Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Izona. Mam przejechane 53867.50 kilometrów w tym 1066.40 w terenie. Kręcę ze średnią 22.33 km/h i się wcale nie chwalę!
  • Czas na siodełku 100d 08h 39m
  • Więcej o mnie.

    Follow me on Strava 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

    Ja na instagramie

    Znalezione obrazy dla zapytania instagram

    Moje ziomeczki

    Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy Izona.bikestats.pl

    Z Archiwum X

    • Dystans 100.25km
    • Czas 03:52
    • SpeedAVG 25.93km/h
    • SpeedMaxxx 52.20km/h
    • Kalorie 1814kcal
    • Podjazdy 647m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Szczawnica i te inne Jaworki :P

    Piątek, 27 kwietnia 2018 · dodano: 06.05.2018 | Komentarze 0

    Mam wolne. Mam długi weekend :P Nie mam czasu pisać. Nie piszę, bo jeżdżę :D 
    Z tej wolności i radości siedzenie przed komputerem jest ostatnią rzeczą jaka mi się chce :)
    W piątek (i to TYDZIEŃ!) temu byłam w Szczawnicy :)

    Mówię że nie mam czasu na pisanie! 
    Plan był prosty. 
    Zrobić szybkie (:D) 100 km za bardzo się nie męcząc :) 
    Plan dobry, ale jak jeździsz jak babcia i na dodatek wiatr ciągle wieje Ci w twarz no to już wiesz, że to nie będzie ani szybka ani niemęcząca stówka :P
    Wyjechałam zaraz po obiedzie, wróciłam prawie na kolację, fes szybko :)
    Do Łącka jeszcze spoko, w Łącku kumulacja wiatru. Dobrze że chociaż ruch na drodze był znośny:)
    Droga prosta, dosłownie jedna hopka w Tylmanowej, nudna trasa, ale wiedziałam o tym wybierając się tam :)

    Będąc już w Jaworkach zadzwoniłam nawet do Grześka, lokalnego przewodnika rowerowego czy aby uda mi się jakoś zapętlić tą trasę, ale jedynym rozwiązaniem okazała się Słowacja, a ja nie miałam tyle czasu (wieczór się mi robił) żeby dokładać kolejne 30 może 40 km do tej wycieczki :)

    No nic wracam zatem z powrotem tak jak przyjechałam,ale wcześniej muszę zrobić wszystkie fotki, bo tu jest pięknie!!!

    Ładnie nie? :P

    To patrzcie na to!

    Uwielbiam :) <3
    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 42.11km
    • Czas 01:52
    • SpeedAVG 22.56km/h
    • SpeedMaxxx 61.60km/h
    • Kalorie 914kcal
    • Podjazdy 667m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Nie dość,że pod górę, to jeszcze pod wiatr!

    Środa, 25 kwietnia 2018 · dodano: 26.04.2018 | Komentarze 4

    W poniedziałek miałam nieczynny rower.
    Znaczy tylko przed pracą (czyli w czasie dla mnie wolnym), bo już w trakcie pracy rower mi mechanikery naprawili, suuupeeer :P
    Z tej radości aż zakupiłam dwa piękne koszyczki na bidon, no bo stare odmówiły już współpracy :O

    Ładne nie? :P
    We wtorek mimo że rower stał gotowy do jazdy i aż się prosił o wycieczkę, ja miałam ważniejsze sprawy do załatwienia :P
    Tak są rzeczy ważniejsze od przejażdżki.  Z wiekiem chyba to przychodzi,że priorytety się zmieniają :)
    Dopiero środa była dniem,kiedy mogłam się powiedzmy trochę wyżyć na dwóch kółkach :P
    Trochę, bo zaś wiało, no szlag by to!
    Jechałam, a czułam jakbym stała w miejscu no helloł, ja chcę prędkości!
    Nie dało się :(
    Trasę też musiałam dostosować do warunków, bo przecież tą co sobie założyłam, tobym nawet w dwa dni przy tym wietrze nie skończyła :O
    Ale ludzie patrzcie jak pięknie było!

