Info
Ten blog rowerowy prowadzi Izona. Mam przejechane 53867.50 kilometrów w tym 1066.40 w terenie. Kręcę ze średnią 22.33 km/h i się wcale nie chwalę!Follow me on 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010
Ja na instagramie
Moje maszyny
Wykres roczny
Z Archiwum X
- 2020, Grudzień1 - 0
- 2020, Październik1 - 1
- 2020, Wrzesień4 - 1
- 2020, Sierpień7 - 0
- 2020, Lipiec6 - 1
- 2020, Czerwiec6 - 3
- 2020, Maj8 - 5
- 2020, Kwiecień4 - 4
- 2020, Marzec3 - 2
- 2020, Luty1 - 2
- 2020, Styczeń1 - 0
- 2019, Grudzień2 - 2
- 2019, Listopad1 - 0
- 2019, Październik3 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 2
- 2019, Sierpień7 - 8
- 2019, Lipiec7 - 6
- 2019, Czerwiec10 - 11
- 2019, Maj8 - 0
- 2019, Kwiecień5 - 10
- 2019, Marzec4 - 3
- 2019, Luty3 - 3
- 2018, Grudzień1 - 2
- 2018, Listopad4 - 6
- 2018, Październik11 - 11
- 2018, Wrzesień11 - 17
- 2018, Sierpień14 - 23
- 2018, Lipiec14 - 37
- 2018, Czerwiec12 - 14
- 2018, Maj15 - 30
- 2018, Kwiecień12 - 19
- 2018, Marzec7 - 2
- 2018, Luty1 - 0
- 2018, Styczeń3 - 0
- 2017, Grudzień3 - 4
- 2017, Listopad2 - 10
- 2017, Październik8 - 13
- 2017, Wrzesień8 - 14
- 2017, Sierpień16 - 21
- 2017, Lipiec15 - 13
- 2017, Czerwiec15 - 9
- 2017, Maj11 - 12
- 2017, Kwiecień12 - 11
- 2017, Marzec13 - 8
- 2017, Luty6 - 19
- 2017, Styczeń3 - 8
- 2016, Grudzień3 - 4
- 2016, Listopad5 - 4
- 2016, Październik9 - 3
- 2016, Wrzesień16 - 35
- 2016, Sierpień13 - 36
- 2016, Lipiec17 - 41
- 2016, Czerwiec15 - 29
- 2016, Maj14 - 27
- 2016, Kwiecień15 - 21
- 2016, Marzec11 - 22
- 2016, Luty9 - 8
- 2016, Styczeń5 - 11
- 2015, Grudzień8 - 8
- 2015, Listopad6 - 3
- 2015, Październik10 - 10
- 2015, Wrzesień17 - 25
- 2015, Sierpień23 - 20
- 2015, Lipiec23 - 14
- 2015, Czerwiec21 - 12
- 2015, Maj17 - 6
- 2015, Kwiecień14 - 4
- 2015, Marzec10 - 8
- 2015, Luty6 - 2
- 2015, Styczeń1 - 2
- 2014, Grudzień4 - 2
- 2014, Listopad6 - 0
- 2014, Październik9 - 0
- 2014, Wrzesień14 - 10
- 2014, Sierpień17 - 10
- 2014, Lipiec18 - 15
- 2014, Czerwiec21 - 7
- 2014, Maj17 - 10
- 2014, Kwiecień13 - 21
- 2014, Marzec16 - 38
- 2014, Luty10 - 32
- 2014, Styczeń7 - 13
- 2013, Grudzień8 - 18
- 2013, Listopad2 - 2
- 2013, Październik19 - 16
- 2013, Wrzesień15 - 2
- 2013, Sierpień7 - 6
- 2013, Lipiec12 - 18
- 2013, Czerwiec23 - 28
- 2013, Maj20 - 27
- 2013, Kwiecień21 - 18
- 2013, Marzec4 - 2
- 2013, Luty3 - 2
- 2013, Styczeń2 - 2
- 2012, Listopad4 - 2
- 2012, Październik7 - 0
- 2012, Wrzesień11 - 2
- 2012, Sierpień19 - 6
- 2012, Lipiec19 - 2
- 2012, Czerwiec12 - 4
- 2012, Maj6 - 2
- 2012, Kwiecień13 - 1
- 2012, Marzec3 - 0
- 2012, Styczeń5 - 4
- 2011, Grudzień9 - 8
- 2011, Listopad12 - 0
- 2011, Październik10 - 0
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Lipiec12 - 10
- 2011, Czerwiec14 - 16
- 2011, Maj5 - 18
- 2011, Kwiecień6 - 9
- 2011, Marzec9 - 24
- 2011, Luty1 - 0
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Listopad6 - 0
- 2010, Wrzesień3 - 1
- 2010, Sierpień10 - 0
- 2010, Lipiec9 - 27
Wpisy archiwalne w kategorii
Stóweczka
Dystans całkowity: | 9562.65 km (w terenie 120.50 km; 1.26%) |
Czas w ruchu: | 397:57 |
Średnia prędkość: | 24.03 km/h |
Maksymalna prędkość: | 103.70 km/h |
Suma podjazdów: | 80304 m |
Maks. tętno maksymalne: | 210 (106 %) |
Maks. tętno średnie: | 153 (77 %) |
Suma kalorii: | 221161 kcal |
Liczba aktywności: | 86 |
Średnio na aktywność: | 111.19 km i 4h 37m |
Więcej statystyk |
- Dystans 105.70km
- Czas 04:33
- SpeedAVG 23.23km/h
- SpeedMaxxx 76.30km/h
- Kalorie 2796kcal
- Podjazdy 1684m
- Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama
Jezioro Rożnowskie
Sobota, 18 czerwca 2016 · dodano: 19.06.2016 | Komentarze 0
W końcu Paulinka dotarła na moje włości ;) Lata na nią czekałam! :vNo dobra przyjechała, to pasuje ją gdzieś powozić coby jej się odmieniło ;)
Poprzeczka na tripa postawiona wysoko, bo moim zdaniem żadna trasa w sądeckim nie pobije trasy i widoków na Podhalu! :)
Jezioro Rożnowskie było dobrym wyborem,najlepszym!
