Info
Ten blog rowerowy prowadzi Izona. Mam przejechane 53867.50 kilometrów w tym 1066.40 w terenie. Kręcę ze średnią 22.33 km/h i się wcale nie chwalę!Follow me on 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010
Ja na instagramie
Moje maszyny
Wykres roczny
Z Archiwum X
- 2020, Grudzień1 - 0
- 2020, Październik1 - 1
- 2020, Wrzesień4 - 1
- 2020, Sierpień7 - 0
- 2020, Lipiec6 - 1
- 2020, Czerwiec6 - 3
- 2020, Maj8 - 5
- 2020, Kwiecień4 - 4
- 2020, Marzec3 - 2
- 2020, Luty1 - 2
- 2020, Styczeń1 - 0
- 2019, Grudzień2 - 2
- 2019, Listopad1 - 0
- 2019, Październik3 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 2
- 2019, Sierpień7 - 8
- 2019, Lipiec7 - 6
- 2019, Czerwiec10 - 11
- 2019, Maj8 - 0
- 2019, Kwiecień5 - 10
- 2019, Marzec4 - 3
- 2019, Luty3 - 3
- 2018, Grudzień1 - 2
- 2018, Listopad4 - 6
- 2018, Październik11 - 11
- 2018, Wrzesień11 - 17
- 2018, Sierpień14 - 23
- 2018, Lipiec14 - 37
- 2018, Czerwiec12 - 14
- 2018, Maj15 - 30
- 2018, Kwiecień12 - 19
- 2018, Marzec7 - 2
- 2018, Luty1 - 0
- 2018, Styczeń3 - 0
- 2017, Grudzień3 - 4
- 2017, Listopad2 - 10
- 2017, Październik8 - 13
- 2017, Wrzesień8 - 14
- 2017, Sierpień16 - 21
- 2017, Lipiec15 - 13
- 2017, Czerwiec15 - 9
- 2017, Maj11 - 12
- 2017, Kwiecień12 - 11
- 2017, Marzec13 - 8
- 2017, Luty6 - 19
- 2017, Styczeń3 - 8
- 2016, Grudzień3 - 4
- 2016, Listopad5 - 4
- 2016, Październik9 - 3
- 2016, Wrzesień16 - 35
- 2016, Sierpień13 - 36
- 2016, Lipiec17 - 41
- 2016, Czerwiec15 - 29
- 2016, Maj14 - 27
- 2016, Kwiecień15 - 21
- 2016, Marzec11 - 22
- 2016, Luty9 - 8
- 2016, Styczeń5 - 11
- 2015, Grudzień8 - 8
- 2015, Listopad6 - 3
- 2015, Październik10 - 10
- 2015, Wrzesień17 - 25
- 2015, Sierpień23 - 20
- 2015, Lipiec23 - 14
- 2015, Czerwiec21 - 12
- 2015, Maj17 - 6
- 2015, Kwiecień14 - 4
- 2015, Marzec10 - 8
- 2015, Luty6 - 2
- 2015, Styczeń1 - 2
- 2014, Grudzień4 - 2
- 2014, Listopad6 - 0
- 2014, Październik9 - 0
- 2014, Wrzesień14 - 10
- 2014, Sierpień17 - 10
- 2014, Lipiec18 - 15
- 2014, Czerwiec21 - 7
- 2014, Maj17 - 10
- 2014, Kwiecień13 - 21
- 2014, Marzec16 - 38
- 2014, Luty10 - 32
- 2014, Styczeń7 - 13
- 2013, Grudzień8 - 18
- 2013, Listopad2 - 2
- 2013, Październik19 - 16
- 2013, Wrzesień15 - 2
- 2013, Sierpień7 - 6
- 2013, Lipiec12 - 18
- 2013, Czerwiec23 - 28
- 2013, Maj20 - 27
- 2013, Kwiecień21 - 18
- 2013, Marzec4 - 2
- 2013, Luty3 - 2
- 2013, Styczeń2 - 2
- 2012, Listopad4 - 2
- 2012, Październik7 - 0
- 2012, Wrzesień11 - 2
- 2012, Sierpień19 - 6
- 2012, Lipiec19 - 2
- 2012, Czerwiec12 - 4
- 2012, Maj6 - 2
- 2012, Kwiecień13 - 1
- 2012, Marzec3 - 0
- 2012, Styczeń5 - 4
- 2011, Grudzień9 - 8
- 2011, Listopad12 - 0
- 2011, Październik10 - 0
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Lipiec12 - 10
- 2011, Czerwiec14 - 16
- 2011, Maj5 - 18
- 2011, Kwiecień6 - 9
- 2011, Marzec9 - 24
- 2011, Luty1 - 0
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Listopad6 - 0
- 2010, Wrzesień3 - 1
- 2010, Sierpień10 - 0
- 2010, Lipiec9 - 27
Wpisy archiwalne w kategorii
Klepy!