    Nawet ta patelnia pod Trzetrzewinę nie była bardzo straszna, chociaż nie powiem piekło ;)

    Fajnie było!
    Trochę walki o przetrwanie, ale banan na twarzy no bo rower :D
    A i chwała Bogu,że nie jestem alergikiem (czasami tylko mam alergię na pracę :D), bo patrząc na to wszystko co dymiło w powietrzu robiąc ze mnie zielonego kosmitę, to pewnie bym się po drodze udusiła :D
    Amen!

    • Dystans 125.14km
    • Czas 05:15
    • SpeedAVG 23.84km/h
    • SpeedMaxxx 61.20km/h
    • Kalorie 2344kcal
    • Podjazdy 1108m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Pół Dolinka, czyli twarda stówka na urwanej przerzutce!

    Niedziela, 22 kwietnia 2018 · dodano: 26.04.2018 | Komentarze 3

    Jej umówiłyśmy się z Pauliną na wycieczkę Doliną Popradu.
    Z początku wszystko szło zgodnie z planem.
    Było wolne. Była pogoda. Były chęci.

    Sobotnią imprezę zakończyłam na tyle wcześnie,że bez większych problemów mogłam rano wstać na poranną mszę do kościoła i "odbębnić" powinność, aczkolwiek nie powiem suszyło mnie fes :O
    Paulina przyjechała prawie punktualnie, kiedy ja próbowałam zjeść śniadanie.
    Nie to nie kac, to dokręcony aparat... Się mi zachciało ładnie uśmiechać :O!
    Nic to,jakoś sobie "pojadłam".
    Po śniadaniu w miarę szybko się przyryktowałyśmy do wyjazdu i lekko po 10 wystartowałyśmy :)
    Pierwszy pitt-stop zaliczyłam już 2 kilometry od domu, bo przecież wypadła niehandlowa niedziela, a ja żadnych zapasów nie mam na drogę.
    Po zaopatrzeniu się ruszyłyśmy na podbój Dolinki!
    Moje bojowe nastawienie do zaplanowanej trasy, przerodziło się we w&^%&*nie kiedy po 7 km strzeliła mi linka tylnej przerzutki i to na najniższym jej biegu... No to objechały :O
    Szybkie rozeznanie w sądeckich mechanikerach.
    Retoryczne pytania zadawane przeze mnie do telefonu brzmiały pewnie tak jakbym sugerowała,że oni tylko "czekają" aż ktoś im przyprowadzi rower do naprawy w NIEDZIELĘ... 
    No weź Iwona Ty się babo ogarnij :P
    Nic to!
    Chwila zawahania, podjęta próba kontynuowania jazdy i zdobycia Dolinki nawet z takim defektem, zakończyła się fiaskiem kiedy doszło do mnie,że ja NIE podjadę Krzyżówki NA TYCH przełożeniach.
    Nie ma opcji!
    Chociażby mi żyłka poszła, się ne da...!
    A z buta iść tam, no bez sensu! 
    Do tego ten wiatr wiejący ZAWSZE w twarz i już wracamy kierując się na Piwniczną.

    Tam w mojej wyobraźni nie ma za dużo pod górę i dobrze, może cosik z tej wycieczki będzie :P
    Chciałam jechać dalej. Nie chciałam Pauliny wypuścić stąd zaś z mieszanymi uczuciami. Chciałam żeby się podobało.
    Podobno mi się to udało! A kolana do wymiany :D

    Do Piwnicznej faktycznie nie było jakoś trudno :) Parę hopek,przerzutki niepotrzebne :)
    Schody (znaczy podjazdy) zaczęły się gdzieś w Wierchomli, ale i tu dało się jechać bez przerzucania :P
    Że pogoda była boska (oprócz wiatru!), no i chęci były duże, dojechałyśmy tylko i aż do Muszyny.