Żeby do niego dojechać trzeba i się powspinać i pozjeżdżać i powalczyć z wiatrem na płaskim :P Kumulacja!
Kiedy się już ogarnęłyśmy do jazdy, na luzie, bez spiny pokręciłyśmy w stronę Rdziostowa, ot taka pierwsza hopka.
Już po tych pierwszych kilkunastu kilometrach czułam,że to będzie gorąca wycieczka!!!
W Chomranicach kierujemy się na Tęgoborze, ale najpierw czeka nas długi i początkowo stromy podjazd pod Zawadkę.
Chyba się zdyszałam :D
Ciągle w pamięci próbowałam odtworzyć przebieg trasy pielgrzymki do Częstochowy...
Tzn. ten moment kiedy z Zawadki zjechaliśmy gdzieś i wyjechaliśmy koło lotniska w Łososinie, dzięki czemu ominęliśmy just...
No niestety moja pamięć podręczna nie potrafiła odtworzyć tego odcinka! :D
Trudno, przynajmniej Paulina zobaczy na własne oczy te justowskie serpentynki :P
Po wyjechaniu na górę czekał nas chwilowy kawałek po bardzo głównej drodze, krajowej, prowadzącej z Nowego Sącza do Krakowa.
Droga krajowa to TIR-y,Szwagropole i te inne dziady :O
Byle do Witowic!
W Witowicach skręcamy w kierunku Rożnowa i ufff na jakieś kilkanaście/dziesiąt kilometrów zjeżdżamy z głównej drogi :P
Raz tą stroną jechałam nad Jezioro.
O ile dobrze pamiętam, to było w zeszłym roku z Marcinem. Niby drogę pamiętałam,ale jeszcze w piątek wieczorem wolałam się na googlach upewnić,że się nie zgubimy :P
W Rożnowie kierujemy się na Gródek i jak tu się nie zgubiłyśmy, to już nam to nie grozi :P
Kolejne i kolejne, dłuższe i krótsze hopki i w końcu możemy sobie usiąść w tym upale i zjeść coś zimnego, na przykład loda.... :D
Jak się tak rozsiadłam na tej ławce i patrzyłam na Jeziorko, stwierdziłam,że w sumie wygodnie tu mają, słońce niby trochę do czerepa dogrzewa,ale mi się nie chce dalej jechać, jest pięknie!!! <3
Tak tylko przez chwilę myślałam, bo dobrze wiedziałam,że to dopiero połowa naszej dzisiejszej wycieczki :P
Kiedy tak siedziałyśmy, nad głowami zawisły czarne chmury, które na szczęście nie sprowadziły deszczu, rozeszły się :P
Z Gródka do Bartkowej,ostatni look na Jeziorko i wjeżdżamy w krzaki,żeby za chwilę puścić się bez hebli z Dąbrowej do Wielogłów :P
Wytelepotało mózg przy tej prędkości na tych dziurach i łatach, masakra!
Z Wielogłów do Sącza, zaś główną, w Sączu mały pitt-stop pod klubem i wracamy :P
Żeby nie było za łatwo, powrót przez...Wysokie, oł jeah! :D
Odkąd zaczęłam namolnie tłuc tamte serpentynki, to teraz jakoś nie robią na mnie już większego wrażenia :)
Kiedyś na góralu, o tak! Podjechać z Chełmca na Wysokie albo dalej na Kaninę, to był wyczyn!
Teraz jest fajnie, można się wspinać :D
U góry dopatrzyłyśmy smugę z nieba, która zwiastowała,że nas zleje, bardzo!
Że jako taki podjazd się skończył i w sumie jedziemy po płaskim, to pasuje docisnąć,coby zdążyć przed deszczem... Zdążyłyśmy!!!
Z Kaniny zjazd przez Raszówki i powrót przez Przyszową do domu ;)
Taki był plan tripa,plan wykonany w 100%!
Chociaż kiedy Paulina powiedziała,że chciałaby jeszcze o Stary Sącz zahaczyć myślałam żeby zamiast przez Przyszową wracać Starym Sączem, ale ta smuga z nieba i te ciągle wiszące chmury kazały nie ryzykować :P
Do Starego Sącza pojechałyśmy po obiedzie...autem :D
Fajnie kurde, mi się barz podobało!!!
Mamuśka podobno też zadowolona, to ja czekam na następne takie tripy :D
Kategoria Stóweczka
- Dystans 125.40km
- Czas 04:26
- SpeedAVG 28.29km/h
- SpeedMaxxx 71.60km/h
- Kalorie 3047kcal
- Podjazdy 1261m
- Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama
Szybko, bo mecz!!!
Niedziela, 12 czerwca 2016 · dodano: 12.06.2016 | Komentarze 0
Wyrwałam się "na chwilę" :DWiedziałam,że wcześniej jak po obiedzie nie pójdę na rower, bo mama jeszcze obiadu nie da rady zrobić....
