Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Izona. Mam przejechane 53867.50 kilometrów w tym 1066.40 w terenie. Kręcę ze średnią 22.33 km/h i się wcale nie chwalę!
  • Czas na siodełku 100d 08h 39m
  • Więcej o mnie.

    Follow me on Strava 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

    Ja na instagramie

    Znalezione obrazy dla zapytania instagram

    Moje ziomeczki

    Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy Izona.bikestats.pl

    Z Archiwum X

    • Dystans 75.20km
    • Czas 03:00
    • SpeedAVG 25.07km/h
    • SpeedMaxxx 73.10km/h
    • Kalorie 1977kcal
    • Podjazdy 1068m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    The power!

    Piątek, 9 września 2016 · dodano: 10.09.2016 | Komentarze 2

    Aaaaa miałam wolne, była piękna pogoda i był rower! :D
    W zamyśle miałam wstać wcześnie coby pojeździć aż do bólu, ale za dobrze mi się spało, więc pojeździłam... bez bólu :)
    Pojechałam tak,żeby były górki, górki i dla odmiany górki ;)
    Gdybym wstała tak jak myślałam wieczorem, tobym obtoczyła Jezioro Rożnowskie, a tak to tylko do niego dojechałam.
    Taaaak miałam dużo wolnego czasu, bo do pracy nie musiałam, aleeee nie chciałam całego dnia na rowerze spędzić, chciałam też w domu coś porobić...
    Najpierw na Klęczany, z Klęczan na Zawadkę, później just tam i nazad, a w Dąbrowie skręt na podjazd i zjazd w kierunku Gródka.
    Przy HERONie kilka słitaśnych foteczek i już wracam do domu, bo kto późno wstaje... ;)

    Pogoda jak na wstępie wymarzona (chyba cieplej niż we wakacje), noga luźna, kurcze no!
    Niech się ten "letni" czas nie kończy ;)


    • Dystans 82.60km
    • Czas 03:22
    • SpeedAVG 24.53km/h
    • SpeedMaxxx 74.50km/h
    • Kalorie 2108kcal
    • Podjazdy 1219m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Wytop łydy #8665231475!

    Środa, 7 września 2016 · dodano: 08.09.2016 | Komentarze 2

    Ten tydzień pracuje na pierwszą zmianę, popołudnia mam więc wolne <3 :)
    Co prawda w poniedziałek i wtorek pogoda nie zachęcała do niczego aktywnego na zewnątrz (wtorkowa jazda MUSIAŁA się odbyć!), ale środa była wymarzona na rower :D
    Czym prędzej opuściłam mury pracy i pognałam do domu.
    W domu mamusia jak to mamusia czekała z gorącym obiadem podanym pod nos ;)
    Skoro tak, jak tylko zjadłam, ogarnęłam po jedzeniu i gotowaniu, odczekałam coby chociaż z godzinę żołądek mógł spokojnie popracować i pojechałam!
    Chciałam pod górę, a że dzień już wyraźnie się skrócił, nie chciałam kombinować.
    Pojechałam sprawdzoną trasą od Olszanki do Limanowej i powrót od Marcinkowic przez Chełmiec.
    Trasa naszpikowana długimi podjazdami i szybkimi zjazdami, ale widzę poprawę ;) 
    W miejscach, gdzie wcześniej (albo inaczej: gdzie początkowo) bolało i dyszało, teraz ani nie boli ani nie dyszy :P 
    "Może poprostu podjeżdżam za wolno?"-myślałam kiedy nic nie czułam wspinając się z Limanowej w stronę Siekierczyny, jednak po powrocie do domu strava mnie uświadomiła,że wcale nie wolniej! :D
    Pewnie gdybym jechała tam z chłopakami(chłopy, to chłopy i nie ma co dyskutować!), to bym wtedy poczuła, a sama jak to sama :)

    Kamieniołom z Klęczanach

    Ciepło, wręcz gorąco aż w końcu słońce zaczęło zachodzić i obawiałam się,że ostatni zjazd z Rdziostowa pokonam z gęsią skórką i katarem dnia następnego...


    Nic z tych rzeczy ;)
    Zjazd był szybki i wyjątkowo ciepły jak na brak promieni słonecznych ;)
    W drodze powrotnej mijałam masę kolarzy, szosowych i górskich, a na końcu minęłam się ze Staszkiem!!!
    Nie poznałam go od razu, nawet o nim nie pomyślałam, mimo że wiem,że ma w Sączu praktyki ;)
    To on zawrócił i odwiózł mnie do domu :) 
    Bosze chłopie kopę lat! Jak miło Cię było zobaczyć i z Tobą pogadać!
    Mam nadzieję do szybkiego następnego ;)

    Wracałam już o zmroku, zadowolona ze swojej dyspozycji ;)


    • Dystans 48.20km
    • Czas 02:02
    • SpeedAVG 23.70km/h
    • SpeedMaxxx 68.00km/h
    • Kalorie 1030kcal
    • Podjazdy 472m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Popołudniowe rozładowanie

    Wtorek, 6 września 2016 · dodano: 07.09.2016 | Komentarze 0

    Ciulowy dzień dzisiaj!
    Nie dość,że pogoda jak pod psem, to jeszcze mnie wkurzają!
    Z nadzieją,że już mnie nie zleje, ubrałam się,zabrałam rękawki i lampki (nigdy nie wiadomo ile mi zejdzie nie?) i pojechałam wyżyć się w terenie :O
    Z początku nogi kręcić nie chciały, głowa też jakaś ciężka, dopiero gdzieś po 20 km zaczęłam się rozkręcać.
    Dzień już strasznie krótki, koło 19 już ciemnawo, a po 19.30 już noc!
    Omatkobosko idzie jesień! :O
    Pomogło!