    Tam zrobiłyśmy pitt-stopa na czekoladę z lodami i w myśl zasady "im dłużej siedzisz, tym gorzej ruszasz" po chyba kwadransie wracałyśmy z powrotem :P
    O jakie tu było zdziwienie (żart!) że wiatr zaś wieje w ryja, mimo że totalnie zmieniłyśmy kierunek jazdy :P
    Uwielbiam!
    To jest tak zwana szkoła charakteru! Szczerze? Mój jest już nie do zdarcia! :P
    Jechałyśmy, palma od wiatru biła, ale było fajnie! :P
    Ja narzekać nie mogłam, nawet pomimo znacznego utrudnienia bawiłam się świetnie :P
    No jak można narzekać jak się jedzie na rowerze? :P
    Nie można!
    Gdzieś od Zubrzyka goniłyśmy (znaczy Paulina spawała, ja się podpięłam :P) jakąś nieznajomą parę szoszonów i chwilę za nimi jechałyśmy, dobre i to przy tym wietrze :P 
     
    Peletun :D
    Nie byłabym sobą gdybym do ludziów nie zagadała i dzięki temu dowiedziałam się że jadą do Piwnicznej,a w sumie nic nam z tego, bo ustaliłyśmy chwilę wcześniej, że na Wierchomli przy tym świetnym zakręcie Paulina sobie użyje na fotkach.
    Więc para odjechała, a my zaś pitt-stop!
    Nieźle ;)
    Po krótkiej sesji zdjęciowej zostało nam dotoczyć się na rynek do Piwnicznej i zjeść kolejną porcję lodów, a kto nam zabroni? :P
     
    Mówisz masz :P
    Po chwili oddechu i rozmowie z jakimś przypadkowym (podobno) kolarzem emerytem pora było ostatecznie się spiąć i dojechać do domu.
    A wyczyn tym większy,że w nogach już dawno stówka strzeliła,a wiatr nie odpuszczał :O
    No ale, nas Baby byle co nie zniszczy,a satysfakcja z objechania tyluuuu kilometrów bez przerzutki była przeogromna :P

    PS: Ale ostatniego podjazdu do własnego domu już nie dałam rady wyjechać. Butowałam :D
    Kategoria Stóweczka


    Pierwszy raz do pracy w tym roku...rowerem :D

    Sobota, 21 kwietnia 2018 · dodano: 25.04.2018 | Komentarze 0

    No musiałam (chciałam), bo mi już w pracy wytykali że się rozleniwiłam i że mi się do pracy rowerem nie chcę :P
    No to paczcie da się! :D
    W sumie to chyba tylko dlatego pojechałam rowerem, bo miałam na 8 i dzień już był taki bardziej rozwinięty i aż się chciało :P
    Z rana trochę chłodno, dlatego założyłam nogawki i długi rękaw.
    Baaa nawet buffka poszła w ruch, ale za to jakie widoki cudne były :O

    Aż mi żal było do pracy jechać,ale jak mus to mus :)

    Po pracy temperatura była znacznie wyższa, tu wnet pasowałoby jechać bez koszulki nawet, ale za to strasznie wiało (zaś!),a wieczorem czekała mnie impreza klubowa, więc po godzinie walki z wiatrem stwierdziłam,że pora wracać do domu i rozpocząć weekend :D


    • Dystans 82.23km
    • Czas 03:37
    • SpeedAVG 22.74km/h
    • SpeedMaxxx 67.70km/h
    • Kalorie 1710kcal
    • Podjazdy 1148m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Jeziorko Rożnowskie :P

