 | Komentarze 14

    To było w tamtym roku.
    W tamtym roku diabli mnie opętali! :D

    Kiedy oglądnęłam te wszystkie (WSZYSTKIE!) zdjęcia z pierwszego TatraRoadRace i przeczytałam (PRAWIE :D) wszystkie opowiadania na różnorakich blogach stwierdziłam: też tak chcę!
    Chęć uczestnictwa w tak "fajnie" wyglądającym na zdjęciach wydarzeniu była mocniejsza niż zdroworozsądkowe:
    ej przecież ja się nie ścigam! Nawet szosy nie mam...!
    Nie masz szosy,to kupisz! Nie ścigasz się, to zaczniesz! :D

    Kupiłam szosę i zaczęłam maltretować nogi i płuca na podjazdach*
    *Podjazdy - najsłabszy element mojej jazdy na rowerze.
    Najsłabszy, trzeba go więc wzmocnić. Żeby wzmocnić trzeba się turlać pod górę, KAŻDĄ górę!

    Jeździłam i jeździłam aż tu nagle... lipiec!
    Nie wiedziałam czego się mogę spodziewać na wyścigu,bo nigdy na wyścigu nie byłam.
    Te oglądane przeze mnie fragmenty ścigania w zawodowym peletonie kazały mi sobie wyobrazić,że
    WYŚCIG to 250 km wożenia się na kole, gdzie lider grupy jedzie w kokonie chroniony przez swoich pomocników, żeby w końcowych kilometrach albo wystrzelić i z ucieczki albo kilometr przed kreską sprintem ogolić wyścig. Nuda!

    Z założenia nie zakładałam niczego ;)
    To mój pierwszy,życiowy start, chcę obczaić czym to się je :)
    Jadę żeby przejechać i zmieścić się w limicie 3 h czasu dla mojego, krótkiego dystansu,a przy okazji świetnie się bawić! ;)

    Taaa...Piątek wieczór,a mnie dopada panika i stres!
    Bałam się wszystkiego! :D Że na starcie będzie kraksa,że na pewno złapie kapcia,a jak przeżyje start i nie złapię kapcia, to na pewno się zgubię albo przez padający deszcz (miało padać na 99%) nie wyhamuje na zakręcie i mnie będą z asfaltu szufelką zdrapywać!
    Ja życiowa optymistka, pokonana! Głupie nie?
    Te czarne myśli opętały mój nieświadomy niczego mózg i nie dały się wyspać!
    Zasnęłam o 4 rano,żeby o 5 obudziły mnie grzmoty i pioruny!
    Super, czyli jednak mnie zeskrobią z asfaltu! :O

    Wstałam o 6 i zeszłam do kuchni jak na skazanie.
    Jajecznica była nie do połknięcia, a żołądek wielkości pestki czereśni, miazga!
    Spakowana w piątek wieczorem, po 7 odpaliłam iżonowóz iii mam nadzieję,że chociaż na zakopiance korków nie będzie, bo to by już było ponad moje nerwy. Zawróciłabym!
    Do Nowego Targu wiadomo jak do siebie ;) Za szybko dojechałam! Za chwilę mam skręcić na Zakopane, omatko!

    Nawet te widoki nie uspokajały...

    Zakopianka jak na złość pusta, dopiero w Białym Dunajcu jakieś kilka aut przede mną stanęło na światłach, a korek widziałam dopiero we wstecznym lusterku.
    Kuwa za wcześnie się tu znalazłam. Nie zawrócę, bo ten "korek",  to nie jest TEN korek, który miał być ponad moje nerwy :D
    GPS ustawiony na hotel spod którego mieliśmy startować i finiszować zaś za szybko stwierdził "jesteś u celu", wal się!