Jazda w niedziele popołudniu oznaczała jazdę samej, bo wszyscy jeżdżą rano, prawie wszyscy :P
Bartek na szczęście miał zajęcia i też jeździć mógł dopiero popołudniu ;)
Spisaliśmy się i pojechaliśmy :P
Wstępnie start o 15, ale im wcześniej tym lepiej, bo o 18 mecz Polaków na euro, a to też lubię :P
Nie wyrobiłam się wcześniej, baaa! Nawet się spóźniłam 4 minuty, ale co ja poradzę?! :O
Startujemy spod sklepu i jedziemy w stronę Grybowa, o matko! Pamiętam tamtą drogę z zeszłego roku kiedy jechaliśmy w Bieszczady na urlop :P Autem, rzecz jasna! Wtedy nie bolało ;) Rowerem nigdy tam nie jeździłam, bo pod górę, a jak już wiadomo górki zaczęłam męczyć na szosie, traktorem to była masakra!
Dzisiaj nie dopompowałam powietrza w kołach(przynajmniej miałam na co złożyć przy słabości :D) i tak mi się flakowato podjeżdżało!
Dwa pitt-stopy na ORLENach,żeby dopompować i troszkę lepiej!
Gdybym jechała sama, jechałabym do teraz, a że jechałam z Bartkiem, to mi oszczędził twarzowego wiatru ;)
Mocne (jak dla mnie), ale dobre tempo narzucił ;) I dobrze, bo gdyby nie ten pośpiech to ani minuty meczu bym nie zobaczyła ;)
Jedynego gola i tak widziałam dopiero w powtórce po meczu!
Przy okazji dzisiejszej trasy, zobaczyłam urywek majowego Klasyku Beskidziego na który of course nie pojechałam, bo po co? :D
Dobrze,że tamtędy jechaliśmy, bo w tamte strony w ogóle nie jeżdżę, nie znam tych terenów...
W Korzennej już nogi bolały a do domu jeszcze tak daleko... Trza być twardym!
Od teraz każda hopka zabijała, ale co mnie nie zabije to mnie wzmocni!!
Od Łęki już sama się turlałam analizując na bieżąco informacje z meczu nadawane przez brata :D
Po powrocie do domu przed telewizorem zasiadłam z piwem w ręku i uśmiechem na twarzy.
Zmęczona, ale usatysfakcjonowana! :P
Kategoria Stóweczka
- Dystans 102.00km
- Czas 04:03
- SpeedAVG 25.19km/h
- SpeedMaxxx 64.80km/h
- Kalorie 2466kcal
- Podjazdy 1322m
- Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama
Baby są uparte, ja jestem zawzięta!
Sobota, 4 czerwca 2016 · dodano: 05.06.2016 | Komentarze 0
Ile w człowieku musi być zawziętości,żeby po całym tygodniu wstawania o 5:15 do pracy, w wolną sobotę wstać o 5:00 i jechać na "trening"?!Tak jestem zawzięta i jak sobie coś postanowię, to chociażby nie wiem co się działo nie odpuszczę!
Pewnie,że mogłabym spać nawet i do 10, ale mój grafik zajęć w domu po dwudniowym poślizgu (deszcz!) strasznie się napiął!!!
Wiedziałam,że jak nie wstanę skoro świt i nie pojeżdżę, to w ciągu dnia nic z tego...
I tak jak wstałam o 5 rano, tak spać poszłam o 00:24! Strasznie dłuuuuugi dzień!
Kiedy otworzyłam oczy stwierdziłam,że muszę ubrać nogawki, bo zero słońca tylko gęsta mgła!
Już miałam wrócić do łóżka, (bo nie takiej pogody się spodziewałam!) ale jak wrócę, to i tak nie zasnę! :D
W piątek wieczorem przygotowałam sobie kanapeczki i bananki coby śniadanie zjeść w trasie, zapakowałam wszystko co mi było niezbędne do przeżycia i jedziem! :P
Już na 1 kilometrze przypomniałam sobie moje wieczorne podjeżdżanie "gdzie się da!", auć!
Sobie myślę, kurde bez sensu się pchać na te ścianki między Mniszkiem a Starą Lubovnią na Słowacji, bo nie wykręcę!
Iwona ogarnij się! Zjedz banana i jedź dalej :D
To była dobra myśl, po bananku jakoś mi się tak weselej zrobiło :P
Jadę do Starego Sącza, potem do Piwnicznej, a po drodze w Rytrze zatrzymuję się w ŻABCE po czekotubki, wciągam od razu! :D
Teraz mogę rozmawiać z głodnym :D
Mgła nie puszcza, w Piwnicznej wzdłuż Popradu, nawet się jakoś pogłębia, ale jest ciepło i spokojnie na drodze (chyba polubię takie tripy) :P
Na granicy Polsko-Słowackiej zero mgły,jak ręką odjął po mgle ani śladu!
Słoneczko i błękitne niebo kazały się rozebrać :P
Gorzej,dużo gorzej, bo ciężej podjeżdżało mi się w kierunku Kremnej niż początkiem maja... Zwalam to na piątkowe podjazdy!
Kiedy zaczęła się 12% ścianka w Hranicach do Kremnej, słońce na tyle mocno świeciło,że aż mi okulary (zmoczone od mgły/rosy) wysuszyło :D
A to dopiero 7.30 rano!!!
Podjeżdżam nie jest źle, aczkolwiek nogi pieką, a niech pieką! Od pieczenia jeszcze nikt nie umarł! :D
Na samej górze nie zastanawiałam się tak jak ostatnio czy zjeżdżać do Starej Lubovni czy od razu zacząć wracać...
Zjechałam, wytrzepało mi mózgiem ile się dało (typowy słowacki asfalt), ale za to w nagrodę były Taterki <3
Malutkie, ale piękne! #wgórachjestwszystkocokocham!