    Środa, 18 kwietnia 2018 · dodano: 20.04.2018 | Komentarze 2

    Po wczorajszej jeździe miałam mieszane uczucia :)
    Ani to było przyjemne, ani fajne :P
    Nie dość że się wlekłam jak babcia, to jeszcze pogoda była dziadoska!
    Za to środa przyprawiła mnie o mega pozytywne wrażenia z jazdy. Wiosna, wszędzie wiosna!!!
    Nie wiedziałam gdzie mam jechać.
    Znaczy wiedziałam, tylko pewności nie miałam czy zdążę przed zmrokiem :)
    Od paru dni po głowie chodziła mi pętelka wokół Jeziora Rożnowskiego dlatego postanowiłam zaryzykować i ją objechać :)
    Zadanie było o tyle trudniejsze do wykonania,że jak zwykle przeszkadzał mi wiatr :O
    Tu kiedy cisnęłam z wiatrem w twarz, przez głowę przeszedł mi komentarz pozostawiony ostatnio przez jednego z mnie czytających :P
     "Trening ZAWSZE zaczynaj z wiatrem, bo do domu wrócić i tak musisz", no i pomyślałam,że coś poszło nie tak :)
    Jechałam zawzięcie, bo mimo wiatru pogoda była wspaniała, aczkolwiek zastanawiałam się czy w drodze powrotnej nie zamarznę, bo bez słońca mogło by być mi zimno :)
    Nic to, na razie jadę :)
    Z domu do Chełmca, z Chełmca na Marcinkowice i dalej do góry pod Zawadkę. 
    Tu zaczęły się pierwsze, piękne krajobrazy <3

    Po chwili wzdychania i achowania, szybki zjazd w dół i już odbijam pod kolejny podjazd dnia dzisiejszego po sądecku zwany justem :P
    Tu nie gorzej, widoki mnie miażdżyły!

    Nic nie jest w stanie przebić wiosny, nic! 

    Zastanawiałam się czy to ja mam tak kiepskie nogi, czy mój rower jest taki kiepski? :P
    Nieważne to teraz, ważne żeby wyczołgać się na górę i potem długo, długo, bo aż do Rożnowa mieć podjazdy z głowy.
    Obeszło się bez haniebnych zejść z roweru i bez jakichś innych problemów,droga na szczyt nie była najgorsza :)
    Szybki zjazd w dół,chociaż i tak zwolniony wiatrem, kilka kilometrów po prostej przez Witowice i już skręcam na Rożnów.
    I tu stwierdzam że jak mnie dogoni zachód słońca, będzie mi zimno!
    Zapitalam, więc ile mogę, ale coś mało mogę, no bo mówię Wam rower mam coś  kiepski :D
    Tu kolejne hopki, pagórki, piękne widoki i

     za chwilę już jestem w Gródku :)
    W sumie to nie mam co narzekać :D 

    Pogoda sztos, czasu od groma no prze jazda :P
    W Gródku stop na batony i stop na foteczki, bo widoczki :D


    Robi jeziorko robotę co nie? :P
    Słońce mi zjeżdża, już wiem że będę wracała po ciemku, ale nic to!

    Byle bym za widoku do Sącza wróciła,później mi to obojętne :P
    Fakt faktem, czeka mnie teraz drugi (po juście) najdłuższy podjazd, ale kiedy na niego się wytoczę, zostanie tylko szybki zjazd w dół od Dąbrowej do miasta, a przecież w sumie nie jest tak źle, bo jeszcze okularów nie ściągłam :)
    Zjechałam, nawet się na tych wertepach nie przewróciłam i już cisłam w kierunku obwodnicy północnej Nowego Sącza :P
    Po dojechaniu na "bezpieczną" drogę rowerową, zjadłam kolejne batony i już od Chełmca na pełnej petardzie "ciągnięta" chwilę przez ciężarówkę goniłam czas w drodze do domu. To już ostatnia prosta!
    Na tej prostej niespodziewany korek, przecież to się tu nie zdarza, na wsi? No weźcie :D
    Ja rozumiem,że u mnie kilka metrów od domu asfalt zwinęli i nawet na czerownym zdążyłam już stać,ale żeby TIR na środku drogi i ani w tą ani w tą :O

    Jej Panie kierowco, dzień mi się kończy!
    Chwilę postałam, ale jak tylko troszkę się miejsca zrobiło, od razu przecisłam się i wio do domu, a Wy biedoki stójcie w swoich czterokołowcach :D 
    Wróciłam już całkiem po ciemku,ale na swoim terenie, noc mi nie straszna <3 ;p)

    • Dystans 57.54km
    • Czas 02:18
    • SpeedAVG 25.02km/h
    • SpeedMaxxx 50.80km/h
    • Kalorie 989kcal
    • Podjazdy 455m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Jeżdżę jak babcia :P