    • Dystans 115.20km
    • Czas 04:38
    • SpeedAVG 24.86km/h
    • SpeedMaxxx 74.90km/h
    • Kalorie 2648kcal
    • Podjazdy 1082m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Catch me if you can! :D

    Niedziela, 4 września 2016 · dodano: 05.09.2016 | Komentarze 0

    Mało mi! 
    Wczoraj zapętliłam piękne 100 kilometrów, ale za płasko, nogi nie poczuły ;)
    Umówiłam się z Marcinem o 12.30 na sądeckim rynku. Trasy nie znałam,ale cokolwiek by to było objedzie się! :)
    Na rynku impreza.
    Lokalne radio obchodziło swoje 5 urodziny i korzystając z faktu chłopaki z bikeatelier zorganizowali po raz drugi rowerowe testy. 
    Na 15 zaplanowana była wspólna jazda z siostrami Skalniak, więc mając to na uwadze nie zapuszczaliśmy się z Marcinem za daleko, coby na jazdę zdążyć.
    Miało nie być płasko i nie było :o 
    Mystków, Mszalnica,Cieniawa, Wojnarowa...
    Prawie pod Stróże dojechaliśmy, a na drodze spotkaliśmy pierdylion ścianek na 100%!
    Z początku było nieźle,podjechałam wszystko co było do podjechania, złapałam parę QOMów, szał! :P
    Później źle nie było, ale nogi już piekły, a na 15 musimy być "w gazie!" :D
    Kiedy będąc w Korzennej okazało się,że jest dopiero 13.55 Marcin zapodał strzał pod kolejne górki.
    Suupa może ominiemy dzięki temu Librantową?
    Librantową minęliśmy, ale swoje podjechać trzeba było... Cierp ciało jakżeś chciało! :D
    Podjazdy podjazdami, zjazdy nie łatwiejsze, bo aż tylne koło się stawiało!
    Kiedy zjechaliśmy na poziom równy z Nowym Sączem od Piątkowej wróciliśmy do rynku.
    Tzn. ja wróciłam, a Marcin pojechał do wodopoju ;)
    Na rynku chwila na luźne gadki...;) 

    Heheszki... :D

    iii już za chwile ruszamy na kolejną część naszej rowerowej włóczęgi ;)
    Jest też już Ania Skalniak. Agnieszki nie ma, jakaś niedyspozycja, no cóż życie ;)

    Lekko po 15 startujemy.
    Tempo spokojne, aż dziwne,że chłopaki potrafią tak wolno jechać! :D 
    Peleton dość duży, rozdzielamy się na dwie mniejsze grupki, bo kierowcy zaczynają się niecierpliwić...
    Jadę jak z jajkiem!
    Boję się,żebym się znowu nie przewróciła...
    Jak na złość ciągle jadę w parze po wewnętrznej stronie.
    Zewnętrzna (od środka jezdni) jest bardziej otwarta i w razie czego mam gdzie odbić, a tak to chodnik...
    Muszę przełamać tą blokadę, bo po wczorajszej jeździe bardziej niż nogi bolą mnie dzisiaj barki taka spięta jechałam i dłonie od zaciskania ich na klamkach!
    Do Czarnego Potoku tempo spacerowe.
    Od Naszacowic do Czarnego Potoku ciągliśmy z Filipem całą ferajnę, ale jak szybko, to nie wiem, nie mam komputerków :D
    Podjazd od kościoła do Łącka Michał nazwał premią górską, a więc wystrzelili jak poparzeni... Faceci! :P
    Zjazd w dół i zaś na zmianie z Arturem, a potem z Michałem.
    Dobre tempo, nie za mocne, ale Artur nie umi jeździć w grupie!
    Chłopie ja mam uraz z tamtego tygodnia, a Ty jakieś slalomy wyczyniasz na tych prędkościach!!!
    Do Naszacowic fajnie, a od Naszacowic aż do Stadeł poszedł taki ogień,że aż się zdyszałam! :D
    Oł jeah, nogi czują że żyją :D
    Ogień trwał do Stadeł, gdzie jak zwykle się pożegnałam i pojechałam do domu ;) Starczy!




     


    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 100.00km
    • Czas 03:37
    • SpeedAVG 27.65km/h
    • SpeedMaxxx 68.40km/h
    • Kalorie 2135kcal
    • Podjazdy 837m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    W końcu!

    Sobota, 3 września 2016 · dodano: 05.09.2016 | Komentarze 0

    Ten tydzień jest tak dziadowski,że aż mnie serce boli!
    Nie dość,że płasko, to jeszcze krótko!
    Ale...
    Wolna sobota rano, a ja muszę na obowiązkowe zebranie w pracy dotrzeć, fuck!
    Pogoda piękna, ciepło i słonecznie. Biorę więc rower i nim dojeżdżam do klubu.
    Pierwszy raz tak szybko dojechałam do Sącza! ;)
    Opona z przodu nadal straszyła swoim przecięciem, więc po zebraniu postanowiłam udać się do serwisu po nową...
    Wiem, można by było jeszcze na niej pojeździć, ale nie było by to komfortowe dla mojej psychiki ;)
    Tak mi się spodobała zaproponowana opona,że z rozmachu kazałam sobie wymienić też tylną i teraz mam komplet nowiutkich oponek ;)
    Po zakończonym serwisie pojechałam do Limanowej. Stamtąd chciałam jechać na przełęcz pod Ostrą.
    Do Limanowej spoko,podjazd pod Ostrą też w miarę, a na końcu już tylko po płaskim przez Łącko do domu.
    Test opon zaliczam jako pozytywny! :D
    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 50.00km
    • Czas 01:50
    • SpeedAVG 27.27km/h
    • SpeedMaxxx 54.70km/h
    • Kalorie 1081kcal
    • Podjazdy 354m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Ileż jeszcze?