Po wjechaniu do Starej Lubovni kusiło,żeby kontynuować jazdę w głąb Słowacji, no ale kiedy ja mam tak wszystko na minuty wyliczone!!!
Kiedyś to odrobię i zwiedzę Słowację ;)
Teraz odwróciłam się na pięcie (tzn.na kole) i już zabieram się za podjeżdżanie niekończącego się podjazdu ;)
Chamski, strasznie chamski podjazd, znaczy asfalt tak dziadowski że aż szkoda roweru!
Kiedy nieskończoność się skończyła zaczął się zjazd, w końcu zjeżdżam i tak aż do granicy!!!
I tu dobrze,że ten asfalt taki powstrzymujący przed nadmierną prędkością, bo bym sobie wjechała....
Myślałam,że pisząc ścieżka, czy jak kto woli droga, mieli na myśli drogę rowerową, a nie zwykłe roboty drogowe :D
Jak na takie zadupie, tamtejsza trzypasmowa droga (niżej niż znak) nie powoduje żadnych zbędnych problemów w poruszaniu się po okolicy przy okazji remontów ;)
Kiedy zjechałam do Piwnicznej stwierdziłam,że czasowo i tak się spóźnię od zakładanego czasu powrotu do domu, no cóż...
W Starym Sączu zjadłam ostatnią kanapkę i pomyślałam,że śniadanie bez gorącej herbaty się nie liczy :D
Po powrocie do domu jak sobie usiadłam na ciągle nie pościelonym łóżku pomyślałam,że ja nie chce już na pole, ani w pole!
Ja chce do łóżka! :D
Niestety łóżko musiało poczekać aż do po północy!
Dorypałam się strasznie! Nie tyle rowerem co późniejszymi obowiązkami,dlatego zawodowcy w tym miejscu mają lepiej!
Poprorstu jeżdżą i na resztę mają wy*ebane :D Ja jeżdżę i potem zapitalam do innych obowiązków, nie ma lekko, ale i tak to lubię :P
Kategoria Stóweczka
- Dystans 145.00km
- Czas 05:15
- SpeedAVG 27.62km/h
- SpeedMaxxx 86.40km/h
- Kalorie 3374kcal
- Podjazdy 1448m
- Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama
Zbiórka z Bike Atelier :P
Niedziela, 15 maja 2016 · dodano: 16.05.2016 | Komentarze 2
Co za trip! W końcu poczułam,że mam nogi :DZapowiadało się niewinnie, normalne 115 km, ale to nie było normalne 115 km, to było piękne! :P
Rano obskoczyłam do kościoła coby się już nie spinać po jeździe, bo chyba bym tam zasnęła :P
Wszystko fajnie ino zaś się spóźnię (tak czułam!), bo nim wróciłam i się przebrałam, to już byłam spóźniona z wyjazdem!
Na szczęście przyjechałam idealnie(na czas wyjazdu, bo na zbiórkę, już 15 minut byłam spóźniona!), na 10:15 :D
Prawda prawdą,że jak usłyszałam jakieś piski w (dzień wcześniej wymienianym) łańcuchu sobie pomyślałam,że może Michał by kuknął co to, ale kto późno przychodzi, to wiecie... :P
Grupka spora, utworzył się 15 osobowy peletonik, super! :P
Nie studiowałam dokładnie trasy, ale wiedziałam,że ma być coś z Boguszą i Zakliczynem i reszta dziura w trasie :P
Miałam nadzieję,że się nie zgubię! Hue hue jakby mnie tak zostawili, gdzieś w Ciężkowicach tobym się zgubiła! :v
Tempo jazdy spoko, co prawda na podjazdach chłopaki mi uciekali, no ale to chłopaki!
Dobrze wiem,że podjazdy są u mnie słabe, dlatego je tak tłukę!!!
Pierwsza poważna górka to podjazd w Boguszy, niby nie jakiś stromy, ale taki jakiś nie swój :P
Zjazd za to był fenomenalny, tylko ten wiatr....
Kiedy rano otworzyłam oczy stwierdziłam,że pogoda uda się nam świetnie do czasu aż nie poczułam zajebistego wiatru :O
No nic my "kolarze" to twarde sztuki!
Gdzieś koło setnego kilometra stwierdziłam zaś,że mogłam jednak zostać w domu i mieć w%^&ne na rower, ale nieeeee!
Teraz walcz!
Z Boguszy w kierunku Grybowa, Bobowej a potem Ciężkowic. GDZIEŚ nie zauważyłam gdzie, kiedy było płasko jak na stole, zagapiliśmy się z Wojtkiem i odpadliśmy z grupy! Nijak nie szło ich dogonić! Im nam się robiło szybciej, tym wiatr wiał mocniej ojoj :O
Na szczęście "ucieczka" zwolniła i mogliśmy do nich dojechać :P
W tym momencie uświadomiłam sobie,że łatwo naprawdę łatwo wylecieć z grupy, a pościg może wiele kosztować!
Nie pamiętam też GDZIE był pierwszy sik stop (bo drugi był Gródku), ale to nie ważne :P
Przed Zakliczynem role się odwróciły i to ja z Beatą i Sebastianem (naszym wiatrołapem :P), po prostu urwaliśmy się od reszty grupy i nigdzie się nie śpiesząc, liczyliśmy że szybko nas dogonią :P
No cóż, baby urwały chłopów! :D
Im bliżej Zakliczyna tym Beata straszyła "jakimś" nie miłym podjazdem. Tam chcieliśmy poczekać na resztę zakładając,że i tak nas peleton zje, bo to "jakiś" podjazd ;)
Podjazd był i to nie jeden, a im więcej kilometrów w nogach tym każda najmniejsza hopka była podjazdem :D Ale o to w tym chodzi nie?!
