Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Izona. Mam przejechane 53867.50 kilometrów w tym 1066.40 w terenie. Kręcę ze średnią 22.33 km/h i się wcale nie chwalę!
  • Czas na siodełku 100d 08h 39m
  • Więcej o mnie.

    Follow me on Strava 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

    Ja na instagramie

    Znalezione obrazy dla zapytania instagram

    Moje ziomeczki

    Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy Izona.bikestats.pl

    Z Archiwum X

    Wpisy archiwalne w kategorii

    Stóweczka

    Dystans całkowity:9562.65 km (w terenie 120.50 km; 1.26%)
    Czas w ruchu:397:57
    Średnia prędkość:24.03 km/h
    Maksymalna prędkość:103.70 km/h
    Suma podjazdów:80304 m
    Maks. tętno maksymalne:210 (106 %)
    Maks. tętno średnie:153 (77 %)
    Suma kalorii:221161 kcal
    Liczba aktywności:86
    Średnio na aktywność:111.19 km i 4h 37m
    Więcej statystyk
    • Dystans 100.00km
    • Czas 03:37
    • SpeedAVG 27.65km/h
    • SpeedMaxxx 68.40km/h
    • Kalorie 2135kcal
    • Podjazdy 837m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    W końcu!

    Sobota, 3 września 2016 · dodano: 05.09.2016 | Komentarze 0

    Ten tydzień jest tak dziadowski,że aż mnie serce boli!
    Nie dość,że płasko, to jeszcze krótko!
    Ale...
    Wolna sobota rano, a ja muszę na obowiązkowe zebranie w pracy dotrzeć, fuck!
    Pogoda piękna, ciepło i słonecznie. Biorę więc rower i nim dojeżdżam do klubu.
    Pierwszy raz tak szybko dojechałam do Sącza! ;)
    Opona z przodu nadal straszyła swoim przecięciem, więc po zebraniu postanowiłam udać się do serwisu po nową...
    Wiem, można by było jeszcze na niej pojeździć, ale nie było by to komfortowe dla mojej psychiki ;)
    Tak mi się spodobała zaproponowana opona,że z rozmachu kazałam sobie wymienić też tylną i teraz mam komplet nowiutkich oponek ;)
    Po zakończonym serwisie pojechałam do Limanowej. Stamtąd chciałam jechać na przełęcz pod Ostrą.
    Do Limanowej spoko,podjazd pod Ostrą też w miarę, a na końcu już tylko po płaskim przez Łącko do domu.
    Test opon zaliczam jako pozytywny! :D
    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 132.00km
    • Czas 04:38
    • SpeedAVG 28.49km/h
    • SpeedMaxxx 84.20km/h
    • Kalorie 3043kcal
    • Podjazdy 1479m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Czerwony Klasztor, Słowacja

    Czwartek, 25 sierpnia 2016 · dodano: 26.08.2016 | Komentarze 0

    Urlop trwa, pogoda jak w bajce, czas jest, no nic tylko iść na rower :)
    We środę wieczorem pisze do Grześka czy ma czas i ochotę na czwartkowe rowelove ;)
    Grzesiek stwierdza,że jeśli to ma być czwartek popołudniu, to jasne,że tak :P Pasuje!
    Problem jest tylko z trasą, bo czy 100 kilometrowy trip, na 3 dni przed Rajdem wokół Tatr jest dobrym pomysłem?
    Pewnie! :P
    Plan jest prosty: we czwartek stówka bez spiny, a w piątek i sobotę trzymamy nogi do góry,żeby w niedzielę na Rajdzie nie zginąć :)
    Skoro plan jest, to go zostaje wykonać.
    Umówiliśmy się na 14 w Krościenku, bo postanowiliśmy zgodnie objechać pętelkę (ja) dom-Krościenko-Czerwony Klasztor-Piwniczna-dom, (Grzesiek) dom-Krościenko-Czerwony Klasztor-Piwniczna-Krościenko-dom :P
    Znowu nie poczekałam na obiad, no ale mamuś, jeśli mam być w Krościenku na 14, to nie mogę czekać do 13.30 na jedzonko, zjem potem :P
    Na miejsce zbiórki dojechałam punktualnie,dokupiłam papu i prawie dojechał Grzesiek.
    Zaczynamy wspólnego tripa :)
    Najpierw główną drogą na Hałuszową-kierowcy we czwartki, to straszne nerwusy! 
    Po wdrapaniu się na szczyt, chwila oddechu, bo do Sromowców prowadzi nas zjazd.

    Odbijamy na lewo iiii po kolejnym zjeździe jesteśmy już na Słowacji :)
    W tamtym roku,kiedy jechaliśmy z Marcinem do Czerwonego Klasztoru, wydawało mi się,że jedziemy wieki,a teraz ot tak i już jesteśmy!
    Mam na to dwa wytłumaczenia!
    1. W tamtym roku jechaliśmy tą trasę na góralach i
    2. Jechaliśmy od drugiej strony, tzn. zaczynaliśmy w Piwnicznej, a "kończyliśmy" w Krościenku ;)

    Przejeżdżamy przez kładkę, z której widać pięknie Trzy Korony,kilka fotek i jedziemy na Haligovce i Velky Lipnik.

    Pamiętałam z zeszłego roku,że tu gdzieś będzie podjazd, bo wtedy długo zjeżdżaliśmy.
    Myślałam,że zapiecze, jednak dawaliśmy z Grześkiem po zmianach i gładko poszło ;) 
    Dalej już kierowaliśmy się na Starą Lubovnię.
    Dość mocno wiało, mimo tego jechało się nam dość sprawnie, dobrze,że był Grzesiek,sama bym się nieźle ujechała! :O
    Po minięciu Salasa u Franka, skręcamy w lewo i zaczynamy podjazd na Kremną...
    Za każdym razem kiedy ten podjazd pokonuje sama ciągnie się mi niemiłosiernie! Teraz w towarzystwie i przy gadce szmatce, mie wiem kiedy wyjechaliśmy ;)
    U góry informuje Grześka,że zjeżdżam na maksa, bo mam tu QOMa do zgarnięcia i tyle mnie widział :P
    W połowie zjazdu, wyprzedza mnie i pomaga podciągnąć prędkość, co w ostateczności dało 4 sekundy przewagi, nad Agą i tym samym spontaniczna korona stała się moją własnością :D Strava jest śmieszna,lubię ją :P
    Po szalonym zjeździe, nie zwalniamy tempa i do Mniszka ciągle jadąc po zmianach telepotamy się po tych dziurskach (chyba to tu gdzieś scentrowałam koło!!!). 
    W Mniszku nad Popradem skręcamy w lewo i już jesteśmy na swojej granicy ;)
    W Piwnicznej pitt-stop na dopompowanie bidonu-wodą prosto ze źródełka, batonik i wracamy, bo słońce ma się już ku zachodowi :O
    Droga z Piwnicznej do Starego Sącza, to jak zwykle walka z wiatrem, ale we dwoje jest na prawdę dużo łatwiej stawić mu czoła!!!
    Skręcamy na ul. Węgierską w Starym Sączu i po przejechaniu całego miasta, w Naszacowicah na rondzie rozjeżdżamy się każdy w swoją stronę...