    Piątek, 2 września 2016 · dodano: 02.09.2016 | Komentarze 0

    Wczoraj odebrałam Biankę z serwisu...
    Po niedzielnym upadku nie ma śladu,jedyne w czym ucierpiała, to koła-scentrowane lekko.
    Do świętego spokoju brakuje mi rozwiązania tajemnicy dwóch ostatnich flaków  :O
    Chyba zaś będę musiała zmienić oponę w przednim kole, bo ta jest trochę ciachnięta (?) i przy 8 barach obawiam się,że to tylko kwestia kamyczka aż zaś zrobi psssss...
    Dzisiaj jadąc ciągle modliłam się w myślach,żebym zaś nie złapała gumy, więc zadowolenia z jazdy szczególnie dużego nie miałam! 
    Dobrze,że dzisiaj piątek.
    Zaczyna się weekend, mam wolne, muszę się wyżyć i odkuć od Rajdu, bo on ciągle siedzi mi z tyłu głowy! :O



    • Dystans 24.10km
    • Teren 8.00km
    • Czas 01:04
    • SpeedAVG 22.59km/h
    • SpeedMaxxx 49.70km/h
    • Kalorie 755kcal
    • Podjazdy 110m
    • Sprzęt Giant Brass 2

    Kiedy Bianka nie może, to Traktor pomoże ;)

    Czwartek, 1 września 2016 · dodano: 01.09.2016 | Komentarze 4

    Bianka w serwisie, a mnie nosi ;)
    Przeprosiłam się z Traktorem i pojechałam. 
    Już po 2 kilometrach zastanawiałam się jak ja mogłam na tym przejechać 150 km od sztycha? :P
    Wygodny się człowiek zrobił ;)

    Chill ;)



    • Dystans 40.10km
    • Czas 01:33
    • SpeedAVG 25.87km/h
    • SpeedMaxxx 52.20km/h
    • Kalorie 775kcal
    • Podjazdy 246m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Rozjazd po Rajdzie

    Poniedziałek, 29 sierpnia 2016 · dodano: 30.08.2016 | Komentarze 2

    Co prawda nie mam za bardzo czego rozjeżdżać, ale czuje wewnętrzny niedosyt po Rajdzie.
    Ciało czuje,że leżało dzień wcześniej pod kołami innego roweru, ale nogi nie bolą, tyłek też spoko,więc mogę dalej jeździć ;)
    Dzięki gościnności Mamuśki po Rajdzie nie musiałam od razu cisnąć do domu,tylko drzymłam się u niej na "mojej" kanapie :D 
    Na tyle sprytnie zaplanowałam też urlop,że jeszcze poniedziałek miałam wolny :)
    Tym lepiej wszystko się poskładało,bo po Rajdowe kręcenie mogłam przejechać w Nowym Targu, bez spiny,że nie zdążę do pracy :D
    Pojechałam na ścieżkę rowerową prowadzącą na Słowację, z zamiarem przejechania jej w całości tam i nazad, ale nie było mi to dane :O

    Me gusta!

    Kask co prawda do wymiany, ale póki nie mam nowego...


    Po 20 km psssss i poszła dętka w przednim kole! No come on, zaś?!
    Co jest z tym kołem/oponą nie tak?
    Wczoraj kapeć, dzisiaj też, a przecież Rafał zmieniając mi dętkę odwracał oponę na 10-tą stronę i nie było nic!
    Na obręczy koła też czysto! Szlag by to! Przecież nie mam dętki, bo zapasowa poszła wczoraj!
    Czy to oznacza,że mam 20 kilometrów wracać do Nowego Targu na nogach w SPD-kach?! Supa!
    Wracam powoli, licząc na to że przecież jestem na drodze rowerowej, więc na pewno minie mnie milion rowerzystów, a z tego miliona przynajmniej jeden będzie tak życzliwy i pożyczy mi dętkę...
    Idę i idę jak na złość cicho i pusto, a ja w szczerym polu!
    Zaczęłam nawet chwilę jechać na tym kapciu, ale zwątpiłam,bo szkoda obręczy.
    Jedzie, w końcu ktoś jedzie, ale na góralu... Zatrzymuje się jednak, sam i pyta co jest grane.
    Mówię mu jak jest, nie ma oczywiście dętki do szosy, ale ma spray samoklejący.
    Nie wiem jak to działa, nigdy nie używałam, ale próba nie strzelba, już gorzej być nie może.
    Spray, nie działa....Gościu stwierdza,że już nic więcej nie jest w stanie mi pomóc, dziękuję mu za chęci i zaś zostaje sama. 
    Nie wiem ile uszłam, ale zdążyłam zjeść batona, przeglądnąć fejsbuka z nudów i nagle widzę szosowca!!! Kuwa, moja nadzieja!
    Zatrzymuję go tym razem sama i pytam czy nie ma zapasowej dętki? Starszy Pan po chwili zawahania, wyciąga dętkę i sam mi ją zmienia!
    Po chwili rozmowy, dowiaduję się,że jedzie z Zakopanego, a ma 64 lata!
    Szacun Panie za zawziętość na taką (jak się potem okazało szybką jazdę :p)
    Pan Józek naprawił dętkę, dopompował powietrza i już razem pojechaliśmy w powrotną drogę w kierunku Nowego Targu.
    Po dalszej rozmowie okazało się,że często bywa w Nowym Sączu,bo rozwozi tutaj towar.
    Jeśli tak, to zaproponowałam,że mu oddam tą dętkę. Kupię w sklepie u chłopaków, zostawię mu ją tam, a jak będzie w Sączu, niech ją sobie tam odbierze ;)
    Przystał na to wszystko i się rozdzieliliśmy, bo został w Rogoźniku na jedzenie.