Grupka nas dojechała i dalej razem pchamy się w ten wiatr...
Do wiatru dochodziło ogólne zimno. Dziękowałam sobie w duchu,że nie zostawiłam kurtki w domu! :P Chyba bym zamarzła na pierwszym lepszym zjeździe albo po prostu dzisiaj byłabym chora :O Zimna Zośka daje popalić, pomyślałam...!
Kiedy zaczął się podjazd pod Dąbrowę moje nogi jakieś takie luźne się zrobiły i chciały szybciej kręcić :D
Albo nie szybciej tylko mocniej :P
Korzystałam więc z "zaproszenia" do szybszego kręcenia i kręciłam ile mogłam,ale w sumie to ja już chciałam zjeść ten rosół w domu :P
Po zjeździe do Wielogłów, ostatni ogień ile kto jeszcze może i w końcu jesteśmy w Sączu! :D
I tak przyznam się, dawno na prawdę dawno mnie nogi nie bolały po rowerze,aż do wczoraj... :P
Podobno tylko jak boli, to jest progres :)
Po rozjechaniu się spod sklepu pozostała kwestia powrotu w pojedynkę do domu... Każdy kozak, a nikomu już nie starczyło odwagi potowarzyszyć mi na rowerze w drodze do domu :D :D. No dobra Wojtek chciał mnie podwieźć autem, ale to nie wypada!
Przecież nie mogę wrócić na tarczy (w aucie) do domu! :D
Trochę walki z wiatrem, trochę ze sobą, ostatecznie wygrałam! Nie dałam się zajechać chłopakom! :D
Dzięki Panowie (i Panie!) i oby do następnego :P
Zdjęcia ściągnięte(nielegalnie! :D)od Bartka!
Kategoria Stóweczka
- Dystans 101.30km
- Czas 03:48
- SpeedAVG 26.66km/h
- SpeedMaxxx 69.80km/h
- Kalorie 2360kcal
- Podjazdy 939m
- Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama
Koniec majówki, cza się brać do roboty!!!
Niedziela, 8 maja 2016 · dodano: 09.05.2016 | Komentarze 4
Wszystko co dobre szybko się kończy... :/To był wspaniały,wolny tydzień :P Pogoda spisywała się wybornie, można było śmigać na rowerze, opalać się na balkonie i przesiadywać całymi dniami na polu <3 Jupiiiii :D
Niestety było i się skończyło... Trzeba wrócić do pracy!
Tego tripa nie planowałam, a jak już to na pewno nie planowałam stówki, to był spontan :P
Od rana miałam dużo czasu, bo już o 9 byłam po kościele, nie mając ani ochoty ani pogody na rowerowanie...poprostu leżałam ;)
No dobra, w sobotę były imieniny Stanisława, to temu :D
Do obiadu jakoś prze biedziłam, po obiedzie i ochota i pogoda przyszły ino,że byłam jeszcze zatrzymana w próżni przez brata, któremu miałam szoferować :) Spokojnie nie śpieszy mi się... :P
Kiedy już w końcu mogłam jechać, zaś się zachmurzyło i to na tyle,że zaczęłam się zastanawiać czy aby nie zawrócić :P
Nie zawróciłam, wygrałam!
Pojechałam na pętelkę do Łącka i aż mnie w Jazowsku zmroziło, że mnie Kasia z ojcem? swoim mijają z naprzeciwka, omnomnom!!!
Na pewno jadą w odwrotną stronę i w najgorszym wypadku zaś się miniemy na podjeździe/zjeździe w Czarnym Potoku :D
Pędzę tam więc ile wlezie coby się nie spóźnić, jestem w połowie podjazdu, a oni sruuuuu z góry, o matko!!!
Chociażbym chciała "jej" powiedzieć cześć, to nie mam szans!
Nie zastanawiając się długo odwróciłam się na tylnim kole (nie dosłownie, bo tak nie potrafię :D) i rura za nimi!
Dogoniłam ich dopiero "w rynku" w Łącku, ładnie pociśli w dół!!!
Przywitałam się z "ojcem" gadu gadu i coś mi nie pasuje, bo to za "chłopięce" jak na Kasię :D
Szybkie pytanie do mojego rozmówcy iii zonk, to jego syn (on i syn, to sąsiedzi Kasi) w ubraniu od Kasi, a nie sama Kasia :P
No nic, przynajmniej spróbowałam :P
Pogadałam, popytałam i przejechałam się z nimi aż do Tylmanowej ;)
Młody jak na juniora w KRAKUSie ciśnie,że nie ma się czego powstydzić :P Po kawałku jazdy z nimi i 35 km średnia prędkość dobiła mi do 29km/h, sama bym tego tak nie przejechała :P
Dostałam numer telefonu, gdybym chciała się z Ochotnicą wozić i się rozjechaliśmy :P
Wróciłam do podjazdu na Czarny Potok, w między czasie zaliczając dwa inne strome podjazdy i zjechałam do Naszacowic.
Pięknie!!!
Miałam od razu wrócić do domu,ale jakoś nie poczułam jeszcze,że jeździłam, więc jadę dalej :P
Z Naszacowic do Starego Sącza i tam mnie natchło na podjechanie do Przysietnicy od strony Moszczenicy, wiadomo sztajfa musi być :P
Na szczycie musiałam ubrać już ocieplacze, bo słońce zaszło i zjazd w dół mógłby mnie zamrozić :P
Z Barcic na obwodnicę i z obwodnicy do domu...