    Znalazłam dość dobre miejsce parkingowe i poszłam się rozejrzeć.
    Kilku kolarzy też już dojechało. Chłopaki z białego auta obok stwierdzili po kilku wymienionych razem zdaniach,że jak na debiut w startach "wybrałaś najcięższy wyścig z możliwych, ambitnie". Dzięki za pocieszenie chłopaki :P
    Obskoczyłam biuro zawodów, spotkałam dziewczyny z BodyiCoach, dwa słowa i wróciłam do auta :P
    Minuty uciekały, kolarzy przybywało, mój stres minął :D
    W końcu!
    Wyciągłam rower z auta, przebrałam się i pasuje się trochę rozgrzać :D

    Czy tylko ja to tak krzywo przykleiłam? :)

    Gotowam! :P

    Jadę, tam i nazad i nazad i tam i nagle na dolnym parkingu macha do mnie Grzesiek, odmachuje i zjeżdżam do niego i Kuby.
    Gadu, gadu, pierdu pierdu, a rozgrzane mięśnie ostygły!!! :O
    Wracam więc na start za chwile ruszają długodystansowcy. Po drodze spotykam "moich chłopaków", zaś dwa słowa i już jadę bo chcę zobaczyć jak ten start będzie wyglądał :P

    Na starcie wszyscy już gotowi, Krystian udziela ostatnich wskazówek i ostrzega przed złem na trasie...
    8,7,6,5,4,3,2,1... GO!
    Jedźcie z Bogiem i wracajcie szybko! ;)
    Pora na nas! Obiecałam siostrze,że widzimy się za 2 h 30 minut! :)
    Już się nie denerwuję, ustawiam się posłusznie w pierwszym sektorze z innymi dziewczynami, luźna gadka szmatka, motywujący uścisk dłoni z Krystianem i startujemy! :)

    Start spokojny na tyle,że po dojechaniu pod szlabany musieliśmy się zatrzymać i poczekać aż nam je otworzą! :D
    Spoko mi się nigdzie nie śpieszy :)

    Otworzyli, jedziemy!
    Najpierw dość płasko i spokojnie (chociaż dostałam z łokcia od jakiegoś bujającego się na boki chłopa!),potem Butorowy Wierch...
    Czy to to samo co Salamandra? ;)
    Jaki poszedł ogień obosze! W życiu się tak nie zadyszałam!!!
    Płuca powiększyły mi się zapewne 50 tysięcy razy! Nogi nawet dość, kręciły...
    Parę dziewczyn które jeszcze przed chwilą miałam za sobą wystrzeliły w górę jakby miały motorek w tyłku, no a ja zostałam!
    Dojechał mnie Bartek i Michał. Pojechali... 

    Fot. Wiktor Bubniak

    Potem chwile wspinałam się z Grześkiem, niestety już z Tobą chłopie nie pogadam, jestem jak ryba na lądzie! :D
    Doczekać się nie mogłam kiedy ta ścianka się skończy!!!
    Miałam samobójcze pełne hańby myśli o zejściu z roweru! Już! Na nie wiem 4 może 5 kilometrze, omatkobosko gdzie to do końca!? 
    Nawet doping zawodowców z CCC nie wiele mi pomógł!
    Teraz wiem,że mogłam się grzać, a nie bajerować chłopaków! :D Na Salamandrze straciłam najwięcej!
    Kiedy rozpoczął się zjazd, moje płuca odzyskały tlen,więc ścigam tych którzy mi uciekli i uciekam tym którzy za mną zostali! :P
    Chwila wytchnienia trwała dłuższą chwilę. Gdzieś łapałam się koła jakichś facetów, gdzieś ktoś siedział na moim, spoko możemy się zamieniać, ale wy ciągniecie dłużej, jesteście chłopami :P
    Dojechaliśmy do Chochołowa i skręciliśmy na Ciche.
    Ciche nie były ciche, bo tam pełno dzieciaków krzyczało: dajesz, dajesz, szybciej, szybciej...!!! :)
    Pamiętałam z objazdu trasy,że gdzieś po tych Cichych będzie ścianka na Żokach.
    Pamiętałam też,że Magda radziła aby do tego momentu jechać z kimś, tzn. za kimś żeby się oszczędzać.
    Chciałam jechać za kimś, ale wszyscy którzy jechali ze mną jechali za wolno,a zaraz za mną były dziewczyny, nie mogłam im się dać wyprzedzić :D
    Na Żokach nie dałam się wyprzedzić nikomu!
    Na Premię Górską wjechałam parę sekund wcześniej od dziewczyny (z grupy tego Miodu :P) która siedziała mi na plecach, później jej zwiałam zjeżdżając w dół na Mulice.
    Pieronem zjechałam,bo na odcinku zjazdu Mulice-Ratułów złapałam QOMa :D