    Taaa aż mi w gardle z emocji zaschło :D

    Ja już chciałam tylko bez kolejnych przygód dojechać spokojnie pod blok Pauliny, gdzie zostawiłam samochód i cała i zdrowa wrócić do domu.
    Przygód przez ostatnie dwa dni, miałam na tyle,że na razie mi wystarczy ;)


    W nagrodę pojechałam jeszcze na lody do rynku, bo podobno tutaj najsmaczniejsze i ja się z tym absolutnie zgadzam! :D

    • Dystans 210.50km
    • Czas 08:24
    • SpeedAVG 25.06km/h
    • SpeedMaxxx 83.90km/h
    • Kalorie 5077kcal
    • Podjazdy 2697m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    XXI Rajd wokół Tatr, zdarzyło się po raz 3!

    Niedziela, 28 sierpnia 2016 · dodano: 30.08.2016 | Komentarze 8

    Nie wiem od czego zacząć... ;)

    Zacznę od tego,że końcem lutego w końcu kupiłam sobie rower szosowy i już w tym roku tyle mniej zmartwienia i zapytań "na czym tym razem przejadę wokół Tatr?" :)
    Dziękuję Rafałowi i Paulinie za użyczanie mi swoich rowerów w latach ubiegłych ciesząc się, że w końcu mam swoją wypasioną furę :P

    A sam rajd...
    Dla mnie rajd zaczął się już w sobotę.
    Wychodzę z założenia,że przyjechać w niedzielę tylko na Rajd, to bezsensu!
    Trzeba być wcześniej żeby się zaklimatyzować.
    Jechałam prosto na lotnisko żeby powiedzieć wszystkim tam obecnym "cześć!" :p 
    Za "cześć" dostałam fuchę! Jutro skoro środek nocy będziemy bułki na bufety robić... Supa! :D
    Trzeba spadać i szybko spać!
    Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić :p 
    U Pauliny zawsze tematów do obgadania jest tyle że ho ho! :p
    Noc trwała tyle co mrugnięcie okiem i już się szykowałyśmy do roboty.

    Do Magdy wtarabaniłyśmy się chwilę po 6 rano iiii systemem taśmowym, wyprodukowałyśmy miliony bułek! Smacznego! :D
    Kiedy wszystko i wszyscy byli gotowi,mogłyśmy ruszać na lotnisko.
    Było ciepło, jak na 28 sierpnia i tak wczesną godzinę, wystarczyła koszulka i spodenki!
    Dobrze,bo w ciągu dnia ma być upał, a kieszonki już wystarczająco upchane.

    Na lotnisku dużo kolarzów, ekstra! :D Lubię dużo kolarzów w jednym miejscu!
    Są nasze grupowe chłopaki ze Sącza, jest Grzesiek i dużo znajomych, ale niepoznanych osobiście twarzy, które pamiętam z dwóch wcześniejszych Rajdów ;)
    Chwila organizacji i jedziemy na nowotarski rynek, bo to stamtąd mamy start główny zwany przez koksów ostrym :D

    Na rynku ttyyllee jak nie tyyyyyyyyyyyyylllllllllllllllllllllllllllllllllllllleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee ludzi!!! A ile ludzi tyle rowerów! :p

    Miazga!
    Czyli moje pochlebiające tą imprezę wpisy działają! :p
    Nieee no nie musicie mi dziękować,przyjemność po mojej stronie! :D 

    Fotki, foteczki,ostatnie uwagi organizacyjne i jedziemy.
    W tym roku wygląda to troszkę inaczej niż poprzednio.
    Startujemy w dwóch osobnych grupach, a kto w której chce jechać, to jego wolna wola.
    Ja wybieram drugą podobno wolniejszą grupę, bo mi się na tych Rajdach nigdzie nie śpieszy! Im Rajd trwa dłużej tym lepiej ;)
    Albo nie, sorry! Ten pierwszy jechany  w deszczu chciałam żeby się skończył jak najszybciej, tak!
    Ale już zeszłoroczny ze względu na piękną pogodę mógł trwać i trwać... ;)
    Teraz też miało być pięknie!
    Na starcie ustawia się też Paulina, Grzesiek i cała nasza ekipa ze Sącza, miło ;)
    Jest też Edyta, (z którą jechałam w tamtym roku od pierwszego bufetu aż do mety) która sugeruje,że powinnam jechać w pierwszej grupie, bo na pewno jeżdżę szybko.
    Hmm... czasami mi się zdarza, ale raczej nie zdarzy się dzisiaj ;)

    Ruszamy!
    Tempo dobre, mi pasuje. Jak na początek, to ani nie za szybko ani nie za wolno ;) 

    Jedziemy i jedziemy i buuummmm! Leżę,ale jak to?!
    (Do teraz nie wiem,ale poczekam na powtórkę w Eurosporcie z analizą komentatorów :D)
    Pamiętam tylko,że gościu przede mną bez żadnego ostrzeżenia po prostu wyhamował do zera!
    Nie byłam w stanie zdążyć się zatrzymać, bo siedziałam mu na kole,więc odbiłam się od niego i zatrzymałam na asfalcie,a na mnie zatrzymał się ktoś!
    Jestem trochę w szoku, nie wiem czy jeszcze żyję i czy się mogę podnieść!
    Przez ułamek sekundy pomyślałam,nieeee to nie może się JUŻ skończyć! przecież czekałam na ten Rajd cały rok!
    Reszta peletonu, której udało się przede mną zatrzymać i na mnie nie najechać,pomogła mi się pozbierać, sprawdzili moją przytomność,pomogli ogarnąć rower, wstępnie opatrzyli rozwalone kolano i łokcie i stwierdzili,że jak czuje się na siłach dalej jechać, to gazu!
    No to gazu!
    W tym momencie nie wiem czy czuję się na siłach jechać dalej, bo widzę,że mam rozwalone kolano, bo krew się leje,a nie czuje żadnego bólu!
    Adrenalina level hard!
    No cóż... Po prostu miałam pecha, a zamiast cieszyć się,że się nie połamałam wk****łam się,że dałam się przewrócić :O