    Wycieczka należy do tych jak najbardziej udanych ;)
    Znowu całe popołudnie mogłam się wozić na rowerze, a tym razem było o tyle przyjemniej,że nie jechałam sama, towarzystwo czasami jest na wagę złota :) Dzięki Grzegorzu! :) 
    Z Grześkiem widzimy się w niedzielę na Rajdzie, a tymczasem leżymy! :P

    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 120.20km
    • Czas 04:30
    • SpeedAVG 26.71km/h
    • SpeedMaxxx 71.60km/h
    • Kalorie 2696kcal
    • Podjazdy 1093m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Dolina Popradu #2(16)

    Wtorek, 23 sierpnia 2016 · dodano: 26.08.2016 | Komentarze 0

    W tym roku byłam tam dopiero raz i w dodatku w maju.
    Skoro pogoda dopisała i wolny czas też, to jadę tam po raz drugi ;)
    Nie czekam na obiad, łapie jakieś przekąski na już i na drogę i po 13 ruszam na podbój QOMa na Krzyżówce :P
    Do Krzyżówki jedzie mi się spoko, ale już w Nawojowej musiałam zrobić pitt-stop, bo jednak żołądek poczuł się oszukany na przekąski!
    Podjazd na Krzyżówkę nie był straszny,baaa nawet pokonałam go szybciej niż w maju (PROgres :P), ale na koronę nie wystarczyło.
    Liczyłam na szybki zjazd z Krzyżówki na krynicki deptak,ale jakaś nieokreślona ciężarówka ruch zakorkowała, obosz!
    Jak TIR-y na juście!

    Na deptaku, zaś pitt-stop na zdjęcia i banana :) Pogoda na rower idealna, micha się sama cieszy :)


    Kiedy już mi się znudziło na deptaku ruszyłam w dalszą drogę. 
    Zjeżdżając skręciłam w prawo coby dojechać jeszcze do Stacji Narciarskiej na Jaworzynie Krynickiej.

    Po drodze przejeżdżam obok kompleksu dr. Ireny Eris, jest szał!!!



    No i stacja Gondolowa na Jaworzynę Krynicką :)

    Pooglądałam,pofociłam i już jadę, bo strasznie mi to dzisiaj wolno idzie :P

    W Muszynie na szczęście nie ma co focić (Muszynianka realy?), więc jadę aż do Żegiestowa i tam odbijam na Łopatę Polską, bo mam sentyment do tego miejsca :P


    To tu w czasie szkolnym spędzałam wakacje i to tu rozpoczynałam swojego rowerowego bzika <3
    Ile ja się w tych okolicach rowerem najeździłam, omatko :P 
    I nie, nie siedziałam cale wakacje w sanatorium! :D
    Moja ciocia w nim pracowała, a mieszkała budynek obok, więc o to sanatorium, to tak rykoszetem się odbijałam :)
    Powspominałam, powzdychałam i jadę dalej...
    We wsi w Żegiestowie mijam się z Agnieszką Skalniak (to jej rodzinne tereny), pokazuje cześć, ale ta dumnie odwraca głowę w drugą stronę, OK!

    I ta cała Dolina Popradu taka piękna <3

    Jeszcze kawałek walki z wiatrem i będę w Piwnicznej.


    Jest i Piwniczna!

    W centrum szukam jakiegoś jeszcze czynnego kiosku (już po 17!), bo zjadłam wszystkie zapasy, a siły brakuje :O
    Kiosk był, baton wszamany, chwila oddechu i wracam do domku :P
    Udało mi się wrócić przed zmrokiem, ale jak już na pewno wszyscy zauważyliśmy dzień zrobił się duuuużo krótszy!!!
    Jeszcze chwilę bym się zasiedziała i musiałabym wracać po ciemku, a tego nie lubię fes! :O 
    Wycieczka bardzo udana,bo przejechana na luzie, bez spiny i patrzenia na zegarek!!!
    Mogłam poświęcić całe popołudnie w środku tygodnia na wożenie się na rowerze, a brakuje mi tego :/
    Mam nadzieję,że do końca urlopu jeszcze uda mi się taką wycieczkę powtórzyć ;)

    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 140.00km
    • Czas 04:32
    • SpeedAVG 30.88km/h
    • SpeedMaxxx 75.60km/h
    • Kalorie 3721kcal
    • Podjazdy 1194m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Przełęcz Knurowska #4(16)...Iżona kontra Chłopy!

    Niedziela, 21 sierpnia 2016 · dodano: 22.08.2016 | Komentarze 4

    Omatkobosko jak mnie tu dawno nie było! :O

    Tak, byłam na wakacjach, smażyłam i plażyłam,próbowałam wyrównać tanlinesy,bezskutecznie! :D
    Od roweru zrobiłam reset, hard reset! 
    Czasami tak trzeba ;)

    Skoro urlop się skończył (przynajmniej jego plażowa część :D), a grupa wybierała się na Przełęcz Knurowską, czyli na PODHALE! nie pozostało mi nic innego, jak stawić się pod sklepem i jechać z nimi :)
    Miałam małą obawę czy aby 8 dniowa przerwa bez rowerowa nie poskutkuje, zgonem na pierwszej lepszej prostej, (bo mi łydka spadła), ale obawa była za mała żebym nie pojechała :D
    Już w drodze do Sącza, obawy szybko zniknęły, nogi były świeże jak bułeczki! :D 
    Udało mi się nie spóźnić, tym razem to ja czekałam na resztę! :D 

    Jak już się wszyscy zebrali, ze smutkiem stwierdziłam że dzisiaj będę musiała reprezentować naszą damską cześć tej grupy w samotności :P 
    Kiedy ruszyliśmy i Michał mi dał wolność od nie wychodzenia na zmiany (bo "ma kto na zmiany wychodzić"), pomyślałam,że na pewno dzisiaj z nimi nie zginę :P 
    Wychodziłam z założenia,że jeśli moje nogi/płuca nie nadążą za grupą prawie 20 chłopa, to odpuszczę i sama dokończę wycieczkę, bo drogę na Przełęcz i z powrotem znam już (prawie) co do dziury :P
    Chłopaki nie dali mi nie nadążyć (przynajmniej na początku) iii jeśli zostawałam, to zawsze mnie któryś pod spawał na kole do grupy, dziękuję! ;)