    Wtorek, 17 kwietnia 2018 · dodano: 18.04.2018 | Komentarze 0

    W weekend pogoda była bajeczna. Weekend miałam wolny. Wolny od pracy. Zajęty prywatnie :)
    Nie było czasu na rower, były góry i było fajnie :)
    W poniedziałek popołudniu miałam czas, ale pogoda nie była fajna. Iść na rower i zastanawiać się kiedy mnie złapie ulewa, niekomfortowe :P
    Wtorek niby nie lepszy, ale już za długo mi czekać na lepszy warun :P
    Zebrałam się późnym popołudniem i objechałam najprostszą i z pozoru najszybszą trasę do Piwnicznej i z powrotem.
    Pozornie najszybszą, a ja czułam,że jadę jak stara babcia, która ledwo nogami powłóczy, a co dopiero jeździ :P
    Muszę trochę częściej sobie jeździć i trochę bardziej się piłować,bo inaczej to daleko nie zajadę w tym roku :P

    • Dystans 40.34km
    • Czas 01:40
    • SpeedAVG 24.20km/h
    • SpeedMaxxx 67.00km/h
    • Kalorie 834kcal
    • Podjazdy 618m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Krótko ale treściwie ;)

    Piątek, 13 kwietnia 2018 · dodano: 13.04.2018 | Komentarze 4

    Mimo sprzyjającej pogody nie było mnie na rowerze dwa dni,ale jak mawia klasyk "business is business" :)
    Dzisiaj korzystając z chwili wolnego postanowiłam odreagować, tylko nie miałam pomysłu na trasę :)
    Przy szybkiej rozkminie pomógł mi no kto? A kto by inny jak nie wiatr?!
    Nie mówcie że lubicie jak Wam wieje prosto w twarz, bo w to nie uwierzę! 
    Jechać i ciągle walczyć z pchającym w tył wiatrem, to tak jakby iść, ale ciągle stać w miejscu.
    Już wolę sobie posiedzieć w domu przed telewizorem :D
    Po kilku pierwszych podmuchach skręciłam więc na Mokrą Wieś i stwierdziłam że z planowanej szybkiej i płaskiej wycieczki,zrobię sobie górzystą i wolniejszą.
    Cóz...

    Dobrze mi się jechało od Łukowicy aż do Raszówek.
    Wiatr wiał w plecy i tu sobie w duchu gratulowałam wyboru :)
    Szybko rozkminiałam czas i moje możliwości, bo nie powiem ciągło mnie jechać z tym wiatrem na plecach dalej i dalej, ale kiedy na zegarze wybiło wpół do 12, rozsądek kazał obrać kierunek na powrót :)
    Tu zaczęło wiać i mnie cofać, ale nie było to jakieś strasznie męczące.
    Gorszy fakt był taki,że po zjeździe z Wysokiego do Trzetrzewiny wjechałam w taką dziadowską drogę,że aż mi żal było moich nowych kół.
    Ciekawe czy już są krzywe? xD
    Do tego u mnie na wsi zwinęli asfalt (serio! :D) i dodatkowo dobrudziłam koła piaskiem i innymi mieszankami na drodze :P
    Ogólnie rzecz ujmując jak kiedyś przestanie wiać, to może będę szybko jeździć na rowerze :D :D


    • Dystans 62.57km
    • Czas 02:28
    • SpeedAVG 25.37km/h
    • SpeedMaxxx 52.20km/h
    • Kalorie 1112kcal
    • Podjazdy 691m