    Jadę,ale głowa zaczyna boleć.
    Nią,tzn. kaskiem uderzyłam o asfalt,to pewnie od tego.
    Jak będzie gorzej, to schodzę bo to będzie chore jechać dalej...
    Zostałyśmy same: ja, Paulina, Edyta i dwie inne dziewczyny, które poharatały się chwile przede mną w pierwszej kraksie dnia...
    Jedziemy w piątkę. Girl team ;)
    Gadam chwile z "nowymi" dziewczynami i jedna z nich, Angelika pamięta mnie z TRR, ja jej niestety nie pamiętam.
    Dopiero później zajarzyłam,że to ona zajęła 1 miejsce w tej samej kategorii w której ja zajęłam 3.
    Czyli "znamy" się z podium :) 
    Jedziemy na zmiany, bo nie mamy wyjścia, cały peleton odjechał, a było tak fajnie!
    Wywrotka była ostatnią rzeczą, której bym się spodziewała na Rajdzie, a to dopiero początek wrażeń!
    Następnym razem do granicy poproszę organizatorów (tudzież Magdę we własnej osobie :p) o osobną eskortę policyjną :D 

    Wjeżdżamy na Słowację, zaczynają się pierwsze podjazdy, zaczyna mnie w końcu boleć krwawiące kolano...Chyba żyje!
    Po skręcie na Oravice na poboczu czekała karetka.
    Miałam ją po prostu minąć, ale dziewczyny mnie nawróciły,żeby mnie chociaż odkazili.
    Razem ze mną odkażały się dziewczyny z pierwszej kraksy i Bartek, który jak się okazało, w tej pierwszej kraksie też oberwał!

    Jak już wszyscy stoimy, tak wszyscy sikamy i wszyscy ruszamy.

    Bartek z chłopakami pojechali szybciej, aleee nie minęło więcej jak 1 może 1.5 km dojeżdżamy, a tam zaś ktoś leży!!! 
    WTF?! Ten Rajd nie tak miał wyglądać!!!
    Jak zobaczyłam czerwony rower w trawie, tak już wiedziałam,że to zaś Bartek!
    Masz chłopie dzisiaj pecha! Jeszcze Ci potrącenia przez samochód brakowało!
    Na tyle poważnie to wygląda,że mi się już Rajdu odechciało na tą chwilę kiedy tam wszyscy staliśmy i czekaliśmy,aż zorganizuje się wezwana pomoc.
    Nie wiem ile tam byliśmy, ale pomyślałam,że jak tak dalej pójdzie i po drodze spotkamy albo nie daj Boże sami będziemy uczestnikami jeszcze jakiejś kraksy, to może się okazać,że nawet do środy nie zdążymy tych Tatr okrążyć...
    W końcu chłopaki stwierdzili,że to bez sensu żebyśmy wszyscy stali i czekali, więc decydujemy się z Pauliną i Edytą,że jedziemy dalej, a oni zostają z Bartkiem i czekają.
    Morale mi spadły pod poziom morza! Takie widoki mocno ryją psychę!
    Mimo wszystko jedzie mi się bardzo przyjemnie, staram się wyrzucić z głowy obrazki tych wszystkich wypadków i cieszyć oczy widokami przede mną.
    Przecież to one są jednym z wielu powodów dla których po raz trzeci przyjechałam na ten Rajd!
    Jak ktoś śledzi, wie jak bardzo jestem zakochana w górach...
    Edyta, którą dobry humor nie odpuszcza od początku, zmienia temat i ze skutkiem przekierowuje myślenie na to co tu i teraz, a nie to co tam przed chwilą, dzięki! :)
    Patrzymy na liczniki, a tu dopiero 40 km, hmm... śmiać się czy płakać? Nie wiadomo!
    Wiadomo jedynie,że do pierwszego bufetu mamy drugie tyle do przejechania, ale przecież damy radę!
    Górki pod Liptovsky Mikulas są, ale na mnie w tym roku górki nie robią wrażenia!
    Wiem, jestem fes skromna, ale za bardzo w tym roku już się oklnęłam na podjazdach,żeby nie widzieć progresu w podjeżdżaniu!
    Czuję,że faktycznie Edyta miała racje mówiąc mi na starcie,żebym się ustawiła w pierwszym-szybszym peletonie...
    Może przynajmniej bym nie zbierała cielska z asfaltu?
    Ni ma co gdybać, wystartowałam z nimi, z nimi mam nadzieję wrócić ;)

    Na podjazdach każda jedzie swoje.
    Jadę ten Rajd już 3 raz, więc mniej więcej pamiętam kiedy zaczyna lub kończy się podjazd, jest mi raźniej niż za pierwszym razem ;)

    Pięknie!
    Na bufecie przepyszne drożdżówki, (zjadłam ich chyba z pisiont! :D) i w sumie tyle się tu poczęstowałam :P

    Zamieniłam już zagrzaną, a nie dopitą do końca wodę w bidonach na "świeżą" i mogę jechać dalej.
    Czekam tylko aż dziewczyny skończą się posilać.
    W między czasie dojechali chłopaki, którzy zostali przy Bartku.
    Bartek cały, ale bez szpitala się nie obejdzie. Ehh...
    Od wyjazdu z pierwszego bufetu dołączyłyśmy do fajnej 3 osobowej grupki, do której dospawałyśmy z nadzieją,że chociaż przez chwilę pojedziemy z kimś.
    Chwila trwała nie więcej jak 15-20 km po czym grupka się nam rozerwała, ale pociąg był zacny :P

    Pan konduktor :P

    i cały skład wagonowy :)
    Świetnie się uzupełniliśmy fotkami! :D

    Najgorszy etap, czyli przejazd przez centrum miasta za nami, teraz będzie spokojniej. 

