Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Izona. Mam przejechane 53867.50 kilometrów w tym 1066.40 w terenie. Kręcę ze średnią 22.33 km/h i się wcale nie chwalę!
  • Czas na siodełku 100d 08h 39m
  • Więcej o mnie.

    Follow me on Strava 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

    Ja na instagramie

    Znalezione obrazy dla zapytania instagram

    Moje ziomeczki

    Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy Izona.bikestats.pl

    Z Archiwum X

    Wpisy archiwalne w kategorii

    Stóweczka

    Dystans całkowity:9562.65 km (w terenie 120.50 km; 1.26%)
    Czas w ruchu:397:57
    Średnia prędkość:24.03 km/h
    Maksymalna prędkość:103.70 km/h
    Suma podjazdów:80304 m
    Maks. tętno maksymalne:210 (106 %)
    Maks. tętno średnie:153 (77 %)
    Suma kalorii:221161 kcal
    Liczba aktywności:86
    Średnio na aktywność:111.19 km i 4h 37m
    Więcej statystyk
    • Dystans 112.14km
    • Czas 04:40
    • SpeedAVG 24.03km/h
    • SpeedMaxxx 49.20km/h
    • Kalorie 2581kcal
    • HRmax 174 ( 88%)
    • HRavg 145 ( 73%)
    • Podjazdy 1441m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Dolina Popradu

    Niedziela, 3 maja 2015 · dodano: 03.05.2015 | Komentarze 0

    Musimy sobie wyżej poprzeczkę postawić, bo setki robią się... nudne!! :P

    Po kolei ;) W piątek 100km w deszczu, w sobotę regenerejszyn, bo zaś deszcz, a do tego promocja Station ;)
    No więc "prawię" leżę i pachnę. Załapałam się na grilla, jakiś drink, relaks :)
    Niedziela! Nie wystrzeliłam skoro świt z domu na rower, czym zdziwiłam ("co Ty jeszcze w domu, nie na rowerze?") każdego z domowników! :P Ale ich nauczyłam!
    Przemyślałam to inaczej! Dzień jest już na tyle długi,że można spokojnie po południu nakręcać się na tripy :)
    Marcin coś narzekał na kolano, że mu się "nie zgina" po piątku, ale nie wiedziałam czy żartuje i w przenośni (jak zwykle) to stwierdza czy tak faktycznie jest... :) Więc nie liczyłam na jego towarzystwo i już sobie planowałam trasę na popołudniowy objazd...kiedy to wiadomość od Marcina: "Jedziemy? :P" No ba! Miśku, jasne,że tak! :D Umówiliśmy się na 13 na rynku, miałam nadzieję zjeść obiad, zdążyłam tylko zupę, mięsko będzie po rowerze :) Jedziemy! Dolina Popradu jest nasza! :P

    W stronę Krynicy jechało się ciężko, ale na pewno łatwiej niż w piątek kiedy to wiatr miażdżył ambicję!
    Po 2h jazdy od mojego domu byliśmy na szczycie Krzyżówki, uff najgorsze za nami :)
    Co się działo w Krynicy! O matko! Dobrze,że my rowerami, a nie samochodami się tam wtryndolili :P Przecisnęliśmy się przez sznury samochodów i już napieraliśmy na Muszynę. Tam zaś jakiś deszcz! Ale,że jak to?! Miało nie padać! I nie padało, to tylko jakieś nic nie znaczące krople :) W sumie po piątkowej ulewie, byłam zahartowana psychicznie na takie anomalia :P
    Tu już od Muszyny co prawda ciągły w mordęwiatr, ale nachylenie trasy, pozwoliło cisnąć, nie schodząc poniżej 30km/h! O matko ja chce szosę! <3
    Rozkręciliśmy się na tyle,że nawet podjazdy nas jakoś nie zdołały mocno spowolnić, no po prostu jechało nam się czadowo!
    Dojechaliśmy przez Żegiestów, Zubrzyk, Wierchomlę do Piwnicznej,a stamtąd już na rondo w Starym Sączu, gdzie rozjechaliśmy się do domów! :)
    Piękny trip, najszybsza setka w moim życiu! Chcę więcej i więcej, apetyt rośnie w miarę jedzenia! :P

    Link do trasy:
    http://app.endomondo.com/workouts/515297307/145427...

    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 100.23km
    • Czas 04:32
    • SpeedAVG 22.11km/h
    • SpeedMaxxx 46.80km/h
    • Kalorie 2365kcal
    • HRmax 170 ( 86%)
    • HRavg 140 ( 71%)
    • Podjazdy 1090m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    W święto pracy... Wyrobione 100% normy! :D

    Piątek, 1 maja 2015 · dodano: 01.05.2015 | Komentarze 0

    Wczoraj z głupa zapytałam Marcina czy pójdziemy dzisiaj na rower? Pójdziemy, na pewno tylko jak nie będzie lało :P
    No to OK! Zobaczymy jutro co zrobimy. Rano spoko słońce,o 11 umówiliśmy się na rynku. Tylko,że do tej 11, to się pogoda spaskudziła :O
    Wiatr, brak słońca i przelotna mżawka... Aaaa uj z tym! :D Jak już się wybrałam/ubrałam i wgl, to nie wracam do domu, bez zaplanowanego tripa! :P W końcu nie jestem z cukru! :P
    No to jedziemy na Krynicę. Tylko,że tak na trzeźwo pomyśleć, dzisiaj w 1szy dzień dłuższego weekendu bez sensu jest wjeżdżać w jej środek na deptak... OK! No to jedziemy do Krzyżówki, a potem odbijamy na Berest ;)
    Po drodze straszyło nas deszczem,  ale no jak to? Poddać się w Łabowej?! Nieee, nie z nami takie numery :D
    Do Binczarowej zjazd był boski! Cisnęliśmy po 40 parę km/h i nagle bum! Skręt w lewo i trzeba było, pedałować jak na słowackim "płaskim" podjeździe :O

    Motywator!