    Zdjęcie od Bartka

    Do Krościenka jechaliśmy szybkim tempem, bo i droga prosta ;)
    Kiedy do pary dojechał mnie Michał (przez to,że nie wychodziłam na zmiany, a było nas parzyście, miałam okazję jechać w parze z każdym kto przyjechał na zbiórkę) , zasugerowałam postój gdzieś w okolicznym sklepie, w celu doładowania bidonów, bo moje dwa już były prawie puste! :P 
    Standardowo zatrzymaliśmy się na ORLENie w Krościenku, dokupiliśmy wody (no bo innym też przecież musiała się już pokończyć!), pojedliśmy, popiliśmy i wio! Zaczynają się podjazdy :P
    Pijąc na ORLENie coca-colę zaczęłam się zastanawiać czy dobrze robię, bo wiem,że po słodkim, gazowany i wypitym na szybko mam kolkę, ale na tyle mi smakowała,że miałam nadzieję,że tym razem obejdzie się bez kłucia w boku...
    Kolka była, przed samym startem na Snozkę, obosze zaś wyjadę na końcu! :D 
    No nic kuję ale jadę, cola była smaczna, a więc warta bólu :)
    Oczywiście wyjechałam ostatnia, ale chłopaki nawet nie zdążyli zejść z roweru u góry żeby na mnie poczekać, bo już tam byłam z nimi ;)
    Zjeżdżamy i teraz zostaje kilka mniejszych lub większych chopek do pokonania.
    Połowie grupy testosteron chyba podskoczył, bo wystrzelili jak poparzeni :D
    A niech jadą, my se pojedziemy za nimi i za samochodami, które jechały przez nich wolniej niż nam by to odpowiadało :P 
    Jeszcze kawałek i już skręcamy w prawo w kierunku Knurowa ;)
    Podjazd na Przełęcz Knurowską każdy jedzie w swoim tempie i tu nawet nie jestem ostatnia :P
    Adrian z Szymonem chyba się za bardzo obijali, bo jeszcze się im chciało  po mnie zjechać,żebym nie musiała sama finiszować, miło ;)
    U góry chwila oddechu, Bartek zjechał w dół, bo ktoś tam jeszcze podjeżdżał, a my po wstępnym ustaleniu miejsca następnego pitt-stopu ruszyliśmy w prawie 20 kilometrowy szybki zjazd przez obie Ochotnice aż do Tylmanowej.
    Początkowo trzymałam się większej pierwszej grupki, ale kiedy Andrzej złożył się na lemondce i przycisnął na pedały tak mi grupka uciekła dosłownie w sekundzie :P
    No nic, jadę sama swoje i czekam kiedy jakaś inna grupka mnie dogoni i zgarnie ;)
    Dogoniła mnie, ale nie zdążyłam się ich złapać, za szybko się rozpędzili :D
    Dopiero poczciwy Darek kiedy do mnie dojechał, kazał się złapać na koło i tak we dwoje dojechaliśmy do skrzyżowania, dzięki :)
    Po kolejnym pitt-stopie na dopompowanie bidonów ruszyliśmy prosto do domu... Miało być razem i nie za szybko, yhm!
    Już po pierwszych 200 m Andrzej z Krzyśkiem nam się rozłączyli i goniliśmy ich do końca, a gdzieś w Maszkowicach,kolejna grupka nie wytrzymała i pooooszli!
    Nie ma to jak równa jazda, bez szarpania ;) 
    Jedynie Michał nie dał mi zostać samej z tyłu i ciągnął mnie za sobą na tyle szybko,że ucieczkę mieliśmy ciągle na widoku.
    Ostatecznie ja ich już nie dogoniłam, bo w Stadłach pożegnałam się z Michałem i wróciłam do domu (nie chciało mi się 2 raz jechać do Sącza).
    Wycieczka spoko, w wesołej grupie ;)
    Wiadomo chłopy, to chłopy zawsze będą szybsi i silniejsi,temu im zmian nie dawałam :D
    Wcale się mimo wszystko nie obijałam w peletonie i jestem absolutnie zadowolona z tej jazdy :)

     
      
    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 100.00km
    • Czas 03:55
    • SpeedAVG 25.53km/h
    • SpeedMaxxx 87.80km/h
    • Kalorie 2411kcal
    • Podjazdy 1239m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Kierunek Vabec i reszta świata :)

    Piątek, 12 sierpnia 2016 · dodano: 12.08.2016 | Komentarze 2

    Na tę trasę wybierałam się już w zeszłym tygodniu, ale skoro w piątek miałam robotę, pojechałam dzisiaj :)
    Trasa nie jest nowością. Na Vabec, Hranicne i Kremną w tym roku jechałam już (chyba) 2 czy 3 raz.
    Dobra trasa, jest co jechać, bo od granicy polsko-słowackiej non stop pod górkę, a w jednym miejscu nawet ta górka jest 20% górą.
    Zawsze jest tak,że jak jadę w kierunku Starej Lubovni, to w myślach rezygnuję ze zjazdu z Kremnej właśnie do Lubovni, bo czuję,że mi się nie będzie chciało z powrotem podjeżdżać do góry. Jednak takie myśli są chwilowe i w ostateczności za każdym razem pokonuję ten podjazd wracając do domu :)
    Wychodzę z założenia,że każdy podjazd czegoś uczy...najczęściej pokory :P

    Podjeżdżając z powrotem na Kremną, zawsze patrzę w lewo, bo tam widać Tatry.
    Dzisiaj całkiem ładnie, aczkolwiek niewyraźnie :)
    I dobrze! Bo podobno jak Tatry widać wyraźnie, to będzie zmiana pogody, czyli zmieniłoby się na deszcz, zaś!