    Zaczęło kropić, holy shit!
    Że też akurat dzisiaj prognoza pogody musiała się sprawdzić!
    Niechcący spojrzałam w niebo i stwierdziłam,że zaraz zacznie pizgać złem!
    Przez chwilę tylko straszyło, jechałam z bojowym nastawieniem co jakiś czas tasując się ze "słodką" dziewczyną w grupie kilku facetów. Moje morale podnosiły się na wyższy poziom kiedy na każdym KAŻDYM mniejszym podjeździe i KAŻDEJ hopce odpalałam rakietę i zostawiałam chłopów w tyle, meldując się na szczycie przed nimi, a za mną Miodek ;)
    Po którejś takiej hopce, jednemu z chłopaków chyba zrobiło się głupio i mijając nas dwie na prostej krzyknął
    "dziewczyny, jesteście zajebiste!" I porwał mi "słodką" dziewczynę! :D
    Zaczęło lać, porządnie lać!
    Lało, wiało i nie chce wiedzieć ile było stopni, ale moje wszystkie mięśnie, zaczęły zamarzać, po prostu ich nie czułam!
    W pewnym momencie popatrzyłam na nogi, bo nie wiedziałam,czy ich jeszcze używam i pedałuję czy mi się tylko wydaje,że nimi ruszam!!!

    Od tego momentu wyścig zmienił się w walkę o przetrwanie!

    Grupę wolniejszych chłopaków zamieniłam na mocniejszego kolegę z Tych (pozdrawiam :P), który w Czerwiennym podzielił się ze mną napojem ze swojego bidonu, bo u mnie już mimo ulewy suchy rok!
    Chłopie tymi dwoma łykami (więcej nie byłam w stanie połknąć!) uratowałeś mi życie przed podjazdem na Bachledówkę!
    Niech Ci się w życiu darzy!
    Zaczęła się wspinaczka na przedostatnią ściankę dnia dzisiejszego! Kurde!
    Kiedy spojrzałam w górę i zobaczyłam facetów pchających rowery w górę, a w nogach miałam na tyle siły,żeby osobiście z tego roweru nie schodzić, poczułam że moja zamarznięta twarz się uśmiecha! :D
    Do tego organizatorzy oznaczając trasę widać na tyle świetnie się bawili,że pozwolili sobie na heheszki :D
    Dla "umilenia" cierpienia namalowali na 35% nachylenia Bachledówki buźkę...

    Jajcarze! :D 

    Fot. Alina Sosnowska

    Taaak mnie rozśmieszyliście na Bachledówce! :D

    Na szczycie Bachledówki bufet, a na bufecie ktoś aż podskoczył z radości jak mnie zobaczył! Dziewczyna ino która? :D
    Po wstępnej selekcji zdjęć z bufetu strzelam,że to była Magda, to na pewno była ona! :D Ilofju! :*
    Łapię bidona (bym o nim zapomniała :D) i zjeżdżam w dół.
    Oznaczenia ostry/stromy zjazd były dobitne, bo moje super slicki opony w tym momencie nie miały,żadnego tarcia po mokrutkim asfalcie! Ja hamuję,a rower jak na sankach jedzie swoje! Huehue czy oni mają tu te szufelki? :O
    Zostałam sama, wszyscy gdzieś zostali, nie oglądam się za dużo, bo już nie mam siły, za zimno mi!
    Jadę i jadę, gdzieś po drodze widzę Paulinę skitraną w trawie z aparatem, coś tam woła ja nie słyszę (na mecie mi powiedziała,że kazała mi hamować, bo stromy zjazd), a ja nieświadomie na przekór jeszcze szybciej pedałowałam! :D
    W ogóle mało w sobotę słyszałam ;)
    Nawet sobie osobną playlistę ułożyłam z motywatorami na ten wyścig, uwierzcie mi ani pół piosenki z całej listy nie pamiętam!
    Nic nie słyszałam, słuchawka w uchu głucho brzmiała!
    Jedyne co słyszałam wyraźnie, to te dzieciaki, które jak podjechałam do nich na lewą stronę i przybijałam im "piątki" wpadały w szał radości :P
    Należało im się za ten doping w takiej ulewie, dzieciaki byliście wspaniali! :P