    Nic w tym podjeździe nie było by takiego złego, gdyby nie nadciągająca ulewa :D
    I tak jakieś 12km przed Nowym Sączem zaczęło padać, sorry lać! :v
    Stanęliśmy pod zadaszonym przystankiem, ogarnęliśmy elektronikę do woreczków z suwakami i jedziemy, no  bo z cukru nie jesteśmy :D
    Ja miałam pelerynkę, to przynajmniej mi suty nie zmarzły :D
    Po jakichś 5km, fala przeszła, a nam dziwnym trafem humory zamiast się popsuć, całkiem się polepszyły :D
    Do Sącza dojechaliśmy od strony obwodnicy, ja na lewo, Marcin na prawo i byle do domu :)

    Fajna wycieczka, pozwalająca poćwiczyć silną wolę :v Jest dobrze!
    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 104.06km
    • Czas 04:47
    • SpeedAVG 21.75km/h
    • SpeedMaxxx 50.50km/h
    • Kalorie 2891kcal
    • HRmax 180 ( 91%)
    • HRavg 153 ( 77%)
    • Podjazdy 1186m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Wolne w tygodniu? No to jedziemy! :D

    Czwartek, 16 kwietnia 2015 · dodano: 16.04.2015 | Komentarze 0

    Dosyć późno sobie uświadomiłam,że czwartek jest moim dniem wolnym od klubu, od pracy :D
    Superaśnie! No więc najpierw patrze na pogodę-ma być ciepło, ma być słońce, ekstra! No to piszę do Marcina, Marcin też będzie miał wolne,jeszcze lepiej! :D Szybki wybór trasy i jedziemy! :P
    Umówiliśmy się na 9 na rynku, bo po południu miało padać?! Niech sobie pada, my już będziemy po wszystkim :)
    Mimo,że na czas wstałam, to i tak z domu wyjechałam pół godziny przed 9! Mało czasu, a nie chce się wiecznie spóźniać!
    No to cisnę ile się da :P

    Jeszcze tak szybko do Sącza nie dojechałam nigdy! :D

    Było na tyle ciepło,że już od początku na krótko wystartowaliśmy, wkońcu! <3
    Ambitną trasę sobie wyznaczyliśmy, nie ma co!
    Najpierw wyjazd ze Sącza, prosto pod just! O mamo tam to jeszcze nie podjeżdżałam, no chyba że Szwagropolem w drodze do Krakowa :D
    Nie było aż tak strasznie, wyjechałam, ale jednak wolałabym stamtąd zjeżdżać!
    Wszystko szło zgodnie z planem dopóki nie zaczęły nas drażnić ciężarówki bezlitośnie nie wymijające rowerzystów i wiatr! Samobójstwem  było by nie zmodyfikować tej trasy i tą uparcie jechać do Zakliczyna(tak jak mieliśmy w planie!)
    No więc, Fortuna zawsze przezorny i ubezpieczony wyciągnął mapkę i wspólna decyzja, zjeżdżamy na Rożnów ;)
    Ojeju to był strzał w 10! Piękne tereny, ruch samochodowy znikomy i wkońcu można się delektować jazdą, nie czekając kiedy nas pod tira wciągnie!

    Ujechaliśmy tak do Przydonicy ahując się nad wszystkim! A to widok, a to góra, a to drzewo czy po prostu droga nam się podobała :)
    Artyści!


    Jedziem!

    Coffee break!


    Kościół w Przydonicy...


    Z Przydonicy mieliśmy jechać na Miłkową, jednak startując spod sklepu, niespodzianka!
    Nie przejedziemy, robią drogę, objazd!
    Czyli zostaje nam podjechać pod Korzenną!!! I tak z płaskiego Zakliczyna zrobiły się górki około nowosądeckie :D
    No ale co Cie nie zabije, to Ci pozwoli kręcić więcej stóweczek! :v
    Nie dość,że Pan kierujący nas na objazd, wydał na nas wyrok podjazdów, to jeszcze wiatr,ciągły wmordęwiatr trenował naszą silną wolę!

    Jeziorko <3

    Od Korzennej do Trzycierza jechało się tak jak na rajdzie(od pierwszego do drugiego bufetu) przez Słowację! Niby płasko, ale ciągle pod górę! W sumie jeśli podjechałam każdą z napotkanych górek(i just!), to chyba nie jest tak źle :)

    I gęba się cieszy! :D

    Po wjeździe do Librantowej pozostał nam ogień do Nowego Sącza :) O tak! :P
    W Sączu się pożegnaliśmy i Marcin pod blok, a ja jeszcze kawałek do domu, zważając na to,że wracałam przez Stary Sącz ;)
    W sumie, to nawet nie wiem kiedy go przejechałam :)

    Piękna pogoda(opaliło mnie,aż piecze!), piękna wycieczka, tak!
    Potrzebuję więcej takich wolnych dni na odmóżdżenie się od pracy :D


    PS: Nie ogarniam tej mojej jazdy na rowerze! Te setki w ogóle mnie nie męczą :D

    A do Zakliczyna pojedziemy w którą niedzielę jak TIRy nie będą się bujać po drodze ;)
    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 115.73km
    • Czas 05:25
    • SpeedAVG 21.37km/h
    • SpeedMaxxx 53.50km/h
    • Kalorie 3170kcal
    • HRmax 175 ( 88%)
    • HRavg 150 ( 76%)
    • Podjazdy 1270m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Przełęcz Knurowska <3