    Podjazd się dłuży, bo nigdy nie wiem ile tych zakrętów do szczytu, a nogi już pieką!
    Wczoraj dostały w kość. Dzisiaj zamiast je regenerować, to je dobijam, ale spoko spoko, znajdzie się chwila na regen, w pierwszym tygodniu urlopu, czyli już od poniedziałku :P
    Czuję psychiczną i fizyczną potrzebę oddechu, czyt. urlopu, dobrze,że to już! :)

    Po szybkim !!!bardzo!!! zjeździe z Kremnej, powrót przez Hranicne do Polski.
    Teraz to mi się będzie dłużyła Piwniczne,bo mnie nogi bolą huehue :D 
    No nic, teraz już mam bliżej jak dalej do domu, więc nie ma jojczenia ino cza się wrócić :P 
    Po porannych 8 stopniach Celsjusza nie ma już śladu, ale ciągle nie odważyłam się ściągnąć ocieplaczy i się nie odważę aż do końca, bo wcale nie jest ciepło!
    Jedyne czego się pozbyłam to buffki i rękawiczek, resztę zostawiłam.
    Smuteczek ogromny, bo jest sierpień, a temperatury jak w listopadzie :O  
    Mam nadzieję,że lato jeszcze się wróci :)
    Ja wróciłam do domu,było już coś koło 12.30, więc najpierw się ogarnę i zjem, a potem sobie poleżę przed wyjściem do pracy.... :D
    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 139.70km
    • Czas 06:09
    • SpeedAVG 22.72km/h
    • SpeedMaxxx 65.50km/h
    • Kalorie 3795kcal
    • Podjazdy 2555m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Tatrzańska wyrypa! I like it!!! :P

    Niedziela, 7 sierpnia 2016 · dodano: 10.08.2016 | Komentarze 13

    To było coś wyjątkowego! 
    Po raz pierwszy w życiu wjechałam w Tatry rowerem!
    I nie, Rajd dookoła Tatr, to nie to samo ;) Rajd jest DOOKOŁA Tatr,dzisiaj byłam w Tatrach, w środku! :O

    Paulina miała marzenie, a wiadomo marzenia trzeba spełniać :)
    Zaproponowała takiego tripa, który w nazwach nic, a nic mi nie mówił, ale kiedy sobie wygooglowałam obrazki, tak umarłam! <3

    W ten weekend co prawda była coroczna pielgrzymka rowerowa z Trzetrzewiny na Jasną Górę, aleee jak ma się pielgrzymka do tego co Wam za chwilę pokaże? ;)
    Od razu mówię NIJAK! 
    Umówiłyśmy się wstępnie na sobotę, ale im bliżej soboty tym prognozy gorsze...
    No nic przekładamy na niedzielę iii to był strzał w dychę!

    U Pauliny zameldowałam się już w sobotę, coby i na ploteczki był czas :P 
    Po szybkiej nocy, o 9 skoro świt wystartowałyśmy, zdobywać świat :P

    Trasa "znana" przynajmniej do pewnego momentu...
    Od Nowego Targu jechałyśmy jakby odwrotnie niż na Rajdzie ;) Znaczy, tu gdzie my zaczynałyśmy naszą wycieczkę tam kończy się Rajd :P

    Jeszcze dobrze nie wyjechałyśmy z Nowego Targu,a przed nami już pojawiły się Tatry <3 Omnomnom...! :D
    Z Gronkowa do Białki iii jaram się, bo to są "moje" klimaty! Podhale to Podhale i o tym się nie dyskutuje :P
    Kiedy znalazłyśmy się w Jurgowie tak wjechałyśmy na Słowację.
    Im dalej i dalej tym bardziej mi się odświeżała trasa z Rajdu. Jadę i stwierdzam, że w tą stronę na Rajdzie pewnie było by ciężej, bo już w Białce rajdowy peleton podzieliłby się na pierwszej większej hopce, ale kurcze widoki, które zostawiamy za sobą wracając z Rajdu, są śliczne :)
    Jeśli chodzi o mnie, jak dotąd jedzie mi się świetnie ;)
    Pogoda idealna, może tylko trochę za bardzo wieje, ale to żaden problem, jest cudnie ;)  :)
    Dojeżdżamy do Zdziaru i tu czeka nas pierwszy podjazd :) 

    Paulina zgrywając wczoraj wieczorem trasę na Garmina oświadczyła mi,że przewyższeń będzie w ciul, ekstra!!! :D 
    Czekałam na te podjazdy, bo umówmy się, jazda na rowerze szosowym po płaskim terenie, to żaden wyczyn, tak?
    Odkąd mam szosówkę, podjazdy stały się moim guru i częściej niż rzadziej układam w głowie takie trasy,żeby było co podjeżdżać.
    No chyba że nie mam czasu, to jeżdżę po stole :D 

    Wiem byłam chamska i nie miła dla Pauliny kiedy wystrzeliłam pod górę i na nią nie zaczekałam, ale chociaż trochę chciałam poczuć te tatrzańskie górki (po to tu przyjechałam!).
    I tak pchałam się w górę,oczywiście zakładając,że na górze poczekam na Paulinę i dalej pojedziemy razem. Tak też było.
    Wyjechałam, a że Pauliny za mną widać nie było, w głowie miałam dwie myśli: zjechać po nią albo zjeść batonika?
    Zjadłam batonika, nie zjeżdżałam, boooo mi się przypomniało, jak mi kiedyś pisała,że takie zjeżdżanie po nią, ją demotywuje, ok, to jem ;)
    Kiedy dojechała, puściłyśmy się po dość fajnym "samo jadącym" odcinku asfaltu.

    I pierwsze selfie ;) Coś krzywy mam kask! :O

    Odcinek ten doprowadził nas do miejsca w którym podczas Rajdu ustawiony jest 3 ostatni bufet.
    Niestety dzisiaj się nas tutaj nie spodziewali, bo pusto :D
    Ze Zdziaru zjeżdżamy w kierunku miejscowości Vysokie Tatry.
    Miejscowość nazwana trafnie, bo nad nią, czyli też nad naszymi głowami, ciągle rozpościera się widok na Tatry, a Tatry są nie dość,że piękne, to jeszcze fes Vysokie :D
    Żeby wjechać w głąb miejscowości musimy pokonać kolejny podjazd iiii... dostałam zj*bę od Pauliny, bo zaś za szybko podjeżdżam!!!
    Puściłam się do góry za spotkanym na dole facetem,boo chciałam się tylko dowiedzieć skąd i dokąd pędzi.
    Dojechałam go i po chwilowej rozmowie już wiedziałam,że jedzie z Poronina (nawet zaciągał gwarą :D) na Strebskie Pleso.
    Okej no, już wiem wszystko,mogę czekać na Paulinę. Kiedy nas dojechała, się mi dostało :O 
    Tak, miała rację,że wybrałyśmy się razem i razem mamy jechać, no ale przecież bym na nią poczekała w końcu ;)
    Sorry Mamuśka :*
    Jak mnie zrypała, tak sobie pomyślałam,że spoko nie będę się naginać i do końca pojadę sobie bajabongo ;)
    Kiedy wjechałyśmy w głąb miasta, na drodze zrobił się straszny korek.
    Zagęszczenie policji i jakieś dziwne kierowanie ruchem, ale na rowerach dało się to szybciej objechać ;)
    Mijałyśmy kilku rowerzystów, którzy razem z nami przeciskali się między samochodami.
    Nie byłyśmy same w tym motoryzacyjnym tłoku :P

    W końcu, na drodze pokazał się drogowskaz kierujący na Tatrańską Poliankę...
    No to mamy danie główne na widelcu, teraz trzeba je tylko skonsumować :) 
    Podjazd długi, bo prawie 7 kilometrowy, ale powiem Wam szczerze, że ja się na nim nie zdążyłam zmęczyć!!!
    Może to dlatego,że jechałam tak żeby mnie zaś Paulina nie ebała,że ją zostawiłam? No,nie mogę powiedzieć,że było mi ciężko!
    Przypomniało mi się stwierdzenie, które widziałam gdzieś w internetach, że "ciężkość podjazdu nie zależy od jego stromizny, a od szybkości jego pokonywania" i to mi się sprawdziło w 100% ;)
    Za wolno jechałam jak na swoje dotychczasowe możliwości i podjazdu (mimo momentami 32.1%!!!! wg. stravy) do ciężkich w tym tempie zaliczyć nie mogę!