    Do mety zostały mi jeszcze Słodyczki. Dość dobrze je zapamiętałam po majowym obczajaniu trasy.
    Długie i strome, ale Bachledówka czy Salamandra były bardziej sztywne, meiner Meinung :P
    Zawahałam się kiedy auto przede mną zrobiło to samo! :D
    Kiedy ruszyło, ruszyłam za nim i dobrze,że okulary mi zaparowały, bo nie widziałam dokładnie jak wysoko są już chłopaki, którzy jechali przede mną,ale to co widziałam za parą kazało mi sobie zadać pytanie:

    czy ja nadal lubię jeździć na rowerze?!  

    W sobotę Słodyczki były dłuższe niż w maju o przynajmniej 150%!
    Pomyślałam,że organizatorzy (na pewno zaś dla żartu!) musieli położyć więcej asfaltu,żeby podjazd nigdy się nie skończył, NIGDY!
    Dogoniłam dwóch facetów,minęłam dzieci, które uparcie prosiły "daj bidona, daj bidona, no daaaaj...! teraz jak już wyjechałam, chciałam bezpiecznie zjechać z Salamandry, bo jak mnie nie zabiła na początku, tak nie dam jej się do końca!
    Stromo!
    Kuwa ja tu serio wyjechałam na rowerze, a nie obok niego?! Nie dowierzałam! Miazga!
    W tym deszczu, to już wolę podjeżdżać te procenty drugi raz niż zjeżdżać po wodzie i z mrozem!
    ŻARTOWAŁAM! :D
    Kiedy znalazłam się na odpowiednim poziomie względem morza,rozpędziłam się ile fabryka dała, bo to już przecież finisz!!!
    I nagle to białe BMW X3!!!
    No chyba sobie babo/chłopie jaja robisz,że ja muszę przez Ciebie hamować i to właśnie teraz!
    Musiałam, bo by taki płaski placek ze mnie został na tylnej szybie białego cacka...
    Kierowca chyba mnie dopatrzył w lusterku, bo po całej wieczności 30 sekund zjechał na chodnik i po prostu mnie przepuścił!
    Nieee na czołówkę między dwa duże auta nie odważę się nigdy na mokrym asfalcie!  
    A jak na złość z naprzeciwka tyle co policja puściła 4 samochody, a białe BMW puściło się samo :P
    Skręcam w lewo i pierwsza myśl przy skręcie CZY SZLABANY SĄ OTWARTE?! 


    Resztkami sił wpadłam na metę! Ja żyję! :D

    Ale na jakoś specjalnie szczęśliwą nie wyglądałam...

    Słyszę swoje imię, ale nie wiem skąd!
    Patrze w lewo, a tam połowa familii do mnie biegnie :P Przyjechali!!! :D
    Kochom fes!
    Zabrali ode mnie rower, bo ciało od wysiłku i zimna trzęsło się jak na porządnym głodzie alkoholowym :D
    Za chwilę do mety dojechała Kasia i w sumie z kobiet to tyle :P

    Fot. Edyta Lesiak

    Wyżej nad metą naskie,sądeckie chłopy już w komplecie :P

    Gratki i brawa za ukończenie każdemu z osobna i można iść się wyciągnąć na leżaczku :P

    Knopers okazał mi aż nadto zadowolenia z mojego przyjazdu na metę,chyba czuł makaron :P

    Długo leżeć się nie dało, bo zimno w tym mokrym ubraniu, proszę siostrę,żeby skoczyła do samochodu po suche ubranie i dopiero jak się przebrałam mogłam normalnie jak człowiek zjeść gorący i pyszny makaron!