    Niedziela, 12 kwietnia 2015 · dodano: 12.04.2015 | Komentarze 0

    W weekend pogoda miała być zmienna. Miało być słonecznie i miało być deszczowo...
    Sobota upłynęła  mi pod znakiem pracy: 2 urodziny klubu i okazyjnie maraton zumby :) I to właśnie sobota była tym słonecznym dniem, ale takie było założenie, w sobotę luz dla regeneracji tyłka :D
    Na niedziele miałam 2 opcje: Albo jechać z Michałem na rozpoczęcie sezonu rowerowego w Tylmanowej albo z Marcinem gdzieś...
    Wybrałam z Marcinem, bo z tego co się zorientowałam w Tylmanowej to endurowcy się bawili ;)
    Umówiliśmy się więc na LOTOSIE najpóźniej o 10. Z rana obskoczyłam do kościoła,żeby potem mieć spokojną głowę mieć, po kościele szybkie przemundorowanie i jedziem :D Nie, nie spóźniłam się, Marcin już czekał :) Szybkie zakupy na kryzys i niech moc będzie z nami ;)
    Jechało się fajnie, jedynym męczącym nas faktem był ten ciągły w mordewind! No w którą stronę my się nie obrócili, to nas po twarzy smagało, fuck! Ja jednak na tyle się nastawiłam na spokojną, przyjemną i wesołą wycieczkę,że "jakiś" tam wiatr nie mógł mi zepsuć humoru, nie! Chmury od rana straszyły deszczem/burzami, ale w sumie z cukru to my nie są :D
    Tak! Jedziemy na Knurowską,a bo czemu nie? :)
    Byle do Łącka,byle do Ochotnicy i byle do Przełęczy, potem już jakoś zleci :) Tak się tylko mówi! Ochotnica jak to Ochotnica nie ma końca, o matko! Ciągnie się jak flaki!

    W Ochotnicy przed Przełęczą

    Systematyczne co 15 minutowe nawodnienie stało się naszym kabaretowym rytuałem, przynajmniej co 15 min "coś" odwracało moją uwagę od długości tej wsi :)
    Po dojechaniu do Przełęczy, oczekiwany relaks, czyt. zjazd  w dół i teeee widoczki <3 Taaaak zazdrościmy Paulinie :)

    No! Tatry też tam gdzieś były, ale mój tel też ma wadę wzroku :P

    Zjazd zjazdem, Przełęcz przełęczą, a przed nami Kluszkowce! Chociaż z razu na raz coraz mniej straszne :)
    Przed tym "najgorszym", 8% (na tej trasie) podjazdem pora na coffee break'a czyli drugiego (pierwszy wszamany w Ocho) góralka popitego ice tea z liptona :D
    I jedziemy, nie ma że boli :) Po wyjechaniu na górę, poczułam jakbym już była w domu! Trochę się rozpędziłam, wiem :D
    Od Kluszkowców do Krościenka jechało się cudnie! Baaa tam się fruneło, bomba :D
    Później od skrętu na rondzie był już tylko wiatr...No cóż, jak się na coś nie ma wpływu, to po prostu trzeba to zaakceptować :D Chociaż czasami wydawało mi się,że auta szybciej stoją niż ja jadę :v
    W Zabrzeży na ORLENie ostatni pitt stop i już prosto do domku :)
    Wycieczka całkiem przyjemna, nawet patrząc na warunki i trasę nie czuję się jakoś strasznie zmęczona, nawet nogi mi się zginają, luz! :)
    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 103.00km
    • Czas 04:23
    • SpeedAVG 23.50km/h
    • Kalorie 2538kcal
    • HRmax 176 ( 89%)
    • HRavg 149 ( 75%)
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Ciułam stóweczki :D

    Czwartek, 26 marca 2015 · dodano: 27.03.2015 | Komentarze 0

    Od początku tygodnia wiedziałam,że czwartek będę miała wolny ;) W końcu jakaś wolność w tygodniu :D
    Prognozy pogody sugerowały,że przeleżę cały dzień w domu, o rowerze miało nie być mowy, miało! :v
    Rano obudziło mnie...słońce! <3 Strasznie po oczach dawało! I wiatr, tak niestety wiatr i to dość mocny :O
    Jednak przez to słońce tak się napaliłam na rower,że olałam wiatr, a potem już jadąc umierałam!!!
    Wyjechałam z zamiarem zdobycia po raz kolejny w swojej "kolarskiej" karierze Przełęczy Knurowskiej...
    Fajnie się tam jedzie, widoczki z Przełęczy boskie, zjazd zajebisty,tylko potem ten podjazd pod Kluszkowce zawsze mnie przeraża :)
    No to pojechałam!
    Do Łącka, baa nawet do Zabrzeży dzielnie stawiałam opór podmuchom, jednak w chwili kiedy o mało nie spadłam z roweru jak mnie dmuchło,zawróciłam :O
    Pomyślałam,że przy takiej pogodzie turlanie się aż na Podhale jest co najmniej wykańczające :(
    Więc zawróciłam i jadę z powrotem,na Stary Sącz, a stamtąd na Piwniczną. Wiem,że tam zawsze wieje, ale z powrotem wiatr pozwala się nieźle rozpędzić :D
    Po dojechaniu do Barcic, czyli po połowie mojego dystansu, zarządziłam Coffee Break :D Dwa batony i woda ;)
    Dało mi to kopa, jakoś lepiej się jechało, ale ciągle ten wiatr!
    Z powrotem faktycznie nieźle można było pocisnąć, nadrobiłam straty :) Do domu wracałam przez Nowy Sącz, tutaj też nieźle, aż do Chełmca :O Nie dość,że mi bateria w telefonie zdechła to jeszcze w mordę wiatr się nade mną znęcał :O Jakoś się doturlałam jednak do domu :)