    Zostałyśmy same, a więc dalej jak na początku tak i w środku Rajdu we trzy dzielnie pokonujemy kolejne kilometry :) 
    Za niedługo rozpocznie się wspinaczka pod Strebskie Pleso, a Paulina ma kryzys, niedobrze! 
    W tamtym roku Marcin miał tu kryzys, teraz ona, jakieś feralne miejsce czy co... ? :O 
    Zatrzymałyśmy się.
    Edyta zrobiła sobie sik stop, Paulina się porozciągała i chyba na razie spoko, no to jedziemy dalej!
    Widoki te same co rok temu, ale ciągle cieszą oko ;)



    No siema! :D

    Podjazd pod Strebskie Pleso przebiegał w nie najgorszym nastroju ;)
    Paulina włączyła sobie muzykę więc mam nadzieję,że jej się polepszy ;)

    Zaś jechałyśmy swoje. Ja z Edytą ciut szybciej, Paulina troszkę wolniej.
    W nagrodę na górze będą drożdżówki i kabanosy,jedziem tam! :D

    Oooo! Tu jeszcze Bianki nie było! :P Ma swój dziewiczy Rajd :D

    Po dojechaniu na drugi bufet, ja zaś żrem drożdżówki, Edyta swoje papu, a Paulina upragnione kabanosy!
    Myślę,że to one ją tu dociągnęły! :D

    Legenda głosi,że były też arbuzy i miała być kawa na hasło,a kawy ni ma!
    Ktoś zrobił przeciek (na tajne,ustalane w skromnym gronie, podczas robienia miliona bułek w środku nocy) hasło!
    Bo jak nie przeciek, to znaczy,żeeeee całą kawę wypiła Magda! :D
    No cóż, kto późno przychodzi, ten się obchodzi smakiem ;)

    Po 2 bufecie był ten zjazd, który mógłby trwać aż do Nowego Targu, ale jakby był tak długi, to ten Rajd nie miałby sensu ;)
    Jedziemy, prędkości cieszą, zakrętasy i widoczki też i nagle koniec zjazdu!
    Skręcamy w lewo i za niedługą prostą będzie czekał na nas ostatni poważniejszy podjazd na Zdziar. 
    Po prostej jedziemy jak przystało na Słowacji gęsiego, jedna za drugą, zmieniając się coby którejś wiatr nie ujechał.
    W sumie walczymy o Paulinę,której kryzys się pogłębiał... Nie damy jej teraz zrezygnować, nie!
    Jak tylko nam zostawała z tyłu, starałyśmy się zwalniać na tyle,żeby nas bez większego dla siebie (chyba?) wysiłku mogła dojechać. 
    Kończą mi się krówki.

    Krówka (de) motywator, mówiła mi tak chyba ze 4 razy w ciągu całego Rajdu!

    Zjadłam prawie całą kieszonkę! Omatkobosko chyba mam cukrzycę! 
    Cały Rajd jadę na drożdżówkach i krówkach ;)
    Mam w kieszonkach jeszcze batony i banana, ale na ten moment drożdżówki i krówki mi wystarczają.
    Przed totalnym zamuleniem ratują mnie gryzy kanapek, z czosnkiem i pastą oliwkową, które przygotowała sobie Edyta, a którymi się chętnie dzieliła, pycha!
    Podjazd pod Zdziar zaczynamy razem z Edytą swoim równym tempem.
    Już na początku Rajdu, zauważyłyśmy,że tempo mamy takie samo i dobrze się nam razem jedzie ;)
    Mówię do Edyty,że może się Paulina nie obrazi jak wyjedziemy szybciej nie czekając na nią, bo tam na ostatnim bufecie na pewno będzie stała karetka.
    Będzie więcej czasu, to może mi popatrzą czy się nie przestawiłam przy upadku, bo mi się szyja nie skręca :O
    Edyta przystała na pomysł, przeprosiłyśmy Paulinę w myślach i jeszcze szybciej zaczęłyśmy podjeżdżać do góry. 
    Na górze oczywiście że była karetka i była w niej ta "moja" uwielbiana od pierwszego mojego Rajdu Pani pielęgniarka (a może ona jest ratownikiem medycznym? :p).
    Nie ważne!
    Jak mnie zobaczyła, tak też mnie poznała! No hejka! :D
    Od razu zabrała mnie do karetki i tam zaczęły się oględziny mojego poobijanego ciała.
    *Głowa cała,a że boli przy wstrząsach na tarkowatym, słowackim asfalcie, to albo efekt kraksy albo w tym momencie już wysiłku,ciężko stwierdzić.
    *Kolano po raz drugi przeczyszczone, łokcie też, podobno się zagoją  ;)
    *Kręgi szyjne miałam na swoim miejscu, a bolało, bo jak uderzyłam głową (kaskiem) o ziemię tak po prostu szyja się nadwyrężyła,przejdzie!
    Pani mi ją zmroziła (mogła by tak psikać tym sprayem do dzisiaj :D) i na chwilę zapomniałam o bólu.
    *Biodro które wcześniej nie dawało o sobie znać, a teraz jest spuchnięte i lekko sine podobno jest całe i podobno jak dojechałam do tego momentu bez żadnych bóli z nim związanych, to się wyliże i za rok się będę z tego wszystkiego śmiała, noooo!
    Oględziny, oględzinami, gadka szmatka, gadką  szmatką :)
    Pani pielęgniarka (tudzież ratownik medyczny) powiedziała,że po raz 3 mnie podziwia,że mi się chce jechać tyle hektarów, ale sama stwierdziła,że specjalnie wcześniej wróciła z urlopu,żeby mogła być tu dzisiaj z nami... Nie dziwcie się więc,że mi się chce! :P
    Załogowy kolega Pani pielęgniarki, korzystając z mojej posiadówy w karetce powoził się na mojej furze i stwierdził,że rower jak na niego robiony :P
    Wstępnie, zawarliśmy ustną umowę sprzedaży iii w razie "W" już nie muszę szukać kupca na moje cacko ;)
    Ale to se jeszcze Pan poczeka ;)
    Jest fajnie,jest miło, ale Edyta krzyczy,że Paulina już przejechała.
    Żegnam się więc z całą pomocą medyczną, dziękując za wsjo i w sumie nawet nie biorąc już nic z tego 3 bufetu, staruję z Edyta w pogoni za Pauliną.