    Mniam! :D

    Odprowadziłam rower do auta i już na spokojnie czekałam na dekorację, bo sms od TIMEDO brzmiał:

    TRR. Wynik nieoficjalny nr 1033. Czas to 02:10:16.767 54km kat K2 - m 3, kat OPEN - m 103, kat OPEN K - m 7,. Gratulujemy!


    Pierwszy start w życiu, pierwszy poważny wyścig i od razu pudło!!!

    Szok!!!
    To ja na wyścig pojechałam na obczajkę,żeby ino przejechać, a okazuje się,że na pudło się załapałam w mini kategorii :D
    Fakt ten dla mnie na dzień dobry nie do ogarnięcia!

    Piekło południa okazało się szczęśliwe ;)




    Dziękuję rodzince,która w deszczu i chłodzie cierpliwie na mnie czekała, trzymając kciuki żebym się nie poddała na trasie :)


    A teraz trochę słów do organizatorów:

    Jesteście zajebiści! Kocham Was!

    Nie mogę porównać organizacji tego wyścigu do jakiegokolwiek innego, bo na Waszej imprezie w ściganiu zadebiutowałam! :P
    Mogłam tylko przypuszczać,że będzie porządnie, bo przecież Wy też bawicie się w organizację (albo współorganizację) Rajdu Dookoła Tatr w którym się zakochałam od pierwszego w nim zajechania się na maksa...Kto śledzi ten wie o co chodzi ;)
    Jak na rajdzie tak i na wyścigu, nie było lipy! Wszystko zorganizowane na najwyższym poziomie!
    Nawet fakt tego,że w natłoku spraw organizacyjnych, dopatrzyliście takie "szczegóły" jak urodziny dwóch chłopaków startujących w wyścigu, no chapeau bas!
    Tu nie było lepszych i gorszych zawodników, tu każdy był królem! 

    Zapamiętam (chyba na zawsze) kilka kwestii związanych z moim udziałem w tych zawodach :)

    *W biurze zawodów Pani wydająca numerek z uśmiechem na twarzy stwierdziła,że jeszcze nie było tak źle,żeby nie mogło być gorzej i kazała się wyluzować, bo na spine dupy przyjdzie jeszcze pora...super! :D
    *Przed startem wiele wskazówek i porad aby wszyscy cali i zdrowi ukończyli ściganie (Wy na prawdę się o nas troszczycie!),a w dodatku jeszcze w miarę dobrze się bawili :P
    *Na trasie oznaczenia, informację, emotikony, wykrzykniki, pytajniki... no chociażby człowiek chciał to nie szło się zgubić :D
    *Bufet mimo,że się go doczekać nie mogłam odkąd mi wody brakło w bidonie, tak jak na niego wjechałam to na widok skaczącej z radości Magdy wnet bym zapomniała co ja z niego chciałam! To zaś Magda podpowiedziała bierz bidon i gazu! :P
    No to gazu!
    *Na mecie, dziewczyna podająca mi zimnego "leszka", była na tyle miła,że chciała mi go nawet otworzyć (wiadomo głód alkoholowy robił z rękami co chciał :D), niestety z jej uprzejmości nie skorzystałam, bo zimne piwo było ostatnią rzeczą którą moje wychłodzone ciało chciało przyjąć!
    *Podczas losowania nagród nawet mój ulubiony Pan Czarek mnie dopatrzył i ze sceny posłał szeroki uśmiech :D
    Tak Panie Czarku widziałam to! :D

    Jesteście na tyle zorganizowaną masą ludzi, (aż się boje zapytać kogokolwiek z Was ilu osób potrzebowaliście do ogarnięcia tej imprezy?),że chociażby murem Was odgrodził i morze między Wami wylał Wy i tak się dogracie i zrealizujecie plan imprezy na 150 %, brawo Wy! :)

    Jeśli chodzi o moje sugestię na rok następny, zasugeruję małą zmianę w zapisach regulaminu całej imprezy...
    Punkt 1 (więc najważniejszy!) regulaminu powinien brzmieć:

    *Każdy uczestnik wyścigu TatraRoadRace zobowiązany jest do posiadania prywatnego respiratora!
    W przypadku nie stwierdzenia u uczestnika owego respiratora, nie zostanie on dopuszczony do udziału w wyścigu!