    Dobrze było, ciężko, ale dobrze ;)


    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 120.78km
    • Teren 23.00km
    • Czas 06:53
    • SpeedAVG 17.55km/h
    • SpeedMaxxx 47.00km/h
    • Kalorie 4163kcal
    • HRmax 184 ( 93%)
    • HRavg 153 ( 77%)
    • Sprzęt Giant Brass 2

    TURBACZ

    Niedziela, 12 października 2014 · dodano: 12.10.2014 | Komentarze 0

    Wycieczkę na Turbacz wymyśliłam sobie już jakiś czas temu, no bo każdy mówi,że ten Turbacz to jest takie WOW...ekhm :D
    Korzystając z wolnego weekendu i genialnej pogody pojechaliśmy ;)
    Co prawda ten weekend zarezerwowany był na Przełęcz Knurowską, bo Fortuna tam jeszcze nie był,ale od kiedy obczailiśmy,że stamtąd na Turbacz jest kawałeczek(taaak zaledwie 9km!), nie mogłam odpuścić ;)
    Umówiliśmy się z Fortuną,że wystartujemy o 9.30 z Brzeznej, wiem ciut za późno jak na taką trasę,no ale kościół...
    OK 9.50 ruszamy! ;)
    Do Ochotnicy cisnęło się nam jak w bajce  :D Co prawda wmordęwiatr nie dawał za wygraną, ale TO nam zepsuć wycieczki NIE MOŻE!
    Ochotnica jak to Ochotnica ciągła się nam jak flaki, bo dość,że prosto to jeszcze daleko ;)
    Całą długość Ochotnicy Górnej, szukaliśmy i wołaliśmy za Kasią Niewiadomą, ale ni huhu nie było jej ;)
    Paulina mi później pisała,że się z nią minęła,Kasia też wczoraj była na Turbaczu :D "Tyle" nam brakło ;)
    Jadąc już zaczęliśmy żartować,że TEN zakręt zwiastujący Przełęcz został przeniesiony :D
    Ale w końcu się nam dotarło, szybciej niż mi zazwyczaj, troszkę ponad 2h,żeśmy się tam turlali ;) No to szybki luk na mapę i tak, wjeżdżamy w krzaki :D
    Z początku spoko loko na siodełkach bez problemu, sobie myślimy, co Ci ludzie tak narzekają,że CIĘŻKO?! :P
    Taaa kuwa euroPROsy się na Turbacz wybrały :D
    O jakież było nasze zdziwienie kiedy zaczęło się CIĘŻKO :D
    Kamienie, korzenie,pełno liści(to akurat mi pasowało) i co? I trzeba zejść z roweru i ciągnąć go do góry ;) O jak mnie ręce bolały!

    Kiczora :)

    Zaczęliśmy wątpić, czy się wyrobimy do bezpiecznej 15 na Turbaczu,alleeeee po wielu ojap...le wyczołgaliśmy się tam na punkt 14 ;)
    Chcieliśmy coś zjeść,bo te batoniki, to sobie można do dupy wsadzić, na takim dystansie :P
    Stoimy w kolejce do żarcia, ludzi jak mrówków,a kolejka tak jakby cukier za darmo rozdawali, a nas czas goni ;)
    Przyszła Paulina, stoimy dalej i tu mamuśki mądrość się przydała, bo fakt nic,że jedzenie zamówimy, trzeba na nie jeszcze poczekać, a potem je zjeść, a słońce nie będzie na nas czekało i będzie ciemno ;)
    Noto lipa! Bidony napompowaliśmy kranówą,a obiad został marzeniem :D

    Kilka fotencji, ponowny przegląd mapy i sruuu z powrotem...

    Siemka!

    Z Paulinką ;)

    A do domu dalekooooo :D

    PROsy :D

    Paulina w swoją, my w swoją stronę ;)
    Ryzykiem było wracanie innym szlakiem niż tu przyjechaliśmy(bo czas), ale tam było za stromo,żeby tamtędy wrócić!
    Jedziemy i jedziemy, godzinę później dalej jedziemy, a te krzaki się nie kończą, jeju nigdy tak bardzo nie chciałam asfaltu pod kołami :D
    Tak mnie wytrzęsło na tym zjeździe,że mi się shake z mózgu zrobił :D

    W końcu jest! Jest asfalt! Szybkie sruuu gdzieś na dół! To gdzieś miało nas zaprowadzić na główną drogę w Szczwie i później już tylko na Kamienicę i do Zabrzeży. Zabrzeż, to już prawie jak w domu... Prawie, bo po takich wysokościach, każde szarpnięcie nogą oznaczało śmierć ;) I tu Fortuna żartowniś, pyta "To co jedziemy przez Czarny Potok"? He? Fortuna czy Ty się z głupim przez ścianę macałeś?! Ja po prostym jechać nie mogę, a co dopiero tam się poniewierać! NIE! Jedziemy przez Moresów, byle do Podegrodzia ;)
    W Stadłach si ju i ja w swoją stronę, a Marcinos w swoją ;) Fajnie było mimo wszystko! Bolało, ale miało boleć i wiedzieliśmy,że tak będzie,zresztą sama sobie to wymyśliłam :D

    I w sumie rok 2014 mógłby się dla mnie już dzisiaj skończyć ;)
    WSZYSTKIE rowerowe plany wykonane ;)
    6.000km przejechane, 200km w jeden dzień też, Mogielica i Turbacz zdobyte i co teraz? :D
    Hmm... Myślę,że najpierw muszę dojść do siebie, bo Turbacz był dużo cięższą zdobyczą niż Mogielica i chyba nawet dał mi bardziej w kość jak Rajd wokół Tatr,chyba?! ;)
    Takie porównanie:
    Turbacz–najwyższy szczyt Gorców,1315m n.p.m podobno, bo moje endomondo zarejestrowało 1326m ;)
    Mogielica-najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego (1171 m n.p.m)była duuużo niżej w takim razie ;) Czuje to!