Dystans całkowity: | 319.05 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 13:30 |
Średnia prędkość: | 23.63 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.90 km/h |
Suma podjazdów: | 3844 m |
Suma kalorii: | 6941 kcal |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 106.35 km i 4h 30m |
Więcej statystyk |
- Dystans 62.35km
- Czas 02:16
- SpeedAVG 27.51km/h
- SpeedMaxxx 68.20km/h
- Kalorie 910kcal
- Podjazdy 381m
- Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama
Kolejna klepa za mną :O
Wtorek, 5 czerwca 2018 · dodano: 05.06.2018 | Komentarze 4
Wiecie co Wam powiem?Zaczynam się zastanawiać nad zmianą dyscypliny, którą będę uprawiać,serio!
Od dzisiaj,nie ufam nikomu i niczemu jadąc na rowerze!
Po wolnym weekendzie wstępnie planowałam w poniedziałek trochę pojeździć, ale moje plany to jedno, a życie w domu to drugie.
Straszny mam kołowrotek, wszystko zbiega się na raz, ale nic to.
Dzisiaj zadowolona, bo obudziłam się wyspana, wystarczająco wcześnie żeby pomyśleć o fajnej trasie, z odpowiednią ilością kilometrów i podjazdów, miałam nadzieję pojeździć.
Zjadłam smaczne śniadanie, dobiłam powietrza do opon i ogień w tą przygodę :P
Przygoda skończyła się w Chełmcu czyli jakieś 10 km od domu...
Ul. Marcinkowicka korek jaki widujemy tu codziennie od miesiąca, po zamknięciu mostu heleńskiego.
Nie widziałam jeszcze jak kolejki na tym odcinku drogi wyglądają o tej porze (8 rano), ale to co zobaczyłam przegoniło mnie na chodnik.
Nie jestem za jazdą chodnikiem zwłaszcza Bianką, której mi po prostu szkoda,ale jak zobaczyłam te ogromne TIR-y przeciskające się między sobą na obydwu pasach ruchu tak wybór był jasny.
I tu mnie pokarało!
Zasada że chodniki są dla ludzi nie rowerów, rządzi się swoim prawem!
Nie ujechałam więcej jak 100 m i dzwon!
Pani z citroena skręcając do domu, nie zauważyła mnie i centralnie przywaliła w lewą stronę mojej Bianki, jej :O
Zaś gleba i zaś rany do zagojenia!
Trzeci rok jazdy na Biance, trzeci strzał w żałosnych okolicznościach.
Już nawet na chodniku nie można się czuć bezpiecznie...
W wyniku wypadku/upadku odechciało mi się kontynuowania wycieczki, ale szkoda mi było wracać do domu, skoro czuję się dobrze...
Pani z citroena okazała się ciocią mojego kolegi, wystraszona chyba nie mniej jak ja.
Zawołała do domu.
Opatrzyła stłuczenia i prosiła żebym już dalej nigdzie nie jechała, tylko wróciła do domu, a w razie problemów ze zdrowiem do niej dzwoniła.
Niby to było by rozsądne, ale ja ciekawska jestem fes, a Chłop mój mi ostatnio fajny podjazd pokazał :P
Nie wiedziałam o nim, aż do zeszłego czwartku kiedy mnie tam wywiózł autem, mówiąc że tu mam idealne warunki do treningów, no i zaczarował :D
Skoczyłam, więc wbrew rozsądkowi na Myślec po QOMa na tym pierońskim podjeździe :P
Ja kolarz jestem, nie piłkarz!
Trzeba było się zmierzyć z tą górą.