Przez przypadek wykręciłam stówkę, a miałam tylko zapętlić z Łącka do Czarnego Potoku :P
Kategoria Stóweczka
- Dystans 101.00km
- Czas 03:55
- SpeedAVG 25.79km/h
- SpeedMaxxx 67.70km/h
- Kalorie 2591kcal
- Podjazdy 1377m
- Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama
Słowacja...w poszukiwaniu przewyższeń ;)
Środa, 4 maja 2016 · dodano: 04.05.2016 | Komentarze 2
Piąty dzień mojej wolności :PJak dla mnie taki weekend, długi weekend może trwać w każdym miesiącu :P
Wybrałam się(ku niezadowoleniu mamy) tym razem zaraz po śniadaniu :)
Obiecałam,że wrócę za 2 h, ale kurde nooo... wolne mam, spieszyć się nie muszę :P
Wiedziałam gdzie chce jechać, taaaak na Słowację ;) Zainspirowały mnie zrzuty z tras, znajomych na stravie :P
Przecież to nie daleko, a ( z tego co pamiętam z samochodowych wycieczek do "Franka" w Starej Lubovni) tereny dobre do ćwiczenia przewyższeń ;)
Jedyne co mnie przerażało, to fakt że w telefonie nie mam roamingu :D Ale zabrałam dowód osobisty, to tak w razie "W" :D
Do Piwnicznej zajechałam pieronem, chyba miałam dobry wiatr albo po prostu liczyłam na to,że faktycznie obrócę tam i nazad za obiecane 2 h :D
Po wjeździe na Słowację, jebut sms-a do Fortuny nie wyślę,ojojoj no trudno!
Jadę i jadę i podoba mi się tu... ;) Ostatnio właśnie z Marcinem tu byliśmy jadąc do Czerwonego Klasztoru.
Dzisiaj aż tak daleko nie zamierzałam się zapuszczać. Planowałam podjechać ściankę, która wiedziałam,że gdzieś tam jest i wrócić do Polski.
Po to tu przyjechałam! :D
Plany,planami jak wyjechałam to i zjechać chciałam,żeby w drodze powrotnej znowu podjazdów narobić :P
Dojechałam aż do Starej Lubovni ;)
Gdyby ten asfalt słowacki nie był taki groszkowy, mogłabym powiedzieć,że Słowacja jest bardzo urozmaicona pod względem rowerowym :P
Niestety ta siepiąca nawierzchnia umniejszała radości z szybszych zjazdów (albo porostu szkoda mi roweru :P),a podjazdy można było robić slalomem :P
Jak już sobie po podjeżdżałam tak podjęłam babską decyzję,że już pora wracać "do siebie" :)
Powrót utrudniał mi wiatr, wiejący prosto w twarz, ale słońce tak piękne i ciepłe było,że dzisiaj to mi ten wiatr nie przeszkadzał :)
W Piwnicznej szybki pitt-stop u źródełka, bo mi bidon wysechł i śmigam dalej, bo już 13, czyli jestem już godzinę spóźniona z obietnicy danej mamie :O
Dla urozmaicenia wracałam przez Stary Sącz cobym nie musiała połowy obwodnicy Brzeznej z buta podchodzić(przerwana droga rowerowa i kamyrdole!) i dopiero na 14 zameldowałam się w domu! Mamusiu wybacz :*
Jak ogarnę mapkę porządnie to myślę,że kolejne wycieczki, to już będę zapętlała na Słowacji, bo to się da w kierunku Muszyny :P Tylko,że to może w ciul kilometrów od domu nabić :) Się zobaczy!
Kategoria Stóweczka
- Dystans 115.00km
- Czas 04:26
- SpeedAVG 25.94km/h
- SpeedMaxxx 64.10km/h
- Kalorie 2682kcal
- Podjazdy 1018m
- Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama
Dolina Popradu
Niedziela, 1 maja 2016 · dodano: 04.05.2016 | Komentarze 0
Po sobotniej przejażdżce, nie czułam żebym coś (te 100 km ) wtedy objechała :DUmówiliśmy się wstępnie z Marcinem na niedziele żeby się przewieźć Doliną Popradu, jupii :P
Z Doliną byłam w plecy, bo kiedy z bikeatelier tam jechali ja byłam gdzie? No jasne,że w pracy!
Umowa umową, a życie życiem... Mimo (chyba) szczerych chęci Marcinowi nie udało się ze mną pojechać...
Ja się nastawiłam,więc mimo wszystko jadę :)
Wiało, co nie jest jakoś szczególnie pożądane przez rowerzystów... Zwłaszcza na tych dłuższych trasach!
Wyjechałam późno, bo niedzielny obiad musiałam zrobić... No ale jadę :P
Do Sącza, Nawojowej i byle do Krzyżówki...Wiało, słońce zaszło i już przez myśl przeleciała mi myśl,że jak tak dalej pójdzie to wyjadę na Krzyżówkę i zawrócę... Ale! Po wyjeździe na Krzyżówkę żal mi było wracać ;)
Jak powiedziałam A, to jadę dalej :P
W Krynicy ciasno, wiadomo długi weekend :P Jak najszybciej chciałam się stamtąd wyrwać i już w spokoju wracać do domu.
Muszyna czy Żegiestów mimo,że wzdłuż Popradu i powinno mi się podobać, to jednak nie cierpię tamtejszego zapachu nasypów i torów kolejowych, fuj!
Zaczęłam się już wkurzać powoli, bo głodna się zrobiłam, a wiadomo jak człowiek głodny to i zły!