    I na pewno nie schowam roweru do piwnicy i nie będę czekała na wiosnę, bo bym chyba do głowy świra dostała, ale tą dzisiejszą wycieczką prawdopodobnie kończę z wycieczkami powyżej 100km(w tym roku rekordowe 9 wycieczek ponad stówkę) ;)

    OK umieram dalej :)




    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 112.00km
    • Czas 05:34
    • SpeedAVG 20.12km/h
    • Kalorie 3154kcal
    • HRmax 180 ( 91%)
    • HRavg 147 ( 74%)
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Przełęcz Knurowska

    Środa, 24 września 2014 · dodano: 24.09.2014 | Komentarze 0

    To był totalny spontan, chociaż... ;)
    Już po otwarciu rano oczu wiedziałam,że będzie rower, będzie jazda, bo wkońcu nie pada!
    Poczekałam tylko aż mi się śniadanie ułoży i temperatura skoczy do magicznych 10 stopni i jadę :)

    Szybka wiadomość do Staszka czy jedzie,"nie, bo chory", no nic i tak jadę na Ochotnicę ;) Myślałam,żeby pojechać TYLKO na Studzionki, bo ładna pogoda to i Taterki by były wyraźne, ale fakt jazdy w cieniu w tych krzakach nie napawał mnie optymizmem :)
    Więc jadę i jadę, faken ta Ochotnica nie ma końca :D Iiiii zawsze Staszek mi mówił,że u niego nigdy nie wieje, taaa takiego! ;)

    Dojechałam wkońcu do zakrętu nadziei, po którym wiedziałam,że zostanie tylko jeszcze jakieś pół km do góry, a potem sruu na dół ;)

    Zaś mnie witają :D

    Kiedy wyjechałam już całkiem do góry, chwila namysłu, zjeżdżam Przełęczą, czy wracam przez Ochotnicę? Bo wiedziałam,że jak zjadę na Knurów, to mi się nie będzie chciało wracać pod górę ;)
    A co mi tam! Mam ostatni dzień urlopu, wolności, braku ograniczenia czasowego, więc jadę :P


    Zjazd przez Przełęcz był zimny, ale i piękny, no po prostu bomba! Widoczki dużo wyraźniejsze niż wtedy w lipcu, przy tym masakrycznym upale!



    Posiedziałam, popstrykałam fotencje, poachowałam się i jadę dalej, bo drugie tyle trasy do domu,a słoneczko szybko się chowa :(

    Knurów to mi się z knurami a nie z krowami kojarzy ;)

    Wiedziałam,że jeszcze Kluszkowce dadzą mi w kość, aleee tu o dziwo nie było tak źle jak w lipcu ;) Pyk, pyk i nawet nie wiem kiedy się zaczęły zjazdy,które praktycznie lecą do samego Krościenka ;) W Krościenku na rondzie kierunek Nowy Sącz i zaś niekończąca się wieś :P

    Jadę, kurde dupa mnie już boli, a tu jeszcze takie hektary trzeba przejechać :O Ale jadę i się cieszę, bo dzień wykorzystałam na maksa :)
    Tylko jak ja się jutro w pracy odnajdę? :D

    Swoją drogą, to już 8 stówka w tym roku ;) Nie wliczając 202km z rajdu :v

    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 110.50km
    • Czas 05:10
    • SpeedAVG 21.39km/h
    • SpeedMaxxx 53.50km/h
    • Kalorie 2712kcal
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Podhale Tour :D

    Niedziela, 27 lipca 2014 · dodano: 27.07.2014 | Komentarze 0

    I zostałam sama!
    Wyrąbana w pracy, wyrąbana w domu, no cóż, trzeba sobie jakoś samemu poradzić :)
    Z tego względu,że miałam być na PIELGRZYMCE, rodzinka nie uwzględniała mnie w wycieczce do KRK... Miło! :P
    Jeżdżąca,że JEŻDŻĄCA część GOLD BIKE w Częstochowie i co ja mam ze sobą w tą niedziele zrobić?!
    Wstałam,zjadłam i pojechałam GDZIEŚ, bo pogoda jak na rower zacna ;) Chociaż wszystkie pogody na jakie patrzyłam straszyły burzami po 13, więc sobie myślę im wcześniej się przewiozę tym bezpieczniej ;)
    Już w tygodniu był pomysł na jazdę w kierunku NT, więc nie zmieniałam tego, bo po co?! I tak mnie ciekawiła trasa przez Ochotnicę, bo przez Krościenko znam...;)
    Wg planu, przez Jazowsko, Maszkowice,Łącko i tak dalej,aż do wspomnianej Ochotnicy, a potem to się okaże ;)

    Hmmm muszę przyznać,że Ocho w lecie jest dużo bardziej przyjemniejsza niż zimą :)
    Będąc tam nie dość,że po raz pierwszy, to jeszcze w grudniu, jakoś się nie zakochałam :P Stachu chwali swoją wioskę i ma racje!
    Dzisiaj mi się spodobało ;)