Nie było źle aczkolwiek pary w płucach trochę brakowało :P
A widoki jakie pokazały się na szczycie uświadomiły mi że było warto :P
Najważniejsza zasada nie zejścia z roweru została zachowana, a i udało mi się chociaż trochę powspinać w dniu dzisiejszym.
Bilans dnia dzisiejszego:
ja do wygojenia ran, Bianka do serwisu na prostowanie kół.
Szczęście w nieszczęściu,że moja dzisiejsza przygoda zakończyła się tylko paroma ranami, bo Pani nie uderzyła we mnie, a w rower,ale obawiam się,że kiedyś moje żelasne kości się nie obronią i wtedy skończy się dzień dziecka.
I teraz pytanie gdzie i jak jeździć tym rowerem żeby nie dać się zabić???
Kategoria Więcej jak 20, mniej niż 100km, Klepy!
- Dystans 46.20km
- Czas 02:50
- SpeedAVG 16.31km/h
- SpeedMaxxx 60.80km/h
- Kalorie 954kcal
- Podjazdy 766m
- Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama
Na Gliczarów, na Tour de Pologne
Piątek, 4 sierpnia 2017 · dodano: 07.08.2017 | Komentarze 9
To miał być niewinny wyjazd na Gliczarów coby poczuć prawdziwe Tour de Pologne!Poczułam i to dosłownie!
Piątek miałam cały wolny i mimo,że mnie w pracy poganiali żebym wystartowała w wyścigu amatorów, stwierdziłam,że mi za gorąco i szkoda mojego zdrowia na ściganie się w takim upale i w takim tłumie (podobno na TdPA zapisało się 2800 osób!!!).
Pojechałam za to w roli kibica, dopingować zawodowców...
Najpierw do Nowego Targu samochodem, a stamtąd z Pauliną rowerami na Gliczarów.
Wszystko pięknie ładnie, na ściance dużo kibiców i niesamowita atmosfera.
Pod Gliczarów wytyczono dwie rundy do podjechania, więc emocje kumulowały się podwójnie.
Jakie miałam ciarki kiedy peleton piął się do góry, a my zdzieraliśmy gardła,żeby im dodać siły!
Świetne to było!
Po zakończonych rundach, pojechałyśmy na dekorację zwycięzców do Bukowiny:
a potem do Nowego Targu...
Nie było by w tym wyjeździe nic złego i winnego, gdyby nie fakt,że w drodze powrotnej (czyli chwilę po tym pięknym zdjęciu) przy zjeździe z Gliczarowa zaliczyłam konkretnego dzwona, tracąc połowę "jedynki" i haratając obydwie ręce!
Pytacie to wrzucam zdjęcia:
Ot taka pamiątka z wypadu na Tour de Pologne!
Mimo wszystko i tak tam wrócę w przyszłym roku, bo atmosfera prze jedyna!
Kategoria Więcej jak 20, mniej niż 100km, Klepy!
- Dystans 210.50km
- Czas 08:24
- SpeedAVG 25.06km/h
- SpeedMaxxx 83.90km/h
- Kalorie 5077kcal
- Podjazdy 2697m
- Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama
XXI Rajd wokół Tatr, zdarzyło się po raz 3!
Niedziela, 28 sierpnia 2016 · dodano: 30.08.2016 | Komentarze 8
Nie wiem od czego zacząć... ;)Zacznę od tego,że końcem lutego w końcu kupiłam sobie rower szosowy i już w tym roku tyle mniej zmartwienia i zapytań "na czym tym razem przejadę wokół Tatr?" :)
Dziękuję Rafałowi i Paulinie za użyczanie mi swoich rowerów w latach ubiegłych ciesząc się, że w końcu mam swoją wypasioną furę :P
A sam rajd...
Dla mnie rajd zaczął się już w sobotę.
Wychodzę z założenia,że przyjechać w niedzielę tylko na Rajd, to bezsensu!
Trzeba być wcześniej żeby się zaklimatyzować.
Jechałam prosto na lotnisko żeby powiedzieć wszystkim tam obecnym "cześć!" :p
Za "cześć" dostałam fuchę! Jutro skoro środek nocy będziemy bułki na bufety robić... Supa! :D
Trzeba spadać i szybko spać!
Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić :p
U Pauliny zawsze tematów do obgadania jest tyle że ho ho! :p
Noc trwała tyle co mrugnięcie okiem i już się szykowałyśmy do roboty.