    Jedyne co zaczęło mi przeszkadzać to fakt,że im wyżej byłam tym mocniej wiał zimny wiatr!

    Im bliżej szczytu tym widoki coraz piękniejsze!!! No jak ja kocham góry, omatkobosko!!! 
    Mogłabym być żoną Janosika czy Harnasia :D 

    Na szczycie mróz!
    Jak dobrze,że Mamuśka mi kurtkę pożyczyła <3
    Skitrałyśmy się pod skałą i zaczęłyśmy ładować w siebie te batony,które tu dowiozłyśmy coby na drogę powrotną sił nie brakło :)

    Milion ochów i achów, kilka fotek...




    Po widoku napompowanej kurtki, możecie stwierdzić jak strasznie duło! 
    Żartowałam! Tyle batonów zjadłam,że aż spuchłam :D



    ....leżakowanie z kofolą iii...


    chcąc nie chcąc, pora zjeżdżać w dól ;)

    Było po 14, czas nie najgorszy, ale o 17 naszego czasu Kasia Niewiadoma i reszta kobitek rozpoczyna ściganie na IO, ważne wydarzenie,dobrze by było pooglądać ;)
    Zbieramy się i zjeżdżamy...
    Zjazd szybki i wolny. Analizując zapis na stravie w jednym miejscu stromość zjazdu wynosiła -45.8%... Czy to jest możliwe?
    Dużo "korytek" odprowadzających wodę, trzeba się pilnować,żeby nie wywinąć orła albo co gorsze nie uszkodzić roweru! :D
    Dwa razy zgubiłabym pompkę, raz myślałam,że zgubiłam tylne koło, ale okej wszystko pod kontrolą :)
    W pewnym momencie,zrobiło się ciepło, to pewnie różnica wysokości się wyrównała :D
    Spadłyśmy na odpowiedni poziom względem morza. Koniec zgrupowania wysokogórskiego :D

    Po wjechaniu na "główną" drogę prowadzącą z Vysokich do Zdziaru, nasza trasa już całkiem pokrywała się z powrotną drogą Rajdu ;)
    Ot takie odświeżenie trasy przed zbliżającą się coroczną wyrypą :D 
    Wracając spowalniał nas wiatr, ciągle wiejący w twarz, ale ten element jest już nieistotny! Po prostu jestem tak bardzo naładowana pozytywną energią,że nic, kompletnie nic nie jest w stanie mnie zniechęcić do kontynuowania tej wycieczki <3

    Po powrocie na mieszkanie i wstępnym ogarnięciu nieładu, siadłam i poczułam,że to była prawdziwa Tatrzańska Wyrypa!
    Takie jakie lubię najbardziej! :D 

    I tak wgl to tyle szumu narobiłam opowiadając to wszystko,aaa tak na prawdę przeleżałyśmy cały dzień, oglądając IO! 
    Zaś żartowałam! :D

    Mam nadzieję,że jeszcze nie raz coś takiego powtórzymy, bo wszystkie emocje i przeżycia na takiej trasie są nie do opisania <3 ;)
     


    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 104.30km
    • Czas 04:04
    • SpeedAVG 25.65km/h
    • SpeedMaxxx 64.10km/h
    • Kalorie 2116kcal
    • Podjazdy 879m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Dookoła Jeziora Orawskiego

    Sobota, 23 lipca 2016 · dodano: 24.07.2016 | Komentarze 4

    Tam jeszcze nie byłam ;)
    Kiedyś na przedwiośniu chyba, gadając z Pauliną ustaliłyśmy,że pojedziemy razem na wycieczkę dookoła Jeziora Orawskiego...
    Wiosna przyszła, poszła, a wspólnego tripa na Orawę nie było... Paulina pojechała sama!!!
    Pojechała sama, bo ja wtedy na pewno musiałam siedzieć w pracy (yes, i love my job, za te weekendy w niej spędzone!).
    Przyszło lato, dalej nic i tak aż do zeszłego czwartku!
    We czwartek Mamuśka niespodziewanie "zaprosiła" na polsko-słowackiego tripa, oł jeah! :D
    Pewnie że przyjadę! Przecież ja kocham jeździć po Podhalu :P
    Co prawda tego Podhala nie było dużo, ale więcej jak Słowacji, więc kochom! :)
    Umówiłyśmy się,że w sobotę zamelduję się u niej już o 10 rano. Wyjechałam więc z domu przed 9, no bo przecież przy dobrych wiatrach do Nowego Targu jedziem lekko ponad godzinę, nie wczoraj!!!
    Wczorajsza podróż w tamtą stronę trwała ponad 2h ! Dwie godziny wycięte z życiorysu na siedzenie w aucie!
    Poznałam uroki wakacyjnego wożenia się po turystycznych miejscowościach...
    Ruch na drodze był miejscami nie mniejszy niż w Sączu w godzinach szczytu, a ten samochód który rozbił się na moście w Tylmanowej spowodował największe opóźnienie. No nic jadę i informuję Paulinę,że nie wiem kiedy, ale mam nadzieję,że kiedyś dojadę :P
    W końcu po wielu próbach przyśpieszania/hamowania/przeklinania, dojechałam!!!
    Chwila oddechu, śniadanie (drugie!) i wio można jechać, bo pogoda przecudna!!
    Najpierw kierujemy się ścieżką rowerową w stronę Czarnego Dunajca,żeby docelowo dojechać do Trsteny na Słowacji. 
    Tą drogę rowerową poznałam (prawie całą) w zeszłym roku przed Rajdem dookoła Tatr.
    Wtedy z Marcinem gdzieś w zgodzie z rozsądkiem nagle zawróciliśmy, wczoraj z Pauliną przejechałam całość aż do wspomnianej Słowacji.
    Ta droga rowerowa jest świetna dla kogoś kto na rowerze jeździ w niedziele i święta :P Jest płasko i przyjemnie :P
    Co prawda gdyby jeździł tamtędy codziennie umarłby z nudów, ale w mojej miłości do Tatr, gór, widoczków i Podhala, a także mojej rzadkości jeżdżenia tam, ja nie umierałam :P
    Mogłyśmy pogadać i nie trzeba było uciekać przed samochodami ;)
    Po dotarciu na Słowację pozornie ustawiłyśmy się gęsiego coby nie kusić słowackich policiantów.
    Już chwilę po zjechaniu ze ścieżki rowerowej skręciłyśmy w lewo,żeby zaliczyć pierwszy "podjazd" i dalej przez kolejne ileś tam kilometrów jechać po typowo słowackiej tarce z na przemian gładkim jak mydło asfalcie :P 
    3. Zdjęcia od Pauliny :D
    1.