    Fajnie się jechało, obawiałam się tej Ochotnicy, bo z tripa zimowego pamiętam,że strasznie mnie ona zmęczyła, ale nie dzisiaj!
    Biorąc w sumie pod uwagę fakt, że w zimie pierdylion kilo ubrania miałam na sobie, to fakt to samo dorypało ;)
    Jadę i jadę, mówią,że Ochotnica i Tylmanowa, to jakieś najdłuższe wioski i w sumie mają racje!
    Co jakiś czas sprawdzałam stan nieba bo mi się w burzy jechać nie uśmiechało :D
    Wszystko było pod kontrolą :D

    Gdzieś przy końcu wspinaczki w Górnej Ochotnicy takie cuś mi wyskoczyło :D

    Nie ogarnełam całości, ale jadę dalej, bo przecież gdzieś ta wieś się kończyć musi! :v
    Boszzzzzzzze jak grzało! 1098 stopni do słońca było na bank!

    Ale za kolejnym zakrętem pojawiła się NADZIEJA!

    Nieee to nie mój rower! V-breaki nie ujdą :D

    I tu ku mojemu zaskoczeniu  NARAZIE górki się skończyły :D
    Dość,że z góry na dół, to jeszcze zakrętasy, lubię to! W Sączu jest takie jedno miejsce(z zakrętami) gdzie jadąc z chłopakami z GB powtarzamy przejazd po nich z 15 razy nim ruszymy dalej :P
    Sobie pomyślałam, a jak za tymi zakrętami i zjazdem nie będzie wcale Knurowa? :D Przecież za nic w świecie mi się z powrotem do góry nie będzie chciało wracać, no chyba,że z buta :D
    BYŁ!

    Ale ale najpierw widoczki :D Słabe telefonem, piękne oczami ;)

    Nawet ładnie tam mają :P

    I jest Knurów! Ufff...
    Gdzieś na końcu TEJ drogi ma być drogowskaz na NS-NT, więc jadę i wypatruje ;) Sobie myślę,że już połowa drogi za mna i dobrze, bo tam od Nowego Targu jakieś brzydkie chmurzyska zaczęły wyłazić!

    Jest znak :P
    Gdyby nie to,że jutro cza iść do pracy, to bym się pokusiła o ten Nowy Targ ;)
    Odbiłam na lewo i byle do przodu ;)
    Jechało się fajnie do GENIALNEGO podjazdu w Kluszkowcach! Masakra, niby 8%, ale robiąc taki podjazd w samo południe, normalnie mi się umrzyło w biały dzień, myślałam,że wyzionę ducha!

    Czorsztyn!

    Po podjeździe w Kluszkach reszta trasy była całkiem całkiem ;)
    Nie ukrywam, nie mogłam się doczekać TEGO mostu w Krościenku, gdzie można odbić na Szczawnicę, bądź też na NS, bo wiedziałam,że przez Tylmanową przejechać to już pikuś ;)
    I ojeju jak bardzo się pomyliłam! Jaki ja tu przeżyłam KRYZYS, miałam cisnąc rowerem w najbliższe krzaki i po prostu poczekać na transport!
    Dużo bardzo DUŻO samozaparcia kosztowało mnie kontynuowanie jazdy, omatkoboska!
    Jednak jazda NONSTOP bez dłuższego postoju(tyle tylko co do sklepu po picie) jest SAMOBÓJCZA!
    Ale po co ja się miałam zatrzymywać jak przecież jechałam sama, nawet nie było z kim jazdy pokręcić :/
    Cieszyłam się kiedy minęłam znak Łącka, bo to już było TAK niedaleko ;)

    Teraz jeszcze tylko na Czarny Potok, coby zaś przez Moresów nie przejeżdżać na Olszanki i do Podegrodzia :D


    Kolarska się pogłębia, a krótkie spodenki bolą kiedy je zakładam :D

    STRASZNIE się dojebałam dzisiaj!
    Kiedy po raz pierwszy robiłam sama 100 km(ta solo stówka była druga), obiecałam sobie,że już nigdy sama tak daleko nie pojadę, no cóż obiecanki cacanki, na pielgrzymkę też sobie obiecałam,że pojadę!


    Moja nagroda <3 Naleśniki zawsze pomagają mi przetrwać po wyrypie ;)

    Ale jak zawsze jestem z wycieczki zadowolona :D
    Na pewno ją kiedyś powtórzę! ;)





    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 122.60km
    • Czas 05:55
    • SpeedAVG 20.72km/h
    • SpeedMaxxx 51.20km/h
    • Kalorie 3162kcal
    • HRmax 178 ( 88%)
    • HRavg 142 ( 70%)
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Stówka na kacu :D

    Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 14.07.2014 | Komentarze 6

    No tego jeszcze nie grali ;)
    Od środowego "mnie dolania" po pracy deszcz nie odpuszczał aż do niedzieli... W czwartek i piątek,żeby nie zbzikować ratowałam się zumbą :P
    Na niedziele wstępnie umówiłam się z chłopakami z Gold Bike na asfaltowego szlifa, standardowe kółeczko Nowy Sącz-Krynica-Piwniczna-Nowy Sącz ;)
    Nie byliśmy do końca pewni czy pojedziemy, bo jeszcze popołudniu w sobotę, dosłownie żabami ciskało!
    Ale, aleee już wieczorem, a później po północy niebo całkiem się przejaśniło ;)
    Wiem, bo zumbowa Basia przed 2 po północy mnie opuściła po sobotniej posiadówie,więc będąc na polu w podświadomości opatrywałam niebo coby wiedzieć jakie mamy szansę na porannego tripa ;)
    Ojejejejejeju jak mi się nie chciało rano :O Kto normalny nastawia budzik na 7 rano w NIEDZIELE, tylko i aż po to,żeby na rower pojechać? NIKT! Tak jestem nienormalna :D
    Wstałam rano, poszłam do kościoła(bo by mi znowu w domu mruczeli,że rower TAK, a kościoła nie ma!),wróciłam, śniadanko i sruuuuu :)
    Wstępnie umówieni byliśmy na 9 z rynku, ale w sobotę pisałam chłopakom czy aż taka krzywda się stanie jak wystartujemy o 10, bo kościół ;)
    Niby spoko, ale w niedziele po 7 tylko w sumie Łukasz zadeklarował,że na pewno poczeka i tak się stało :)
    O mój Boże myślałam,że umrze mi się w drodze do Sącza! Po zaledwie 13km i 30min jazdy moje ŚREDNIE tętno wynosiło 162ud/min!

    Mało sportowe posunięcie :D A później zdychaj człowieku :D

    Umarłam! Już w Świniarsku, czyli 8km od domu pomyślałam,żeby zawrócić, bo przecież na TAKIM kacu się zabije, aleeee uparta jestem! I niekoniecznie mądra :D
    Zajeżdżam na rynek o 9.59 patrze, a tam tylko Łukasz :) Reszta wystartowała 50 min wcześniej, no cóż...
    Jechało się tak sobie, raz po raz umierałam, ale Łukasz dzielnie znosił moje niedysponowanie ;)

    Sielanka ;)

    Do Krzyżówki kilka pitt-stopów, później podczas podjazdu także. W takich sytuacjach zawsze ratuje mnie myśl,że gdzieś tam za nim będzie zjazd ;)
    I tak było tym razem ;) Po wdrapaniu się na górę, można było przez najbliższą chwilę odsapnąć, aż do samego krynickiego deptaku :D

    Na deptaku patrzymy, a tam NASI!

    Okazało się,że dopiero dojechali! Jej to albo oni się dziadowali albo myśmy nieźle cisnęli, 50 min przewagi, to ogromna różnica!
    Spoko spoko ;)
    Podjechaliśmy do pijalni, bo jakby to miało wyglądać?! Bawić w Krynicy i nie skosztować uzdrowiskowej wody?!

    Hmmm woda bynajmniej szczawiowa, ale i tak smaczniejsza od butelkowanego JANa ;)

    Co prawda wg opini większości, także i mojej smakowała jak żelazo :P


    Po wypiciu "czystej" udaliśmy się na Czarny Potok, coby w restauracji pod koleją gondolową na Jaworzynie Krynickiej COŚ zjeść  ;)

    Takie apartamenty tam mają :D SPA&DROGO ;) Ale piękny budynek :D

    O tam ------> 

    Z prawej strony była restauracja :P

    A z lewej właśnie kolejka gondolowa ;)

    Zjadłam tam najsłodsze, ale również i najdroższe naleśniki w życiu :P Ale co tam :) Nie codziennie jada się u Dr. Ireny Eris :D

    Przyznajcie, wyglądają świetnie! :)

    Po zjedzeniu, posiedzeniu ruszamy dalej ;)

    Kierunek Muszyna!

    Tam na szczęście Paweł znał jakaś super,świetną trasę dzięki czemu nie musieliśmy jechać główną drogą ;)
    Jechaliśmy i jechaliśmy, super było ;) Nowo poznane koleżanki Basia i Kinga były przezabawne! ;)

    Dojechaliśmy do Piwnicznej i tam zrobiliśmy dłuższy postój na lody,koktajle, banany etc :);)

    Zostało nam ostatnie 25km do domu ;)

    EKIPA!

    Szczerze, było tak miło i sympatycznie,że do domu wracać mi się nie chciało, chociaż było już po 17 :D
    Do Rytra dojechaliśmy terenem przez krzaki, co mnie bardzo ucieszyło, po całym dniu na asfalcie ;)
    Rozjechaliśmy się na rondzie w Starym Sączu, część z nas na Brzezną druga część prosto na Nowy Sącz.....

    Dzień mega zakręcony i mega pozytywny, proszę o więcej takich!

    AMEN! :D
    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 108.80km
    • Czas 05:33
    • SpeedAVG 19.60km/h
    • SpeedMaxxx 50.90km/h
    • Kalorie 2638kcal
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Jak mnie burza nie zabije, to mnie w domu zabiją! Mogielica 2014 :)

    Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 07.07.2014 | Komentarze 2

    Mieliśmy nie jechać, aleee ;)
    Pogoda cały tydzień była zmienna(jak baba :D)!
    Już od niedzieli kminiliśmy nad tą Mogielicą, ale przez deszcze w tygodniu, spodziewaliśmy się trudności w podejściu do góry <błoto>.
    Szczerze rzecz ujmując miałam pewne wątpliwości czy gdziekolwiek się wybiorę w niedzielę, bo chciałam odpocząć, tak poprostu... ;)
    Calutki Boży tydzień w pracy siedziałam od piątku do soboty tygodnia następnego, zakisiłam się :D
    Na niedziele propozycje były trzy! Albo z zumbową Basią i spółą gdzieś w stronę Obidzy albo właśnie Mogielica... Propozycja numer trzy moja osobista wypiąć dupę do góry i przeleżeć cały dzień :D No chyba bym sobą nie była, gdybym tą 3 opcje wybrała :D
    Z tego względu,że ta Mogielica wśród moich rowerowych ziomków, to takie guru do zaliczenia, bo ciężko wybrałam opcje numer dwa... Chociaż i Basi było szkoda, ale jak się okazało nazajutrz, niepotrzebnie ;)
    Start z domu o 8.30, o jprd jaki upał!
    No cóż jak się powiedziało A to... Do rynku w Sączu dojechałam punkt 9, patrze jest Michał jak miło ;) Zakładałam,że pojedziemy tylko we dwoje z Łukaszem, Michał planował góry, ale rower najlepsiejszy :D Po 9 jest i Łukasz siema,siema! :D
    Obczailiśmy trasę, zaopatrzyliśmy się w hektolitry wody, upewniliśmy się,że TAK! chcemy tam jechać, krzyżyk na drogę i ahoj przygodo :D
    Kolejna rozkmina, mianowicie jak minąć pierwszy podjazd za Sączem pod Rdziostów? Hmmm........ TORAMI tak! :D