    Tyle ode mnie :P

    I tak!
    Wy uzależniacie! Nie wiem jak to robicie, ale im bardziej człowiek się u Was zeszmaci tym szybciej chce to powtórzyć! :D
    I to jest piękne! ;)
    Oczywiście za rok znowu do Was przyjadę, nie wiem jak mi wtedy pójdzie, ale to nie jest dla mnie ważne!
    Najważniejsza jest ta zabawa i ta atmosfera, którą tworzycie Wy (no i my też :D) i której nigdzie indziej pewnie nie znajdę (nawet szukała nie będę :D), bo Wy jesteście najlepsi!

    Tymczasem cobyście o mnie nie zapomnieli... widzimy się już za lekko ponad miesiąc na 3 (dla mnie), a XXI w ogóle Rajdzie dookoła Tatr!
    Jestem od Was pozytywnie uzależniona!

    Do zobaczenia! :P





    • Dystans 41.50km
    • Czas 01:35
    • SpeedAVG 26.21km/h
    • SpeedMaxxx 71.60km/h
    • Kalorie 908kcal
    • Podjazdy 346m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Rozjazd

    Piątek, 8 lipca 2016 · dodano: 08.07.2016 | Komentarze 2

    Jutro wyścig. Mój pierwszy. Poważny. Fajnie! :D
    Zastanawiałam się czy lepiej byłoby się dzisiaj zmęczyć, czy lepiej tak na spokojnie pobujać,żeby nogi nie poczuły? :P
    Nie wiem, nie znam się.
    Znam za to moje nogi, które jak w jeden dzień dostają lanie, tak w następny z domu podjechać nie mogą, bo zakwas jak fix :D
    Chyba, więc lepiej,że ich dzisiaj nie zmęczyłam,a prawdę poznam jutro! :D

    TatraRoadRace nadchodzę! :D

    Iiii mam nadzieję,że się prognozy na jutro nie sprawdzą, bo inaczej to deszcz będzie rozdawał karty! :P

    • Dystans 40.30km
    • Czas 01:36
    • SpeedAVG 25.19km/h
    • SpeedMaxxx 58.00km/h
    • Kalorie 865kcal
    • Podjazdy 263m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Kto pierwszy ten lepszy- zabawa z deszczem :D

    Środa, 6 lipca 2016 · dodano: 06.07.2016 | Komentarze 0

    Się wybrałam na bajabongo mimo,że nad głową zewsząd straszyło deszczem :P
    Z zamysłem na Czarny Potok, Szczereż i te inne, ale tam chyba lało :P
    Pokręciłam się więc trochę po Podegrodziu i Mokrej Wsi.
    Cieszyłam się kiedy zrezygnowałam z Łukowicy, bo tam pizgało złem,ale moja radość nie trwała długo :)
    Wracając z Naszacowic dopadło i mnie!!! :P
    Nie wiele, bo nie wiele ale jednak zlało :P Więcj niż zlało, to dopaskudziło od mokrego asfaltu!
    Dobry pretekst,żeby w końcu umyć buty! :D



    • Dystans 65.90km
    • Czas 02:44
    • SpeedAVG 24.11km/h
    • SpeedMaxxx 71.30km/h
    • Kalorie 1687kcal
    • Podjazdy 993m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Czy to już wystarczy?