     Jechałyśmy tak ja wiem z 20 może 30 min aż w końcu zza drzew powoli pokazywał się cel naszej dzisiejszej wycieczki.
    Jezioro Orawskie swoją wielkością może przypominać nasze Rożnowskie czy podhalańskie Czorsztyńskie :) 
    2.

    Ładne, bardzo ładne ;)
    Po wjechaniu do Namestova, czyli po dokładnie 50 km jazdy zrobiłyśmy sobie dłuższą przerwę na papu i widoczki.
    3.




    Przy okazji odkryłyśmy super rampę do jeżdżenia na deskach iiii szosówkach! :D


    Zabawa przednia, tylko widmo SPD-ków na stopach trochę hamowało wyobraźnię :)

    Ten moment gdy Cię przyłapią,że Ty łapiesz na zdjęcie :D

    Kiedy stwierdziłyśmy,że pasuje jechać, bo im dłużej siedzimy tym gorzej będzie ruszyć dalej, zebrałyśmy się i ahoj, wracamy na swoją stronę! :)
    Z Namestova wjechałyśmy do miejscowości Bobrov. Fajna droga, początkowo nieco ruchliwa, ale im bliżej granicy tym ruch mniejszy, widoczki lepsze i teren przypominający mi zeszłoroczną pielgrzymkę do Częstochowy.
    Wgl najlepsze w tym całym Jeziorze Orawskim jest to,że siedzisz nad Jeziorem, a niedaleko nad głową masz widok na całą panoramę Tatr, świetne to! ;)
    Po drodze nawet bym nie zauważyła kiedy przejechałyśmy granicę, ale po moich kilku już tripach do naszych południowych sąsiadów zauważyłam jedno! Oni nie mają innych podjazdów jak te 12%!!! Znaczy podjazdy są i mniejsze i większe!
    Strava je widzi, nogi to czują, a przydrożne znaki informujące o nachyleniu ciągle pokazują te 12%, o co chodzi?!
    I właśnie dzięki tej zależności, kiedy zobaczyłam 9% znak przed podjazdem, stwierdziłam, a Paulina potwierdziła,że tak już jesteśmy w Polsce.
    Oficjalne przejście graniczne było chwilę za podjazdem. 

    Som my na Orawie :P

    Z Lipnicy Wielkiej kierujemy się na Jabłonkę. Stamtąd przez Piekielnik, Babice, Odrowąż, Załuczne aż do Działu.
    Wcześniej po drodze kończy nam się zapas wody.
    Z jednej strony super,że dopiero teraz z drugiej jednak masakra, bo tu nie ma sklepu!
    Jeden LEWIATAN olałyśmy w nadziei,że przecież musi być jeszcze gdzieś jakiś sklep. Ludzie tam żyją, więc na pewno robią zakupy!
    Był, ale zamknięty. Sobota, w tym sklepie pracują do 13, spóźniłyśmy się... Moje śliny zaczęły się już sklejać, a upał swoje! :D
    Normalnie to ja uwielbiam jak jest ciepło, ale bez wody na górkach to tak trochę usycham :)

    Gdzieś tam w końcu znalazło się ABC i pragnienie zostało zaspokojone, możemy jechać dalej :P 

    Już mi się trochę nie chce, ale to jak mi się podoba okolica i pogoda i ten ciągły widok Taterków po prawej stronie, skutecznie zabija tą niechęć ;) 
    W końcu jednak dojechałyśmy z powrotem na drogę rowerową i już wiedziałam,że nasza dzisiejsza przygoda dobiega końca :o

    Fajny trip, fajne towarzystwo, piękne widoki i pogoda, a do tego kolejna warstwa kolarskiej opalenizny i mogę zadowolona wracać do domu, bo przecież czeka nas nie mała impreza! :D
    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 107.70km
    • Czas 04:50
    • SpeedAVG 22.28km/h
    • SpeedMaxxx 64.10km/h
    • Kalorie 2658kcal
    • Podjazdy 1762m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    6 przełęczy...czyli Słowacja eksplorejszyn!

    Piątek, 15 lipca 2016 · dodano: 16.07.2016 | Komentarze 4

    Siedząc w pracy we czwartek, napisałam do Grześka zapytać czy w piątek ma czas na już dawno zaplanowanego tripa, ale odciąganego w czasie z powodu pogody.
    Ku mojej radości Grzesiek piątek ma wolny, a że mi też wypada co dwutygodniowy dłuuuugi weekend, więc jedziem do Szczawnicy! :)
    Że kolega teren Słowacji wyeksplorował ile mógł, to robił za mojego słowackiego przewodnika.
    Trasę wyznaczył taką,że jeszcze kawałek i na 100 km zrobilibyśmy 2000 m w górę :D Jak ma się do tego sierpniowy Rajd wokół Tatr? :D
    Nijak :P
    Do 2000 m brakło niecałe 300 i dobrze, bo nogi już bolały! 
    Ale od początku:
    Ze Szczawnicy udaliśmy się w kierunku Leśnicy. Kawałek przejazdu drogą rowerową prowadzącą wzdłuż Dunajca do Czerwonego Klasztoru, to wyzwanie podczas wzmożonego ruchu turystów. Większość oszołomionych urlopowiczów nie rozróżnia drogi rowerowej od pasa wyznaczonego dla spacerujących :O
    Od Leśnicy podjazd. Pierwszy, dłuższy 12%. Podjeżdżało się przyjemnie i spokojnie tak dla rozgrzewki.
    Zjazd epicki, długi, szybki i mimo kilku zakrętów, bezpieczny ;)
    Dojechaliśmy do Velkiego Lipnika i jadąc przez tą małą wieś dotarliśmy do Haligovców.