    Paulina ciśnie, nie wiem w jakim jest stanie psychicznym i fizycznym,wole się nie narzucać coby mi się nie dostało, ale skoro jedzie, to chyba dojedzie ;)
    Doganiamy ją gdzieś tam i niby z początku obstawiamy jej tyły, ale jak już się teren wyrównał, a wiatr jak to wiatr zawsze w twarz, to wychodzimy na zmiany, starając się nie jechać za szybko cobyśmy jej nie zostawiły.
    Jeszcze jeden podjazd i wjeżdżamy do Polski. Już nie daleko ;)
    Mówię do Edyty że najlepiej jakby Paulina jechała w środku, to jej nie zgubimy.
    Pojedziemy w takim tempie,żeby było jej spoko jechać.
    Nie wiem czy to było Paulinie pomocne, ale takim systemem dojechałyśmy do Nowego Targu.
    Przed skrętem na lotnisko sznur samochodów, a na ostatniej prostej do mety złapałam kapcia!
    Huuurrraaa, jeszcze mi tego brakowało!
    Z dwojga złego jak już się złapał, to chwała Bogu,że teraz, a nie jakieś 30 km stąd, bo trzeba by było go robić, a dzisiaj już wystarczająco dużo czasu "zmarnowałyśmy" na niespodziewane przygody!
    Dojechałam na tym flaku do mety, a za nią mąż Edyty, od ręki zabrał się za naprawę mojego defektu,dzięki Rafał! ;)

    Na mecie podeszła do mnie kobieta, która przepraszała za to że nie zdążyła przede mną wyhamować i to po jej rowerze mam ślad na koszulce na plecach.
    Spoko, wyluzuj, przecież to nie Twoja wina ;) 
    Nie wiem kto jest winny, nie wiem od czego to się zaczęło, pamiętam tylko,widok zatrzymanego przede mną nagle roweru.
    Ja też tu pewnie jakąś winę mam. Może jechałam zbyt mało czujnie? Może gdybym się bardziej skupiła, nie musiałabym widzieć spływającej po kolanie krwi, a szyja była by nadal wszędzie skrętna? :)
    Nie ma co gdybać, mówi się,że jakby człowiek wiedział,że się przewróci, toby sobie usiadł, a nie popełnia błędu tylko ten, kto nic nie robi! Wszystko prawda!


    Jest wtorek, powoli strupieje :D 

    I co? Kolejny Rajd wokół Tatr za mną.
    Był całkowicie inny niż dwa poprzednie, był dziwny! 
    Mam strasznie mieszane uczucia co do tych wszystkich wydarzeń, które miały miejsce w niedzielę.
    Nawet nie mam jakiegoś wielkiego zadowolenia z tegorocznej edycji tej imprezy.
    Moja gleba, a później widok Bartka leżącego w trawie i jego skasowanego roweru mocno siadły na psychice, ale kolarstwo to taki sport, sport ekstremalny i takie rzeczy się zdarzają, szkoda że akurat nam.
    Plusem tegorocznego Rajdu była znowu przepiękna pogoda i fakt,że mój żołądek nie zdążył się zbuntować!
    Nie zamuliło mi go, czego efektem była chociażby drożdżówkowa rozpusta na 1 i 2 bufecie ;)
    W poprzednich rajdach, wyglądało to tak,że śliny nie chciały mi przejść przez gardło już na 1 bufecie, o jedzeniu nie wypominając! :O
    Nie wiem, może to przez to że na bufetach nie brałam izotoników, których założyłam nie brać, sprawdzając czy to aby tu jest wina moich żołądkowych rewolucji po Rajdzie.
    Nieee, nie jechałam całego Rajdu na wodzie! 
    Miałam swoje specyfiki, które mają podobne działanie jak izo, ale nie zamulają mi żołądka i są pyszne ;)
    Może to też zbyt wolne (jak dla mnie) tempo, jakim jechałyśmy broniąc Paulinę przed rezygnacją z kontynuowania Rajdu?
    Przecież mnie nawet nogi nie zaczęły piec podczas jazdy, a  po całym Rajdzie nawet zakwasów (czy jak kto woli DOMSów :D) nie miałam!
    Przez ten brak zmęczenia,gdyby nie bolące ciało i krwiaki po wywrotce, pomyślałabym,że całą niedzielę przespałam, a Rajd mi się tylko śnił ;)
    I tak z tego wszystkiego najbardziej boli mnie serce ;)
    Czy jeśli moje zadowolenie z tegorocznego Rajdu jest znikome, to koniec z moją obecnością na tej imprezie? 
    Nie!
    O ile się nie połamie/nie zabiję przez ten rok na rowerze i kupię nowy kask (czekam na propozycję od sponsorów :D), to za rok znowu tu przyjadę i mam nadzieję znowu zacząć się cieszyć z udziału w tej niesamowitej imprezie ;)
    Bo ona ma swój urok i swój klimat!
    Organizatorzy stają na głowie,żeby wszystko było przygotowane na 110%,a że w tym roku było trochę nerwowo, no cóż, nie zawsze musi być idealnie!