    Ostro pod Ostrą :P

    Wtorek, 10 kwietnia 2018 · dodano: 13.04.2018 | Komentarze 0

    Udało mi się,że w tygodniu drugiej zmiany miałam wtorek na rano :P
    Ekstra!
    Pogoda taka,że komu by się chciało do późnej nocy siedzieć w pracy? 
    Długo się zastanawiałam czy iść się przewieźć czy dać sobie siana, aleeee mam czas, a nigdy nie wiem co mnie czeka dnia następnego nie? :P
    Statystycznie późno wyjechałam, ale przecież dzień już jest na tyle dłuuugiii że do 20 można śmiało śmigać.
    Dawno nie czołgałam się pod Ostrą, więc postanowiłam spróbować swoich sił właśnie tam.
    Prawda prawdą, dobra trasa, bo przez okoliczne wioski, a nie jakimiś głównymi drogami, ale chcąc nie chcąc wiatr (zaś on!) zmusił mnie do szybkiej zmiany trasy. 
    Zaplanowałam że pojadę od strony Łącka do Kamienicy i później wrócę przez Jastrzębie itd., ale ten wiejący w twarz wiatr sprawił że no niestety chcąc zrobić pętelkę muszę wpierw jechać w kierunku Jastrzębia, a wracać Łąckiem.
    O tyle to było gorsze, że przez Łącko wracam główną drogą, a im bliżej wieczora i ciemniej tym niebezpieczniej (miałam lampki!), ale za to mniejszy ruch na drodze :P
    Jechało mi się tak se, aczkolwiek miałam swoje momenty na prędkości :P
    Beż żadnych rekordów i na lekkiej zadyszce, ale podjechałam pod Ostrą, a żeby było śmieszniej  w drodze powrotnej walczyłam z wiatrem!
    Tym samym który kazał mi zmienić trasę na odwrotną :O
    No cóż, ten "mój" osobisty trener, nie odpuszcza, a daje popalić, życie ;)


    • Dystans 48.55km
    • Czas 02:13
    • SpeedAVG 21.90km/h
    • SpeedMaxxx 65.20km/h
    • Kalorie 978kcal
    • Podjazdy 681m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Ale piździ!

    Poniedziałek, 9 kwietnia 2018 · dodano: 10.04.2018 | Komentarze 2

    Wczorajsza niedziela nie miała prawa roweru :)
    Nogi mnie bolały i to nawet bardzo :P
    Niby po pracy ciągłam siostrę na szlifa po wsi, bo mi wyrzuciła w sobotę,że chętnie by ze mną poszła na rower, ale ja za daleko jadę :P
    No więc w niedzielę zaprosiłam,ale jej się nie chciało, a mi samej też nie :P
    Dla rozbicia nóg, zrobiłam sobie tylko krótki spacer do lasu z Brunem (pies rasy niewiadomej) :D
    Za to poniedziałek od samego rana aż się prosił o tripa!
    Cieplutko, wręcz gorąco. Wstałam już po 7, dzień taaaaki dłuuuugi <3
    Po 9 zaczęłam się zbierać na rower, no i po prostu byłam prze szczęśliwa że mogę jechać w samej koszulce i krótkich spodenkach, no cud, miód i orzeszki :P

    Od razu +10 do szybkości :D

    Ubranie ubraniem, ale co ten wiatr?!
    Koło domu nie wiało mi tak jak już kilometr od niego!
    Straszne to było!
    Już nawet nie chodzi o to że nie miałam jak pedałować, bo szybciej stałam, jak jechałam,ale jazda zrobiła się kaskaderska! 
    Podmuchy wiatru były na tyle mocne,że najnormalniej w świecie po prostu popychało mnie na środek jezdni!!!
    A te (nieświadome) TIR-y, znaczy (nieświadomi) TIR-owcy chyba w życiu na rowerze nie siedzieli, bo przejeżdżali obok jakby mnie widać nie było!
    Heloł!
    Ja tu jadę, a raczej walczę, żeby nie zginąć popchnięta wiatrem pod Wasze kilkutonowe maszyny!
    Na prawdę ze dwa razy chyba opatrzność boska obroniła mnie przed tragedią :O
    Chciałam jechać inaczej,inną trasą, ale po prostu jechałam jakoś tak żeby po prostu mniej wiało.
    Uciekałam przed wiatrem i przed większym ruchem samochodowym.
    Koniec końców zaś zrobiłam pętelkę przez Marcinkowice, Męcinę, Siekierczynę i Przyszową, a zaplanowana trasa musi poczekać na "bezwietrzną" pogodę.
    I mimo że mówią,że wiatr to dobry trener, ja osobiście uważam,że pewnie i tak tylko że bardziej ćwiczy on głowę jak nogi/płuca :P
    A jak wiadomo od głowy się wszystko zaczyna!