Do Magdy wtarabaniłyśmy się chwilę po 6 rano iiii systemem taśmowym, wyprodukowałyśmy miliony bułek! Smacznego! :D
Kiedy wszystko i wszyscy byli gotowi,mogłyśmy ruszać na lotnisko.
Było ciepło, jak na 28 sierpnia i tak wczesną godzinę, wystarczyła koszulka i spodenki!
Dobrze,bo w ciągu dnia ma być upał, a kieszonki już wystarczająco upchane.
Na lotnisku dużo kolarzów, ekstra! :D Lubię dużo kolarzów w jednym miejscu!
Są nasze grupowe chłopaki ze Sącza, jest Grzesiek i dużo znajomych, ale niepoznanych osobiście twarzy, które pamiętam z dwóch wcześniejszych Rajdów ;)
Chwila organizacji i jedziemy na nowotarski rynek, bo to stamtąd mamy start główny zwany przez koksów ostrym :D
Na rynku ttyyllee jak nie tyyyyyyyyyyyyylllllllllllllllllllllllllllllllllllllleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee ludzi!!! A ile ludzi tyle rowerów! :p
Miazga!
Czyli moje pochlebiające tą imprezę wpisy działają! :p
Nieee no nie musicie mi dziękować,przyjemność po mojej stronie! :D
Fotki, foteczki,ostatnie uwagi organizacyjne i jedziemy.
W tym roku wygląda to troszkę inaczej niż poprzednio.
Startujemy w dwóch osobnych grupach, a kto w której chce jechać, to jego wolna wola.
Ja wybieram drugą podobno wolniejszą grupę, bo mi się na tych Rajdach nigdzie nie śpieszy! Im Rajd trwa dłużej tym lepiej ;)
Albo nie, sorry! Ten pierwszy jechany w deszczu chciałam żeby się skończył jak najszybciej, tak!
Ale już zeszłoroczny ze względu na piękną pogodę mógł trwać i trwać... ;)
Teraz też miało być pięknie!
Na starcie ustawia się też Paulina, Grzesiek i cała nasza ekipa ze Sącza, miło ;)
Jest też Edyta, (z którą jechałam w tamtym roku od pierwszego bufetu aż do mety) która sugeruje,że powinnam jechać w pierwszej grupie, bo na pewno jeżdżę szybko.
Hmm... czasami mi się zdarza, ale raczej nie zdarzy się dzisiaj ;)
Ruszamy!
Tempo dobre, mi pasuje. Jak na początek, to ani nie za szybko ani nie za wolno ;)
Jedziemy i jedziemy i buuummmm! Leżę,ale jak to?!
(Do teraz nie wiem,ale poczekam na powtórkę w Eurosporcie z analizą komentatorów :D)
Pamiętam tylko,że gościu przede mną bez żadnego ostrzeżenia po prostu wyhamował do zera!
Nie byłam w stanie zdążyć się zatrzymać, bo siedziałam mu na kole,więc odbiłam się od niego i zatrzymałam na asfalcie,a na mnie zatrzymał się ktoś!
Jestem trochę w szoku, nie wiem czy jeszcze żyję i czy się mogę podnieść!
Przez ułamek sekundy pomyślałam,nieeee to nie może się JUŻ skończyć! przecież czekałam na ten Rajd cały rok!
Reszta peletonu, której udało się przede mną zatrzymać i na mnie nie najechać,pomogła mi się pozbierać, sprawdzili moją przytomność,pomogli ogarnąć rower, wstępnie opatrzyli rozwalone kolano i łokcie i stwierdzili,że jak czuje się na siłach dalej jechać, to gazu!
No to gazu!
W tym momencie nie wiem czy czuję się na siłach jechać dalej, bo widzę,że mam rozwalone kolano, bo krew się leje,a nie czuje żadnego bólu!
Adrenalina level hard!
No cóż... Po prostu miałam pecha, a zamiast cieszyć się,że się nie połamałam wk****łam się,że dałam się przewrócić :O
Jadę,ale głowa zaczyna boleć.
Nią,tzn. kaskiem uderzyłam o asfalt,to pewnie od tego.
Jak będzie gorzej, to schodzę bo to będzie chore jechać dalej...
Zostałyśmy same: ja, Paulina, Edyta i dwie inne dziewczyny, które poharatały się chwile przede mną w pierwszej kraksie dnia...