    Masa ludzi, masa pozytywnych uścisków dłoni, uśmiechów, gratulacji,przybitych piątek i tyle zamienionych słów z różnymi osobami, no nie można z tego zrezygnować, bo raz coś poszło nie tak.
    Zdarza się...
    Zresztą nie chciałabym zostawić Rajdu wokół Tatr z tak dziwnymi uczuciami jakie mam teraz!
    Z nim ma mi się kojarzyć wszystko co najlepsze, a nie kraksy, krew i poobijane ciało. 

    Mam nadzieję, do zobaczenia za rok! ;)
    Enjoy!















    • Dystans 132.00km
    • Czas 04:38
    • SpeedAVG 28.49km/h
    • SpeedMaxxx 84.20km/h
    • Kalorie 3043kcal
    • Podjazdy 1479m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Czerwony Klasztor, Słowacja

    Czwartek, 25 sierpnia 2016 · dodano: 26.08.2016 | Komentarze 0

    Urlop trwa, pogoda jak w bajce, czas jest, no nic tylko iść na rower :)
    We środę wieczorem pisze do Grześka czy ma czas i ochotę na czwartkowe rowelove ;)
    Grzesiek stwierdza,że jeśli to ma być czwartek popołudniu, to jasne,że tak :P Pasuje!
    Problem jest tylko z trasą, bo czy 100 kilometrowy trip, na 3 dni przed Rajdem wokół Tatr jest dobrym pomysłem?
    Pewnie! :P
    Plan jest prosty: we czwartek stówka bez spiny, a w piątek i sobotę trzymamy nogi do góry,żeby w niedzielę na Rajdzie nie zginąć :)
    Skoro plan jest, to go zostaje wykonać.
    Umówiliśmy się na 14 w Krościenku, bo postanowiliśmy zgodnie objechać pętelkę (ja) dom-Krościenko-Czerwony Klasztor-Piwniczna-dom, (Grzesiek) dom-Krościenko-Czerwony Klasztor-Piwniczna-Krościenko-dom :P
    Znowu nie poczekałam na obiad, no ale mamuś, jeśli mam być w Krościenku na 14, to nie mogę czekać do 13.30 na jedzonko, zjem potem :P
    Na miejsce zbiórki dojechałam punktualnie,dokupiłam papu i prawie dojechał Grzesiek.
    Zaczynamy wspólnego tripa :)
    Najpierw główną drogą na Hałuszową-kierowcy we czwartki, to straszne nerwusy! 
    Po wdrapaniu się na szczyt, chwila oddechu, bo do Sromowców prowadzi nas zjazd.

    Odbijamy na lewo iiii po kolejnym zjeździe jesteśmy już na Słowacji :)
    W tamtym roku,kiedy jechaliśmy z Marcinem do Czerwonego Klasztoru, wydawało mi się,że jedziemy wieki,a teraz ot tak i już jesteśmy!
    Mam na to dwa wytłumaczenia!
    1. W tamtym roku jechaliśmy tą trasę na góralach i
    2. Jechaliśmy od drugiej strony, tzn. zaczynaliśmy w Piwnicznej, a "kończyliśmy" w Krościenku ;)

    Przejeżdżamy przez kładkę, z której widać pięknie Trzy Korony,kilka fotek i jedziemy na Haligovce i Velky Lipnik.

    Pamiętałam z zeszłego roku,że tu gdzieś będzie podjazd, bo wtedy długo zjeżdżaliśmy.
    Myślałam,że zapiecze, jednak dawaliśmy z Grześkiem po zmianach i gładko poszło ;) 
    Dalej już kierowaliśmy się na Starą Lubovnię.
    Dość mocno wiało, mimo tego jechało się nam dość sprawnie, dobrze,że był Grzesiek,sama bym się nieźle ujechała! :O
    Po minięciu Salasa u Franka, skręcamy w lewo i zaczynamy podjazd na Kremną...
    Za każdym razem kiedy ten podjazd pokonuje sama ciągnie się mi niemiłosiernie! Teraz w towarzystwie i przy gadce szmatce, mie wiem kiedy wyjechaliśmy ;)
    U góry informuje Grześka,że zjeżdżam na maksa, bo mam tu QOMa do zgarnięcia i tyle mnie widział :P
    W połowie zjazdu, wyprzedza mnie i pomaga podciągnąć prędkość, co w ostateczności dało 4 sekundy przewagi, nad Agą i tym samym spontaniczna korona stała się moją własnością :D Strava jest śmieszna,lubię ją :P
    Po szalonym zjeździe, nie zwalniamy tempa i do Mniszka ciągle jadąc po zmianach telepotamy się po tych dziurskach (chyba to tu gdzieś scentrowałam koło!!!). 
    W Mniszku nad Popradem skręcamy w lewo i już jesteśmy na swojej granicy ;)
    W Piwnicznej pitt-stop na dopompowanie bidonu-wodą prosto ze źródełka, batonik i wracamy, bo słońce ma się już ku zachodowi :O
    Droga z Piwnicznej do Starego Sącza, to jak zwykle walka z wiatrem, ale we dwoje jest na prawdę dużo łatwiej stawić mu czoła!!!
    Skręcamy na ul. Węgierską w Starym Sączu i po przejechaniu całego miasta, w Naszacowicah na rondzie rozjeżdżamy się każdy w swoją stronę...

    Wycieczka należy do tych jak najbardziej udanych ;)
    Znowu całe popołudnie mogłam się wozić na rowerze, a tym razem było o tyle przyjemniej,że nie jechałam sama, towarzystwo czasami jest na wagę złota :) Dzięki Grzegorzu! :) 
    Z Grześkiem widzimy się w niedzielę na Rajdzie, a tymczasem leżymy! :P

    Kategoria Stóweczka


    Counterliczniki.com