    Obowiązkowe selfie :P

    Stamtąd skierowaliśmy się na Vielką Leśną gdzie czekał nas 11% podjazd w kierunku miejscowości Toporec.
    Okolica przypominała mi tą z trasy Doliną Popradu. Poprad z lewej strony,a przy drodze tory kolejowe, no witamy w Zubrzyku :D
    Dość płaska droga dała odpocząć nogom przed kolejnym nie byle jakim podjazdem!
    Po drodze miljaliśmy wioskę cygańską... Ta z Maszkowic jest wysokocywilizowana w porównaniu z tą którą teraz oglądaliśmy!
    Strach się bać mieć jakiekolwiek doczynienie z tymi słowackimi moresami :O
    Żeby dostać się na kolejną Przełęcz musieliśmy pokonać ponad 5 kilometrowy podjazd z momentami 18 % nachyleniem lol! :P

    Tam jedziemy!

    Czułam się jak na Przełęczy Stelvio :P

    Podjazd się opłacał, widoki na okolicę były cudne, jedyne czego nie widzieliśmy przy otaczających góry chmurach, to właśnie Tatry :P
    No cóż, nie można mieć wszystkiego :) 

    Takie tam słowackie POZORy :P

    Z Przełęczy zjechaliśmy w dół i znaleźliśmy się w miejscowości Relov.
    Stamtąd w Spisskich Hanusovcach ostatni słowacki podjazd na Velką Frankową i dojeżdżamy do Kacwina,jesteśmy z powrotem, u siebie :P 
    Z Kacwina do Niedzicy i tam od nowa podjazd na Sromowce. Niekończące się, ale przyjemne zakręty i wzniesienia :P 

    Na górze odbijamy w lewo na Czorsztyn i lądujemy na kolejnej Przełęczy z widokiem na zamek w Czorsztynie i drugi w Niedzicy, pięknie! :P
    Teraz zostaje nam szybki zjazd od Krośnicy do Szczawnicy i nastąpi koniec naszej górskiej wyrypy :/
    Wg stravy (która podobno oszukuje!) zrobiliśmy ponad 1700 m na 100 km, ładnie to wygląda w cyferkach. Patrząc na te statystyki pomyślałam o tych którzy w tamtym tygodniu na 133 km podjechali 3000 m i aż mnie nogi zapiekły! Ja to wiedziałam, to są prze harpagany :D
    Piątek upłynął mi w nie dość,że ładnych terenach to jeszcze w miłym towarzystwie :) Grzegorzu do następnego!

    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 123.00km
    • Czas 04:05
    • SpeedAVG 30.12km/h
    • SpeedMaxxx 78.10km/h
    • Kalorie 3137kcal
    • Podjazdy 1437m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Przełęcz Knurowska. Do trzech razy sztuka :D

    Sobota, 2 lipca 2016 · dodano: 03.07.2016 | Komentarze 7

    "Wariatka!".... Te słowa usłyszałam na dzień dobry od siostry w sobotę rano :D 
    Kiedy mój budzik zadzwonił, siostra się przebudziła i zapytała: "Która godzina?" Odpowiedziałam szczerze: 5:00!... ;)
    Taaaak zaś wstałam o 5 żeby pojeździć na rowerze!
    Tym razem nie z powodu braku czasu, a z powodu później zapowiadanych upałów i burz...No i w sumie to wina Bartka! :P
    Nie myślałam żeby aż o 5 zrywać się z łóżka, start na tripa zakładałam najwcześniej 6.30-7:00, to Bartek mnie zwlekł skoro świt! ;)
    W piątek zapytał "Hej, lecisz jutro ze mną o 5 na Knurowską?" No chyba żeś ociulał,pomyślałam w pierwszej chwili! :D 
    Cały tydzień niemiłosierny budzik zrywał mnie przed kurami z łóżka, a ten jeszcze w sobotę (WOLNĄ sobotę!) chce żebym z nim na rower skoro środek nocy szła, pff! :D
    W drugiej chwili pomyślałam w sumie, to nie jest zły pomysł, im wcześniej tym dalej i im wcześniej tym szybciej w domu, tam obowiązki czekają, toż to wieczorem imprezka się szykuje! :P
    Zaproponowałam start z LOTOSu o 6 rano,bo brzmi o 1% przyjemniej niż start o 5 (start o 5=pobudka o 4?! :D) i ahoj przygodo!
    Faktycznie wstałam o 5, zrobiłam sobie śniadanie i jakoś 10 minut przed 6 wystartowałam w stronę stacji.
    Czułam,że się zaś spóźnię,jednak na tyle szybko jechałam,że byłam punktualnie na 6:01, a średnia prędkość po zatrzymaniu się na LOTOSie (czyli po pokonaniu 6 km) wyniosła bagatela 43 km/h :P LOL! :D
    Bartka nie było. Poczekałam chwilę, żeby później zgodnie z umową ("jak się spóźnię,jedź w moją stronę") wystartować w kierunku N. Sącza i wyjechać mu naprzeciwko.
    Dojechałam do Podrzecza i już go widzę, więc zawracam i jadąc w wolnym tempie czekam,aż mnie dojedzie ;)
    Teraz już razem obieramy kierunek w stronę Knurowskiej. Zaś Podhale, ale ono się nigdy nie znudzi! :D
    Jedziemy na Czarny Potok, coby jeszcze na "świeżych" nogach podjechać tamtejsze pagórki, bo w drodze powrotnej marnie to widziałam, Bartek chyba też ;)
    Z Czarnego do Tylmanowej i dalej do Krościenka. W Krościenku sik-stop na ORLENie i drugie "śniadanie".
    Dopiero teraz kiedy chwilę się zatrzymaliśmy poczułam jak powietrze jest bardzo wilgotne i jak bardzo jest mi zimno!
    Jedźmy już!

    "Podjedziemy pod Hałuszową", że co kuwa?! Raz tam zjeżdżałam GIANTem, to myślałam,że wpadłam pod poziom morza, a teraz mam tam podjeżdżać? No way! 
    Zbuntowałam się na propozycję Bartka, ale w głębi serca wierzyłam,że jak podjedziemy z tamtej strony, to miniemy Krośnicę.
    Posłusznie wiec zaczęłam podjeżdżać pod Hałuszową.
    Nie było, to straszne,aż do ostatnich może 200-300 m, tam już stawiało, ale twardo ciśniem! :P
    Jak to na Podhalu bywa, po dotarciu na szczyt są widoczki, były!!! Taterki! Piękne, wyraźne i takie bliskie <3 Ilofje :D

    Kierujemy się w prawo wg. drogowskazu i cieszymy oko pięknym, na prawdę pięknym krajobrazem! 
    Zjeżdżamy w dół i ja Cię Bartek chyba zastrzelę!!! Zjechaliśmy pod sam początek podjazdu na Krośnica-Kluszkowce, supa! 
    Chwile mi siły opadły, ale później pomyślałam, dobre to! Za tydzień przecież nie takie podjazdy nogi będą musiały opędzlowac! :D
    Wspinamy się! Starałam się jechać równo, bez szarpania. Bartek pokręcił mocniej, ale jakoś mnie to nie ruszało, toż to chłop! :)
    Na tyle sobie bez szarpania podjechałam,że QOMa przez przypadek złapałam :D