Uratował mnie "góralek", którego wpakowałam do kieszeni,ale to za mało! Chciałam jak najszybciej być już w domu i sobie porządnie pojeść :)
Wiatr nie dawał za wygraną i jak w tamtą stronę nie chciał puścić do Krynicy, tak w tą do domu :O
W Piwnicznej zrobiło się zimno i już mi się odechciało wszystkiego :P Chyba miałam bombę!
Zapomniałam sobie,że jest święto i że sklepy zamknięte, poprzednie lata niczego mnie nie nauczyły, dobrze Ci tak Iwono
Mimo,że do domu wróciłam wytyrana jak wół, zadowolenie wzięło górę i nawet głód nie zmącił mojego dobrego humoru :P
Do całości dobrego nastroju zostałam porwana przez Basię i Marunię na pizzę i piwo do mojej siostry i od razu zapomniałam,że jeszcze przed chwilą chciałam się rozpłakać,że jeżdżę na rowerze.... Bombo zgiń!!!
Kategoria Stóweczka
- Dystans 100.50km
- Czas 04:05
- SpeedAVG 24.61km/h
- SpeedMaxxx 67.70km/h
- Kalorie 2184kcal
- Podjazdy 739m
- Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama
We trójkę ;)
Sobota, 30 kwietnia 2016 · dodano: 04.05.2016 | Komentarze 0
Taaak ja żyję :PJeżdżę,nie mam czasu na pisanie, no bo jeżdżę! :D
W końcu żeśmy się z Marcinem zgrali ;)
Już myślałam,że on całkiem z roweru zrezygnował :O
Wolnego mam teraz nadmiar, bo mój weekend majowy będzie trwał aż 9 dni, jak pogoda dopisze to się ojeżdżę że hohoho :D
Pierwszy dzień wolności i luzu no to wio na rower!
Marcin chętny albo wahający się no bo rano lało... Nie ciekawie się zaczyna...
Rano to mi w sumie obojętne było, no bo wiadomo sobota: pranie, sprzątanie, gotowanie.... Jak kura domowa :D
Umówiliśmy się na 14:30 i to był strzał w dychę! A raczej w setkę :P
Marcin zapowiedział,że pojedzie z nami jeszcze jego kumpel Piotrek...
Piotrek jechał na MTB... Tak pamiętam te czasy kiedy sama tłukłam się na góralu :P Ja się tłukłam, Piotrek się wlekł...
No cóż zostawiałam ich (no bo Marcin solidarnie wlekł się z kumplem) jechałam swoim tempem jakiś odcinek drogi i do nich wracałam :P
Pojechaliśmy do Kamienicy... Rzadko kiedy tam jeżdżę. Odbiło mnie od tamtych terenów kiedy wjechałam w jakieś zadupia i wyjechać nie mogłam!
Chłopaki znali teren i mieliśmy zjechać do Młyńczysk. W Zabrzeży przypadkiem byliśmy świadkami zderzenia dwóch samochodów, no cóż...mają już po majówce... !
Po wyjechaniu na górę przed zjazdem do tych Młyńczysk,dopiero kapłam się,że to ta sama droga co zjeżdżaliśmy z Ostrej :)
Fajnie, teraz już wiem,więc można kombinować więcej pętelek w tamtych okolicach :P
Na szczycie musieliśmy chwilę (dłuższą chwilę) poczekać na Piotrka i już myślałam,że w dół rower potoczy mu się szybciej... aaa skąd :O
Po zjeździe do Jastrzębia postanowiliśmy zaś na niego poczekać (Marcin puścił się w dół bez kumpla) przy okazji posłuchaliśmy przemówienia z okazji X rocznicy poświęcenia/otworzenia tamtejszej remizy strażackiej :P
Kiedy już byliśmy w komplecie zjechaliśmy do Jadamwoli i Olszanki, stamtąd zadecydowałam,że wracamy przez Stary Sącz.
Tam kumpel Piotrek się poddał i kazał nam jechać w swoim tempie, a on się do Nowego jakoś dotoczy... OK, po upewnieniu się,że nie zejdzie z tego świata nim do domu dojedzie pojechaliśmy, a on odpoczywał :)
Droga ze Starego do Nowego Sącza przez ul. Węgierską to jakaś masakra na rowerach szosowych, o jezu!
Się ucieszyłam kiedy dojechaliśmy na Aleje.... Odprowadziłam Marcina pod blok i sama już obwodnicami wróciłam do domu :)
Mimo "kuli u nogi" dobra to była przejażdżka :)
Kategoria Stóweczka
- Dystans 100.20km
- Czas 03:26
- SpeedAVG 29.18km/h
- SpeedMaxxx 66.20km/h
- Kalorie 2910kcal
- Podjazdy 587m
- Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama
Szczawnica
Sobota, 23 kwietnia 2016 · dodano: 23.04.2016 | Komentarze 7
Dzisiaj to już zgłupam z tym rowerem! Wgl na pewno nie planowałam się dzisiaj wozić!Albo inaczej TAK się wozić! ;)
Z góry zakładałam, że będzie padało, tak głosiły pogody...
Rano jak się obudziłam, to na lajcie śniadanko, sprzątanko no i obiad też przypadł mi do zrobienia, wrr...
Tak jednak sprzątam, gotuję ( tak, pranie też się prało :P) i widzę,że zamiast deszczu słońce się nieśmiało pokazuję, oooo me gusta :P
Poczekam aż mama wróci i będzie mogła dokończyć gotowanie a ja się przejadę tak na chwilę i najlepiej na płasko ;)
Mama wróciła i ja już bidony pompuję wodą, omnomnom :)
Dałam sobie max 2h spokojnej jazdy! Diabeł jednak nie śpi!!!