Jedziemy w piątkę. Girl team ;)
Gadam chwile z "nowymi" dziewczynami i jedna z nich, Angelika pamięta mnie z TRR, ja jej niestety nie pamiętam.
Dopiero później zajarzyłam,że to ona zajęła 1 miejsce w tej samej kategorii w której ja zajęłam 3.
Czyli "znamy" się z podium :)
Jedziemy na zmiany, bo nie mamy wyjścia, cały peleton odjechał, a było tak fajnie!
Wywrotka była ostatnią rzeczą, której bym się spodziewała na Rajdzie, a to dopiero początek wrażeń!
Następnym razem do granicy poproszę organizatorów (tudzież Magdę we własnej osobie :p) o osobną eskortę policyjną :D
Wjeżdżamy na Słowację, zaczynają się pierwsze podjazdy, zaczyna mnie w końcu boleć krwawiące kolano...Chyba żyje!
Po skręcie na Oravice na poboczu czekała karetka.
Miałam ją po prostu minąć, ale dziewczyny mnie nawróciły,żeby mnie chociaż odkazili.
Razem ze mną odkażały się dziewczyny z pierwszej kraksy i Bartek, który jak się okazało, w tej pierwszej kraksie też oberwał!
Jak już wszyscy stoimy, tak wszyscy sikamy i wszyscy ruszamy.
Bartek z chłopakami pojechali szybciej, aleee nie minęło więcej jak 1 może 1.5 km dojeżdżamy, a tam zaś ktoś leży!!!
WTF?! Ten Rajd nie tak miał wyglądać!!!
Jak zobaczyłam czerwony rower w trawie, tak już wiedziałam,że to zaś Bartek!
Masz chłopie dzisiaj pecha! Jeszcze Ci potrącenia przez samochód brakowało!
Na tyle poważnie to wygląda,że mi się już Rajdu odechciało na tą chwilę kiedy tam wszyscy staliśmy i czekaliśmy,aż zorganizuje się wezwana pomoc.
Nie wiem ile tam byliśmy, ale pomyślałam,że jak tak dalej pójdzie i po drodze spotkamy albo nie daj Boże sami będziemy uczestnikami jeszcze jakiejś kraksy, to może się okazać,że nawet do środy nie zdążymy tych Tatr okrążyć...
W końcu chłopaki stwierdzili,że to bez sensu żebyśmy wszyscy stali i czekali, więc decydujemy się z Pauliną i Edytą,że jedziemy dalej, a oni zostają z Bartkiem i czekają.
Morale mi spadły pod poziom morza! Takie widoki mocno ryją psychę!
Mimo wszystko jedzie mi się bardzo przyjemnie, staram się wyrzucić z głowy obrazki tych wszystkich wypadków i cieszyć oczy widokami przede mną.
Przecież to one są jednym z wielu powodów dla których po raz trzeci przyjechałam na ten Rajd!
Jak ktoś śledzi, wie jak bardzo jestem zakochana w górach...
Edyta, którą dobry humor nie odpuszcza od początku, zmienia temat i ze skutkiem przekierowuje myślenie na to co tu i teraz, a nie to co tam przed chwilą, dzięki! :)
Patrzymy na liczniki, a tu dopiero 40 km, hmm... śmiać się czy płakać? Nie wiadomo!
Wiadomo jedynie,że do pierwszego bufetu mamy drugie tyle do przejechania, ale przecież damy radę!
Górki pod Liptovsky Mikulas są, ale na mnie w tym roku górki nie robią wrażenia!
Wiem, jestem fes skromna, ale za bardzo w tym roku już się oklnęłam na podjazdach,żeby nie widzieć progresu w podjeżdżaniu!
Czuję,że faktycznie Edyta miała racje mówiąc mi na starcie,żebym się ustawiła w pierwszym-szybszym peletonie...
Może przynajmniej bym nie zbierała cielska z asfaltu?
Ni ma co gdybać, wystartowałam z nimi, z nimi mam nadzieję wrócić ;)
Na podjazdach każda jedzie swoje.
Jadę ten Rajd już 3 raz, więc mniej więcej pamiętam kiedy zaczyna lub kończy się podjazd, jest mi raźniej niż za pierwszym razem ;)
Pięknie!