    Poniedziałek, 4 lipca 2016 · dodano: 04.07.2016 | Komentarze 4

    I nadszedł ostatni tydzień do mojego pierwszego,poważnego startu, w poważnych zawodach! ;)
    Czy się boję? Nieee :P
    Uważam,że co miałam już wyjeździłam, a na ile to wystarczy, przekonam się w sobotę ;)
    Nie jeżdżę z dziewczynami i nie wiem czego mogę się spodziewać po konkurencji :D 
    Chłopy, to chłopy z nimi się ścigała nie będę :)
    Nie zakładam niczego, jedyny cel to ukończenie zawodów ;) Co do miejsca, wiadomo chciałabym wjechać na metę z jak najwyższą lokatą, ale na początek każda będzie dobra oprócz DNF :D
    Dzisiaj chyba po raz ostatni przed zawodami powoziłam się pod górę.
    Może we środę jeszcze coś, może w piątek też,ale to już będzie luz i zero spiny, coby w sobotę nogi były świeże ;)



    • Dystans 123.00km
    • Czas 04:05
    • SpeedAVG 30.12km/h
    • SpeedMaxxx 78.10km/h
    • Kalorie 3137kcal
    • Podjazdy 1437m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Przełęcz Knurowska. Do trzech razy sztuka :D

    Sobota, 2 lipca 2016 · dodano: 03.07.2016 | Komentarze 7

    "Wariatka!".... Te słowa usłyszałam na dzień dobry od siostry w sobotę rano :D 
    Kiedy mój budzik zadzwonił, siostra się przebudziła i zapytała: "Która godzina?" Odpowiedziałam szczerze: 5:00!... ;)
    Taaaak zaś wstałam o 5 żeby pojeździć na rowerze!
    Tym razem nie z powodu braku czasu, a z powodu później zapowiadanych upałów i burz...No i w sumie to wina Bartka! :P
    Nie myślałam żeby aż o 5 zrywać się z łóżka, start na tripa zakładałam najwcześniej 6.30-7:00, to Bartek mnie zwlekł skoro świt! ;)
    W piątek zapytał "Hej, lecisz jutro ze mną o 5 na Knurowską?" No chyba żeś ociulał,pomyślałam w pierwszej chwili! :D 
    Cały tydzień niemiłosierny budzik zrywał mnie przed kurami z łóżka, a ten jeszcze w sobotę (WOLNĄ sobotę!) chce żebym z nim na rower skoro środek nocy szła, pff! :D
    W drugiej chwili pomyślałam w sumie, to nie jest zły pomysł, im wcześniej tym dalej i im wcześniej tym szybciej w domu, tam obowiązki czekają, toż to wieczorem imprezka się szykuje! :P
    Zaproponowałam start z LOTOSu o 6 rano,bo brzmi o 1% przyjemniej niż start o 5 (start o 5=pobudka o 4?! :D) i ahoj przygodo!
    Faktycznie wstałam o 5, zrobiłam sobie śniadanie i jakoś 10 minut przed 6 wystartowałam w stronę stacji.
    Czułam,że się zaś spóźnię,jednak na tyle szybko jechałam,że byłam punktualnie na 6:01, a średnia prędkość po zatrzymaniu się na LOTOSie (czyli po pokonaniu 6 km) wyniosła bagatela 43 km/h :P LOL! :D
    Bartka nie było. Poczekałam chwilę, żeby później zgodnie z umową ("jak się spóźnię,jedź w moją stronę") wystartować w kierunku N. Sącza i wyjechać mu naprzeciwko.
    Dojechałam do Podrzecza i już go widzę, więc zawracam i jadąc w wolnym tempie czekam,aż mnie dojedzie ;)
    Teraz już razem obieramy kierunek w stronę Knurowskiej. Zaś Podhale, ale ono się nigdy nie znudzi! :D
    Jedziemy na Czarny Potok, coby jeszcze na "świeżych" nogach podjechać tamtejsze pagórki, bo w drodze powrotnej marnie to widziałam, Bartek chyba też ;)
    Z Czarnego do Tylmanowej i dalej do Krościenka. W Krościenku sik-stop na ORLENie i drugie "śniadanie".
    Dopiero teraz kiedy chwilę się zatrzymaliśmy poczułam jak powietrze jest bardzo wilgotne i jak bardzo jest mi zimno!
    Jedźmy już!