Kiedy byłam w Stadłach przypomniało mi się,że mam do nadrobienia Szczawnicę której nie "zaliczyłam" z Bikeatelier, no bo w pracy przecież byłam :O
Jak mnie nie napadło, tak wystrzeliłam jak poparzona! Idiotka! :D
Jadąc już w kierunku Szczawnicy przypomniało mi się również,że tam dzisiaj impreza inaugurująca sezon letni.
Jej tym bardziej jadę! :D
Do Szczawnicy wydawało mi się,że jadę z wiatrem... Chyba że moje nogi miały tę moc!? :P
Po godzinie i 40 minutach jazdy byłam już na Przystani ;)
Tłumów jakiś dużych nie było, ale widać było że coś się dzieje :)
Po opatrzeniu i znudzeniu wyjechałam wyżej do Szlachtowej i muszę coś zjeść, bo o śniadaniu jadę :)
Złapałam pierwszy, lepszy kiosk, dwa LIONy i wracam do domu ;)
Z powrotem jechało mi się ciut gorzej. Wiatr w twarz, a nogi przypomniały sobie co robiły we czwartek :D
Stwierdziłam,że im szybciej wrócę i wyciągnę je do góry tym lepiej będę funkcjonowała do końca dnia ;)
Jak stwierdziłam, tak jeszcze mocniej docisnęłam na pedały i byle do domu :P
Po powrocie uświadomiłam sobie,że całą trasę nie zrzucałam łańcucha z blatu, więc faktycznie mi się śpieszyło, tylko do czego? :P
Nawet szarlotki z próby pobicia rekordu Guinnessa w Szczawnicy nie spróbowałam, aaaa oddajcie mi auto!!
Na pocieszenie po powrocie wreszcie mogłam zjeść porządny obiad, mniam!
Jutro leżem i pachnę :v
Kategoria Stóweczka
- Dystans 120.00km
- Czas 04:35
- SpeedAVG 26.18km/h
- SpeedMaxxx 77.80km/h
- Kalorie 2910kcal
- Podjazdy 1162m
- Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama
Z Bartkiem po pracy ;)
Czwartek, 21 kwietnia 2016 · dodano: 23.04.2016 | Komentarze 0
We środę oddałam autko do mechanikera, bo mu tam coś dolegało, więc z góry zakładałam że do pracy pojadę rowerem ;)Obawiałam się tylko czy o 5.30 będzie na tyle ciepło żeby tym rowerem jechać?! Ubiorę się i pojadę ;) Nie ma bata! Iżonowóz zrobił ze mnie wygodną Paniusię i autobusy to ostateczność :P
Sprawdziłam pogodę... we czwartek po pracy ma być miodzio <3
Piszę więc do Bartka czy ma czas na rower, "no mam" świetnie! :P
Wysiedzieć w tej robocie nie mogłam! Perspektywa 3 (prawie 4) nie najgorzej zapowiadających się dni wolnych powodowała,że chciałam jajko znieść w klubie :P
Bliżej wyjścia pytałam przychodzących klientów jak jest na zewnątrz? "Przyjemnie"-odpowiadali, a ja i tak nie wiedziałam czy kurtkę ubrać czy zostawić... Zostawiłam, wygrałam! :D
Zostawiłam też plecak z tobołkami, zabiorę go jak się powożę :)
Wybiła pora, mogłam już iść, aaaaa :D Pojechałam do sklepu, tam się umówiłam z Bartkiem, czekał :P
Pogoda przednia, popołudnie już długie, no to jadymy :P
Kazałam się prowadzić, ja terenów z porannej mapki tripa nie znam :)
Ze sklepu jedziemy w kierunku Kamionki, Królowej i Boguszy, same nowe miejscowości ;) W Boguszy mały pitt-stop i sruuu w dół do Grybowa. W Grybowie na rowerze nie byłam. Ostatnio przejeżdżaliśmy we wrześniu jak na urlop w Bieszczady jechaliśmy ;)
Nie znam Grybowa, ale i nie było czasu się rozglądać, ma być ogień! :D
Ogień może i był, może i nie, w Grybowie strasznie wiało w twarz!!!
Próbowaliśmy jechać na zmiany, ale mnie zwalniało :P Bartek dobry wiatrołap! :D
Siedziałam mu na kole przez jakiś czas, co nie znaczy,że nie musiałam pedałować! :P
Polska wiosna :)
Z Grybowa do Stróż i dalej do Wojnarowej.
Tu Bartek zarządził wyturlanie się do Lipnicy, coby UP-ów wykręcić więcej, ok mi pasuje! :)
Wyturlałam się, a w nagrodę miał być zjazd i (jeszcze raz może dwa podjazdy) do Gródka nad Dunajcem, a więc całe Jezioro Rożnowskie w zasięgu wzroku :P <3
Nad Jeziorkiem kilka foteczek i już wracamy do Sącza ;)
Bartek obyty i poinformowany w segmentach stravy tylko informował kiedy mam spiąć zad i lecieć na KOMa/ QOM :P
Dzięki temu zjazd z Dąbrowej na Wielogłowy zakończyliśmy obydwoje z koronami :D
Śmieszna ta strava :P
Na dobitkę, z Wielogłów do Sącza polecieli my petardą!!! No dobra Bartek leciał, ja spawałam! :D
Rozjechaliśmy się pod klubem (plecak!), było przed 19, a więc nie najgorszy czas żeby do domu wrócić jeszcze za dnia :P
Świetna wycieczka: teren, widok i tempo jazdy!
No i dobre towarzystwo, dzięki ;)
Do następnego!
Kategoria Stóweczka