Na bufecie przepyszne drożdżówki, (zjadłam ich chyba z pisiont! :D) i w sumie tyle się tu poczęstowałam :P
Zamieniłam już zagrzaną, a nie dopitą do końca wodę w bidonach na "świeżą" i mogę jechać dalej.
Czekam tylko aż dziewczyny skończą się posilać.
W między czasie dojechali chłopaki, którzy zostali przy Bartku.
Bartek cały, ale bez szpitala się nie obejdzie. Ehh...
Od wyjazdu z pierwszego bufetu dołączyłyśmy do fajnej 3 osobowej grupki, do której dospawałyśmy z nadzieją,że chociaż przez chwilę pojedziemy z kimś.
Chwila trwała nie więcej jak 15-20 km po czym grupka się nam rozerwała, ale pociąg był zacny :P
Pan konduktor :P
i cały skład wagonowy :)
Świetnie się uzupełniliśmy fotkami! :D
Najgorszy etap, czyli przejazd przez centrum miasta za nami, teraz będzie spokojniej.
Zostałyśmy same, a więc dalej jak na początku tak i w środku Rajdu we trzy dzielnie pokonujemy kolejne kilometry :)
Za niedługo rozpocznie się wspinaczka pod Strebskie Pleso, a Paulina ma kryzys, niedobrze!
W tamtym roku Marcin miał tu kryzys, teraz ona, jakieś feralne miejsce czy co... ? :O
Zatrzymałyśmy się.
Edyta zrobiła sobie sik stop, Paulina się porozciągała i chyba na razie spoko, no to jedziemy dalej!
Widoki te same co rok temu, ale ciągle cieszą oko ;)
No siema! :D
Podjazd pod Strebskie Pleso przebiegał w nie najgorszym nastroju ;)
Paulina włączyła sobie muzykę więc mam nadzieję,że jej się polepszy ;)
Zaś jechałyśmy swoje. Ja z Edytą ciut szybciej, Paulina troszkę wolniej.
W nagrodę na górze będą drożdżówki i kabanosy,jedziem tam! :D
Oooo! Tu jeszcze Bianki nie było! :P Ma swój dziewiczy Rajd :D
Po dojechaniu na drugi bufet, ja zaś żrem drożdżówki, Edyta swoje papu, a Paulina upragnione kabanosy!
Myślę,że to one ją tu dociągnęły! :D
Legenda głosi,że były też arbuzy i miała być kawa na hasło,a kawy ni ma!
Ktoś zrobił przeciek (na tajne,ustalane w skromnym gronie, podczas robienia miliona bułek w środku nocy) hasło!
Bo jak nie przeciek, to znaczy,żeeeee całą kawę wypiła Magda! :D
No cóż, kto późno przychodzi, ten się obchodzi smakiem ;)
Po 2 bufecie był ten zjazd, który mógłby trwać aż do Nowego Targu, ale jakby był tak długi, to ten Rajd nie miałby sensu ;)
Jedziemy, prędkości cieszą, zakrętasy i widoczki też i nagle koniec zjazdu!
Skręcamy w lewo i za niedługą prostą będzie czekał na nas ostatni poważniejszy podjazd na Zdziar.
Po prostej jedziemy jak przystało na Słowacji gęsiego, jedna za drugą, zmieniając się coby którejś wiatr nie ujechał.
W sumie walczymy o Paulinę,której kryzys się pogłębiał... Nie damy jej teraz zrezygnować, nie!
Jak tylko nam zostawała z tyłu, starałyśmy się zwalniać na tyle,żeby nas bez większego dla siebie (chyba?) wysiłku mogła dojechać.
Kończą mi się krówki.
Krówka (de) motywator, mówiła mi tak chyba ze 4 razy w ciągu całego Rajdu!
Zjadłam prawie całą kieszonkę! Omatkobosko chyba mam cukrzycę!
Cały Rajd jadę na drożdżówkach i krówkach ;)
Mam w kieszonkach jeszcze batony i banana, ale na ten moment drożdżówki i krówki mi wystarczają.
Przed totalnym zamuleniem ratują mnie gryzy kanapek, z czosnkiem i pastą oliwkową, które przygotowała sobie Edyta, a którymi się chętnie dzieliła, pycha!
Podjazd pod Zdziar zaczynamy razem z Edytą swoim równym tempem.