    "Podjedziemy pod Hałuszową", że co kuwa?! Raz tam zjeżdżałam GIANTem, to myślałam,że wpadłam pod poziom morza, a teraz mam tam podjeżdżać? No way! 
    Zbuntowałam się na propozycję Bartka, ale w głębi serca wierzyłam,że jak podjedziemy z tamtej strony, to miniemy Krośnicę.
    Posłusznie wiec zaczęłam podjeżdżać pod Hałuszową.
    Nie było, to straszne,aż do ostatnich może 200-300 m, tam już stawiało, ale twardo ciśniem! :P
    Jak to na Podhalu bywa, po dotarciu na szczyt są widoczki, były!!! Taterki! Piękne, wyraźne i takie bliskie <3 Ilofje :D

    Kierujemy się w prawo wg. drogowskazu i cieszymy oko pięknym, na prawdę pięknym krajobrazem! 
    Zjeżdżamy w dół i ja Cię Bartek chyba zastrzelę!!! Zjechaliśmy pod sam początek podjazdu na Krośnica-Kluszkowce, supa! 
    Chwile mi siły opadły, ale później pomyślałam, dobre to! Za tydzień przecież nie takie podjazdy nogi będą musiały opędzlowac! :D
    Wspinamy się! Starałam się jechać równo, bez szarpania. Bartek pokręcił mocniej, ale jakoś mnie to nie ruszało, toż to chłop! :)
    Na tyle sobie bez szarpania podjechałam,że QOMa przez przypadek złapałam :D

    Na górze zaś nagroda, Taterki w lekkiej mgle i susem w dół, bo jeszcze kawałek mamy przejechać niż do Knurowa skręcimy.
    Kiedy już minęliśmy drogowskaz na Ochotnicę rozpoczęła się zabawa z Przełęczą Knurowską, czyli z gwoździem programu! :P
    Nie, tu też nie zamierzałam się szarpać, ale dużo lepiej mi się podjeżdżało niż ostatnie dwa razy kiedy podjeżdżałam sama. Nie było za szybko, ale czułam,że jedziemy szybciej! Bartek na ostatnich metrach przyśpieszył, ja dalej swoje :P
    I tak mi segmentu nie zaliczyło, GPS go olał :D A byłby PR!

    U góry przerwa, 3"śniadanie", chwila oddechu i spadamy! 
    Kurde,tu się dopiero zaczęła zabawa! Bartek jak dostał powera, to nie mając licznika przed oczami i tak czułam że jedziemy do zajechania :D
    Gdyby ta Ochotnica nie była taka kręta, prędkość z pewnością byłaby jeszcze wyższa ;)
    Raz Bartek, raz ja (z naciskiem na Bartek, tak jest chłopem! :D) ciągliśmy ten nasz dwuosobowy pociąg, coby jak najszybciej przejechać przez tą niekończącą się miejscowość(w sumie dwie :P)! Świetne to było!
    Tak się rozkręciłam,że nawet mnie już nogi nie piekły! Alee gdyby po takim rajdzie kazali mi pod ten właśnie początkowy Czarny Potok podjechać, to płakałabym bardzo... Właśnie dlatego tamte podjazdy poszły na pierwszy odstrzał!
    W Jazowsku kolejny pitt-stop, bo wody brakło i niby już bez zapieku, ale ciągle na prędkości,upalny powrót do domu.
    Było przed 11,w duchu(ale i też jawnie :P)zaczęłam dziękować Bartkowi,że mnie wyciągnął na rower skoro środek nocy, bo teraz, tobym się stopiła żywcem, łyda by się wycięła :D
    On sam chciał koniecznie docisnąć do 150 km, więc miał dokręcać, bo mu było mało, ale patrząc na jego ślad na stravie, nie dokręcał :P Sama trasa na Knurowską od niego tam i nazad daje te magiczne 150 km!
    Trip świetny!

    Czasami mam obawy, czy jak umówię się z kimś ze zbiórek, to czy dam radę mu dotrzymać koła, ale raz drugi spróbowałam i obawy znikają! :D
    Noga może nie na tyle mocna co rasowego chłopa, ale też wstydzić się nie mam czego! :D

    Jak już nogi idą w zapiek, mam jeszcze głowę, która mnie ratuje;) Dopóki ona się nie zbuntuję,będzie fajnie ;)


    Zdjęcia Bartka of course ;)
    Kategoria Stóweczka


    Counterliczniki.com