    Jeszcze nigdy nie jechałam po torach rowerem NIGDY :D
    Nigdy mi też tak dupy nie wytrzęsło :v
    Prawda prawdą, zjechaliśmy wcześniej na wały, ale okazało się,że przez Dunajec nie przepłyniemy, ni ma tej opcji w rowerach :P
    Później już spokojnie w Marcinkowicach kierowaliśmy się na Limanową ;)
    I tutaj ku mojej uciesze kolejna widoczna poprawa formy ;) Bodajże w marcu byliśmy z Fortuną w Limanowej iii...
    Przed samą Limanową jest 10% podjazd, który wtedy zrobiłam z 3 przystankami, a wczoraj?! Nawet nie wiem kiedy go podjechałam!
    Aż z niedowierzaniem pytałam chłopaków kiedy będzie TEN podjazd, którego najbardziej się bałam, booo nie byłam w Mogielicy, więc nie wiedziałam co nas TAM czeka :D
    W Limanowej mały pitt-stop w BIEDRONIE i sru dalej ;) UPAŁ!
    Zaczynają się podjazdy, a na zegarku południe, umieram po raz pierwszy, no alee teraz już nie zrezygnuje, to nie w moim stylu ;)
    W Słopnicach troszkę znośniej, kolejna przerwa w Chyszówkach(WTF?!).

    To ta straszna góra,tam mieliśmy jechać ;) I pojechaliśmy!
    Jechaliśmy, muchy się na nas pasły, było nam tak gorąco,że było nam wszystko jedno, ale jak się później okazało najgorsze było dopiero przed nami :D

    Przed samym podejściem na wieżę widokową pojedli, popili i nie ma,że boli... a bolało :D

    Zaczynają się widoczki ;)

    Już PRAWIE jesteśmy, teraz już tylko może być gorzej!
    W życiu, w życiu nie kazałam rowerowi poniewierać się po takich kamyrdolach! Wybacz mi :D
    W połowie drogi na wieżę zwątpiłam, bo ja sama nie mogłam utrzymać się w pionie, masakra! TAKIE stromości ;)

    I jest w końcu jest!!!!!! Po 7 godzinach obcowania z upałem, potem, muchami i krzakami dojechaliśmy!


    Pozdro z wieży ;)

    Po TO żeśmy się tam tłukli do góry :D

    I po TO też ;) Uwielbiam!

    Nooo to popatrzone po(WOW)łałowane, można wracać!

     Pieronem, bo burza :D

    Szła i przyszła, na szczęście zdążyliśmy zjechać na dół, bo po tej ulewie marnie widziałabym nas na tych kamyrdolach i błocie...

    Sierotki Marysie w krzakach, a nad nami burza, spoko :D
    Postaliśmy chwile w tych krzakach mając nadzieje,że to zapowiadane "przelotne"opady deszczu. Jednak kiedy po 20 min nic się nie zmieniało, zaczęliśmy szukać schronienia.

    Kij z deszczem,bo i tak już wszystko mieliśmy mokre, najgorsza ta burza i te uderzające błyskawice! Bałam się!
    Po obczajeniu terenu, doszliśmy do wniosku,że jesteśmy w dupie i wróciliśmy pod naszego krzaka!
    Ale jak przez kolejne ileś tam minut nic się nie zmieniło, postanowiliśmy jechać i albo zginiemy albo przeżyjemy 50/50 ;)
    Cwaniakowaliśmy do momentu kiedy to piorun nie uderzył w niedaleko stojące od nas drzewo,o faken! Emocje jak na grzybach :D
    Na szczęście jakieś 1,5km dalej znaleźliśmy jakiś domek letniskowy pod którego dachem na schodach przeczekaliśmy burze! Dwie godziny straciliśmy na czekanie, w sumie także straciłam nadzieje,że wrócę cała i zdrowa do domu!
    Było mi zimno, byłam CAŁA mokra,byłam głodna,a do domu raptem 40km!
    O mamo! Niezapomniana wycieczka!
    Po 18 wkońcu wróciła nam nadzieja na życie, wyszło słońce! Postanowiliśmy nie zwracać uwagi na ciągle padający deszcz i korzystając z faktu,że już nie grzmi wyruszyliśmy do domu!
    Zostało 40 szybkich, bo zjazdowych kilometrów, a na końcu czekał DOM! Tak wczoraj doceniłam,że go mam ;)

    Jeśli dobrze liczę, to już moja piąta stóweczka w tym roku, jeeee :D
    Kocham rower!

    Łukasz, Michał dzięki za straszną, ale wspaniałą, bo bogatą w przygody wycieczkę ;)





    Kategoria Stóweczka


    Counterliczniki.com