Już na początku Rajdu, zauważyłyśmy,że tempo mamy takie samo i dobrze się nam razem jedzie ;)
Mówię do Edyty,że może się Paulina nie obrazi jak wyjedziemy szybciej nie czekając na nią, bo tam na ostatnim bufecie na pewno będzie stała karetka.
Będzie więcej czasu, to może mi popatrzą czy się nie przestawiłam przy upadku, bo mi się szyja nie skręca :O
Edyta przystała na pomysł, przeprosiłyśmy Paulinę w myślach i jeszcze szybciej zaczęłyśmy podjeżdżać do góry.
Na górze oczywiście że była karetka i była w niej ta "moja" uwielbiana od pierwszego mojego Rajdu Pani pielęgniarka (a może ona jest ratownikiem medycznym? :p).
Nie ważne!
Jak mnie zobaczyła, tak też mnie poznała! No hejka! :D
Od razu zabrała mnie do karetki i tam zaczęły się oględziny mojego poobijanego ciała.
*Głowa cała,a że boli przy wstrząsach na tarkowatym, słowackim asfalcie, to albo efekt kraksy albo w tym momencie już wysiłku,ciężko stwierdzić.
*Kolano po raz drugi przeczyszczone, łokcie też, podobno się zagoją ;)
*Kręgi szyjne miałam na swoim miejscu, a bolało, bo jak uderzyłam głową (kaskiem) o ziemię tak po prostu szyja się nadwyrężyła,przejdzie!
Pani mi ją zmroziła (mogła by tak psikać tym sprayem do dzisiaj :D) i na chwilę zapomniałam o bólu.
*Biodro które wcześniej nie dawało o sobie znać, a teraz jest spuchnięte i lekko sine podobno jest całe i podobno jak dojechałam do tego momentu bez żadnych bóli z nim związanych, to się wyliże i za rok się będę z tego wszystkiego śmiała, noooo!
Oględziny, oględzinami, gadka szmatka, gadką szmatką :)
Pani pielęgniarka (tudzież ratownik medyczny) powiedziała,że po raz 3 mnie podziwia,że mi się chce jechać tyle hektarów, ale sama stwierdziła,że specjalnie wcześniej wróciła z urlopu,żeby mogła być tu dzisiaj z nami... Nie dziwcie się więc,że mi się chce! :P
Załogowy kolega Pani pielęgniarki, korzystając z mojej posiadówy w karetce powoził się na mojej furze i stwierdził,że rower jak na niego robiony :P
Wstępnie, zawarliśmy ustną umowę sprzedaży iii w razie "W" już nie muszę szukać kupca na moje cacko ;)
Ale to se jeszcze Pan poczeka ;)
Jest fajnie,jest miło, ale Edyta krzyczy,że Paulina już przejechała.
Żegnam się więc z całą pomocą medyczną, dziękując za wsjo i w sumie nawet nie biorąc już nic z tego 3 bufetu, staruję z Edyta w pogoni za Pauliną.
Paulina ciśnie, nie wiem w jakim jest stanie psychicznym i fizycznym,wole się nie narzucać coby mi się nie dostało, ale skoro jedzie, to chyba dojedzie ;)
Doganiamy ją gdzieś tam i niby z początku obstawiamy jej tyły, ale jak już się teren wyrównał, a wiatr jak to wiatr zawsze w twarz, to wychodzimy na zmiany, starając się nie jechać za szybko cobyśmy jej nie zostawiły.
Jeszcze jeden podjazd i wjeżdżamy do Polski. Już nie daleko ;)
Mówię do Edyty że najlepiej jakby Paulina jechała w środku, to jej nie zgubimy.
Pojedziemy w takim tempie,żeby było jej spoko jechać.
Nie wiem czy to było Paulinie pomocne, ale takim systemem dojechałyśmy do Nowego Targu.
Przed skrętem na lotnisko sznur samochodów, a na ostatniej prostej do mety złapałam kapcia!
Huuurrraaa, jeszcze mi tego brakowało!
Z dwojga złego jak już się złapał, to chwała Bogu,że teraz, a nie jakieś 30 km stąd, bo trzeba by było go robić, a dzisiaj już wystarczająco dużo czasu "zmarnowałyśmy" na niespodziewane przygody!