    Na górze zaś nagroda, Taterki w lekkiej mgle i susem w dół, bo jeszcze kawałek mamy przejechać niż do Knurowa skręcimy.
    Kiedy już minęliśmy drogowskaz na Ochotnicę rozpoczęła się zabawa z Przełęczą Knurowską, czyli z gwoździem programu! :P
    Nie, tu też nie zamierzałam się szarpać, ale dużo lepiej mi się podjeżdżało niż ostatnie dwa razy kiedy podjeżdżałam sama. Nie było za szybko, ale czułam,że jedziemy szybciej! Bartek na ostatnich metrach przyśpieszył, ja dalej swoje :P
    I tak mi segmentu nie zaliczyło, GPS go olał :D A byłby PR!

    U góry przerwa, 3"śniadanie", chwila oddechu i spadamy! 
    Kurde,tu się dopiero zaczęła zabawa! Bartek jak dostał powera, to nie mając licznika przed oczami i tak czułam że jedziemy do zajechania :D
    Gdyby ta Ochotnica nie była taka kręta, prędkość z pewnością byłaby jeszcze wyższa ;)
    Raz Bartek, raz ja (z naciskiem na Bartek, tak jest chłopem! :D) ciągliśmy ten nasz dwuosobowy pociąg, coby jak najszybciej przejechać przez tą niekończącą się miejscowość(w sumie dwie :P)! Świetne to było!
    Tak się rozkręciłam,że nawet mnie już nogi nie piekły! Alee gdyby po takim rajdzie kazali mi pod ten właśnie początkowy Czarny Potok podjechać, to płakałabym bardzo... Właśnie dlatego tamte podjazdy poszły na pierwszy odstrzał!
    W Jazowsku kolejny pitt-stop, bo wody brakło i niby już bez zapieku, ale ciągle na prędkości,upalny powrót do domu.
    Było przed 11,w duchu(ale i też jawnie :P)zaczęłam dziękować Bartkowi,że mnie wyciągnął na rower skoro środek nocy, bo teraz, tobym się stopiła żywcem, łyda by się wycięła :D
    On sam chciał koniecznie docisnąć do 150 km, więc miał dokręcać, bo mu było mało, ale patrząc na jego ślad na stravie, nie dokręcał :P Sama trasa na Knurowską od niego tam i nazad daje te magiczne 150 km!
    Trip świetny!

    Czasami mam obawy, czy jak umówię się z kimś ze zbiórek, to czy dam radę mu dotrzymać koła, ale raz drugi spróbowałam i obawy znikają! :D
    Noga może nie na tyle mocna co rasowego chłopa, ale też wstydzić się nie mam czego! :D

    Jak już nogi idą w zapiek, mam jeszcze głowę, która mnie ratuje;) Dopóki ona się nie zbuntuję,będzie fajnie ;)


    Zdjęcia Bartka of course ;)
    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 105.30km
    • Czas 04:02
    • SpeedAVG 26.11km/h
    • SpeedMaxxx 61.90km/h
    • Kalorie 2661kcal
    • Podjazdy 1510m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Przełęcz Knurowska #2 (16)

    Piątek, 24 czerwca 2016 · dodano: 24.06.2016 | Komentarze 6

    Pięknie się nam lato zaczęło :P
    Słońce, bezchmurne niebo i lampa, totalna lampa!
    W ciągu dnia temperatura oscyluje w okolicach 30 paru kresek, a odczuwalne jest 40 parę, miazga!
    Kocham lato!
    Z racji tych afrykańskich upałów wymyśliłam sobie,że jak się dzisiaj rano obudzę tak wcześnie jak się budziłam przez cały tydzień, to wstanę, zjem śniadanie i wyskoczę na rower, żeby potem w południe nie stopić się żywcem :P

    5:40 Iwona już patrzy na świat! :P
    Kurde, nawet sobie z drugiej strony balkon otworzyłam,żeby z tej standardowej nie słyszeć rano skrzeczących ptaków i kopiącej koparki u sąsiadów, a i to nie pomogło, no obudziłam się!!! :O
    Nie, nie od razu wstałam, myślałam że zmuszę się do zaśnięcia, nie udało się!
    Jakoś o 6:20 kiedy miałam pewność,że spania już więcej nie będzie wstałam na śniadanie... ;)
    Jaki zonk, w lodówce nie ma białego sera :( Trudno, zjem żółty!
    Pojedzona, sprawdziłam temperaturę na polu, termometr pokazywał 21 stopni, kurczę ładnie jak na 6:40 rano!
    Nieśpiesznie się ubrałam, zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy, dobiłam po brzegi wody do bidonów i jedziem, póki jest czym oddychać! :)
    Hehe wiedziałam gdzie mnie ciągnie ;) Podhale! Przełęcz Knurowska! Tak! Tam mogę jeździć, ciągle! ;)
    Nie zamierzałam robić standardowego kółeczka od Ochotnicy do Krościenka(lub odwrotnie).
    W planie miałam podjechać z Ochotnicy pod Przełęcz, zjechać w dół do Knurowa, podjechać z powrotem w górę i wrócić tą samą drogą. Jak planowałam tak jechałam ;)
    Powrotny podjazd z Knurowa do Ochotnicy zaczęłam jakoś po 9 i to już był upał!
    Zastanawiałam się jak mój organizm będzie reagował kiedy w Łącku pojadę po prostym albo kiedy zacznę się wspinać w kierunku Czarnego Potoku...? 

    Do tego momentu jechało mi się przyjemnie, później jeszcze zjazd z Przełęczy i przejazd przez całą Ochotnicę był fajny, bo lekko z górki i wiaterek przyjemnie chłodził,potem było już tylko duszno, wybiła 10!
    Trzeba się śpieszyć,żeby najpóźniej o 11 być już w domu, zwiać ze słońca.
    Prawie się udało, przed słońcem schowałam się o 11:10, troszkę za późno, ale jednak idealnie ;)
    Po zakończonym tripie wiem, jak mój organizm reagował na te duchoty, buntował się! ;) Brakowało powietrza i cienia!

    Ciepło, na jazdę rowerem pod górkę za ciepło, no ale przecież trzeba aklimatyzować organizm na różne zaplanowane lub spontaniczne wakacyjne tripy;)

    Kurczę jak mi ktoś kiedyś rower zabierze, to się (i go!) uduszę! 
    Kategoria Stóweczka


    Counterliczniki.com