    Mimo nie sprzyjających warunków (znaczy pogoda cudna, tylko ten wiatr :O), jestem strasznie zadowolona,że mogłam się wybrać na rower <3


    • Dystans 112.24km
    • Czas 04:24
    • SpeedAVG 25.51km/h
    • SpeedMaxxx 64.80km/h
    • Kalorie 2006kcal
    • Podjazdy 1050m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Przełęcz Knurowska czyli spotkanie na szczycie :D

    Sobota, 7 kwietnia 2018 · dodano: 08.04.2018 | Komentarze 0

    Jej na takiego tripa czekałam od ostatniego takiego tripa :D
    Długo mi zeszło w tym roku z pierwszą setą, ale tak jak pogoda się nie może rozkręcić tak i ja mam z tym problem :O
    Koniec końców, wiedziałam,że weekend ma być przyjemny. Wiedziałam,że w niedzielę siedzę w pracy i wiedziałam że sobota będzie wolna :P
    W sumie to dużo wiedziałam :D 
    We czwartek Paulina zadała pytanie czy nie mam ochoty się z nią poszlajać na rowerze, no a czemu nie? :P
    Początkowo miało to być zaś polowanie na krokusy, ale koniec końców zostało ono zaniechane.
    Pomyślcie ile ludziów na Podhale w tak słoneczny weekend zjechało,żeby podeptać, powzdychać i po fotografować krokusy?!
    Pewnie wszsycy!

    Że nie krokusy, to kompromis. Mi się nie chciało jechać do Nowego Targu (straciłam zaufanie do seja :P), a Paulinie nie chciało się wymyślać krokusowej trasy. W związku z powyższym zaproponowałam żeby zrobiła taką pętelkę, gdzie dałoby się odbić na Knurowską, na którą ja się wybieram :)
    No i koniec końców spotkamy się tam na szczycie :P
    Plan dobry, czas wykonać :)
    W sobotę wstałam bardzo wcześnie jak na wolny dzień, bo pogoda przecudna od rana <3
    Obiecałam Paulinie że o 12 wystartuję z domu, więc koło 14 powinnam być na Knurowskiej.
    Jak obiecałam tak zrobiłam. Idealnie wyczułam czas sprzątania w domu,które skończyłam 15 minut przed południem i ze spokojną głową mogłam się szlajać całe popołudnie na rowerze.
    Uwielbiam <3 :P
    Czas na start też był idealny, bo po rześkim poranku, temperatura była już na tyle przyjemna,że obyło się bez kurtki, nogawek (przynajmniej na początku :P) czy innych kilogramów ubrania :) 

    Jedna rzecz mi tylko przeszkadzała. Fakt,że mama gotuje pyszny obiad, a mi już kiszki grają marsza... Ale przecież nie mam czasu czekać na obiad, bo nigdzie nie pojadę albo pojadę, ale będę się włóczyła do wieczora, a tego też nie chcę, nie mam czasu na to :P 
    Zjem później. 

    Teraz wystarczą mi lindorki :D
    Załadunek jest, fun jest można jechać :P
    Wiedziałam że nie muszę się jakoś spinać fes, bo do Knurowskiej powinnam spokojnie zdążyć w 2 h, ale też nie chciałam tam jechać pół dnia :)
    Ciepło było, chociaż początkowo wahałam się, czy aby te nogawki które zabrałam awaryjnie do kieszeni,nie wciągnąć na gołe nogi :P
    Po kilki kilometrach nie było takiej potrzeby :D

    Gołe łydki +5 do prędkości :D
    O jak mi się micha cieszyła całą drogę. Jak mnie ktoś widział, myślał wariatka :P