Dojechałam na tym flaku do mety, a za nią mąż Edyty, od ręki zabrał się za naprawę mojego defektu,dzięki Rafał! ;)
Na mecie podeszła do mnie kobieta, która przepraszała za to że nie zdążyła przede mną wyhamować i to po jej rowerze mam ślad na koszulce na plecach.
Spoko, wyluzuj, przecież to nie Twoja wina ;)
Nie wiem kto jest winny, nie wiem od czego to się zaczęło, pamiętam tylko,widok zatrzymanego przede mną nagle roweru.
Ja też tu pewnie jakąś winę mam. Może jechałam zbyt mało czujnie? Może gdybym się bardziej skupiła, nie musiałabym widzieć spływającej po kolanie krwi, a szyja była by nadal wszędzie skrętna? :)
Nie ma co gdybać, mówi się,że jakby człowiek wiedział,że się przewróci, toby sobie usiadł, a nie popełnia błędu tylko ten, kto nic nie robi! Wszystko prawda!
Jest wtorek, powoli strupieje :D
I co? Kolejny Rajd wokół Tatr za mną.
Był całkowicie inny niż dwa poprzednie, był dziwny!
Mam strasznie mieszane uczucia co do tych wszystkich wydarzeń, które miały miejsce w niedzielę.
Nawet nie mam jakiegoś wielkiego zadowolenia z tegorocznej edycji tej imprezy.
Moja gleba, a później widok Bartka leżącego w trawie i jego skasowanego roweru mocno siadły na psychice, ale kolarstwo to taki sport, sport ekstremalny i takie rzeczy się zdarzają, szkoda że akurat nam.
Plusem tegorocznego Rajdu była znowu przepiękna pogoda i fakt,że mój żołądek nie zdążył się zbuntować!
Nie zamuliło mi go, czego efektem była chociażby drożdżówkowa rozpusta na 1 i 2 bufecie ;)
W poprzednich rajdach, wyglądało to tak,że śliny nie chciały mi przejść przez gardło już na 1 bufecie, o jedzeniu nie wypominając! :O
Nie wiem, może to przez to że na bufetach nie brałam izotoników, których założyłam nie brać, sprawdzając czy to aby tu jest wina moich żołądkowych rewolucji po Rajdzie.
Nieee, nie jechałam całego Rajdu na wodzie!
Miałam swoje specyfiki, które mają podobne działanie jak izo, ale nie zamulają mi żołądka i są pyszne ;)
Może to też zbyt wolne (jak dla mnie) tempo, jakim jechałyśmy broniąc Paulinę przed rezygnacją z kontynuowania Rajdu?
Przecież mnie nawet nogi nie zaczęły piec podczas jazdy, a po całym Rajdzie nawet zakwasów (czy jak kto woli DOMSów :D) nie miałam!
Przez ten brak zmęczenia,gdyby nie bolące ciało i krwiaki po wywrotce, pomyślałabym,że całą niedzielę przespałam, a Rajd mi się tylko śnił ;)
I tak z tego wszystkiego najbardziej boli mnie serce ;)
Czy jeśli moje zadowolenie z tegorocznego Rajdu jest znikome, to koniec z moją obecnością na tej imprezie?
Nie!
O ile się nie połamie/nie zabiję przez ten rok na rowerze i kupię nowy kask (czekam na propozycję od sponsorów :D), to za rok znowu tu przyjadę i mam nadzieję znowu zacząć się cieszyć z udziału w tej niesamowitej imprezie ;)
Bo ona ma swój urok i swój klimat!
Organizatorzy stają na głowie,żeby wszystko było przygotowane na 110%,a że w tym roku było trochę nerwowo, no cóż, nie zawsze musi być idealnie!
Masa ludzi, masa pozytywnych uścisków dłoni, uśmiechów, gratulacji,przybitych piątek i tyle zamienionych słów z różnymi osobami, no nie można z tego zrezygnować, bo raz coś poszło nie tak.
Zdarza się...
Zresztą nie chciałabym zostawić Rajdu wokół Tatr z tak dziwnymi uczuciami jakie mam teraz!
Z nim ma mi się kojarzyć wszystko co najlepsze, a nie kraksy, krew i poobijane ciało.
Mam nadzieję, do zobaczenia za rok! ;)
Enjoy!
Kategoria Rajd wokół Tatr, Klepy!