    Jeszcze całą drogę do Przełęczy wydawało mi się,że jadę z wiatrem, czad :D

    Będąc w Łącku dostałam smsa od Mamuśki,że ona już zmierza na Przełęcz, że what? :P
    Przecież sama Ochotnica będzie mi się ciągła dwa lata!
    No nic, dociskam mocniej na te pedały i jadę ile mogę,żeby długo tam na mnie nie czekała :)
    Ochotnica przeleciała nawet nie wiem kiedy, minęło mnie kliku PRO-sowych kolarzy-bucy którzy nawet "hejki" nie odpokazali i już jestem na szczycie :D 

    W sumie to jesteśmy razem :D
    Chwila oddechu, szybka wymiana ploteczek i trzeba zjeżdżać, bo osobiście mi już zimno. Tu nogawki się przydały. Dobrze że je zabrałam, bo bym chyba zjeżdżając w dół straciła czucie w nogach :D
    Wiecie co? Dalej boję się zjeżdżać :O Przeraża mnie to, bo dawniej jak nie miałam siły do góry, to nadrabiałam na dół, a teraz gdzie ja nadrobię? 
    Z racji mojego strachu Paulina zjechała szybciej i jeszcze zdążyła mi fotkę strzelić :)

    Zacna :)

    Ta też ;)
    Po skończonym podziwianiu widoczków, pora było się rozstać. 
    W Knurowie ja odbiłam na Nowy Sącz, Paulina na Nowy Targ i tyle z naszego szczytowego spotkania :P
    Dobre i to!
    Omatkoboskokochano jak mnie wiatr poniewierał na tej drodze powrotnej :O
    Przewidywałam,że tak się może zdarzyć, wręcz byłam tego pewna,że jak w jedną stronę wiatr mi pomaga, to w drugiej mi będzie dokuczał.
    Już na pierwszym lepszym moście zatrzymałam się,żeby ściągnąć nogawki i trochę obczaić to co pod mostem się kryje :P

    Nieźle co? :P

    Jechałam i czekałam kiedy ten najgorszy odcinek trasy przejadę, bo wiedziałam,że jak już doczołgam się na Krośnicę to będzie z górki. Dosłownie i w przenośni :)

    Nie było aż tak tragicznie, ale nogi czuły każdą zmarszczkę, każdą!
    Piekło, bolało i mi się przypomniało co znaczy "poważna" jazda na rowerze :P
    Aleee lubię to!
    Kiedy dojechałam do Grywałdu zatrzymałam się na tamtejszym ORLENie żeby dopompować bidon i dokupić jakiegoś batona, bo bomba była blisko :O

    Więcej i więcej ciastków :P 
    Tu zaś założyłam nogawki i już do samego domu z nich nie zrezygnowałam.
    Do Krościenka wiatr męczył mnie okropnie, a od tamtejszego ronda jakby nagle zaczął współpracować :D Ekstra!
    Nie marnowałam tego, tylko cisłam ile mogłam, bo i tak już za długo byłam na tym rowerze :)
    Znaczy dłużej niż zakładałam, a przecież na wieczór mam inne plany,no :P
    Dobra passa skończyła się w Łącku, po skręcie centralnie na kierunek jazdy do domu.
    Matko, co tam wiało to moje :O
    Już miałam pełne hańby najgorsze myśli wezwania pomocy, ale nieee, nie doczekanie :P
    Pamiętajcie sport kształtuję nie tylko ciało,ale i charakter! Trza być twardym a nie miękkim <3
    Po morderczej walce z wiatrem i dojechaniu do Podegrodzia cieszyłam się że jestem już tu,równocześnie byłam przerażona,że jeszcze tak "daleko" mam do domu....
    Wróciłam zmęczona,ale i cholernie zadowolona, bo mimo wszystko zaś się nie poddałam :P

    Dobry dzień,dobra wycieczka, dobre towarzystwo :P
    Dzisiaj (niedziela) siedząc w pracy, cieszę się,że nikt ode mnie nie wymaga żadnej aktywności fizycznej, bo po prostu nie mam siły :D
    Miłego dnia!
    Kategoria Stóweczka


    Counterliczniki.com