Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Izona. Mam przejechane 53867.50 kilometrów w tym 1066.40 w terenie. Kręcę ze średnią 22.33 km/h i się wcale nie chwalę!
  • Czas na siodełku 100d 08h 39m
  • Więcej o mnie.

    Follow me on Strava 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

    Ja na instagramie

    Znalezione obrazy dla zapytania instagram

    Moje ziomeczki

    Wykres roczny

    Wykres roczny blog rowerowy Izona.bikestats.pl

    Z Archiwum X

    • Dystans 77.40km
    • Czas 02:58
    • SpeedAVG 26.09km/h
    • SpeedMaxxx 79.90km/h
    • Kalorie 1975kcal
    • Podjazdy 1159m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Co się nie da, jak się da! :)

    Piątek, 3 czerwca 2016 · dodano: 05.06.2016 | Komentarze 0

    Przez czwartkowe całodniowe opady deszczu w piątek po pracy miałam wolne od pracy w domu :P
    Pogoda była nie pewna, bo od rana ciężkie chmury nad głową wisiały, ale kiedy już mogłam iść na rower, huraaa wyszło słońce :D
    Podjazdy i podjazdy... No to jedziem tam gdzie coś się piętrzy :)
    Z Gostwicy pod Gaj, później pod kościół w Podegrodziu i przez Osowie do Juraszowej. Tam się trochę zakręciłam i nie wiem jakim cudem zjechałam w dół w samo centrum Podegrodzia :D OK! Może być i tak jadę do Olszanki.
    Zaczęłam trochę żałować,że nie ubrałam niczego pod koszulkę, bo chłodnawo na zjazdach było!
    Przez to zimno automatycznie zmieniłam plan wycieczki. Podjeżdżam pod Ostrą od Młyńczysk i wracam tą samą trasą tylko przez Łącko ;) Pierwotnie miałam podjechać pod Ostrą i wrócić przez Kamienicę, no aleee :P
    Kiedy wracałam, do Czarnego Potoku skręciłam już w Jastrzębiu (za drogowskazem Czarny Potok 2 km). Nie znałam tej drogi i
    -po 1 duży minus, bo dziurawa jak ser
    -po 2 wielki plus, bo taaaaaki podjazd omnomnom :D
    Z podjazdu zjechałam wprost pod Sanktuarium w Czarnym Potoku i zaś do góry w kierunku Łącka....
    Z Łącka do Naszacowic i obwodnicą do Brzeznej.
    Kontynuując ostatnią sprawność na podjazdach do domu wróciłam po wystyrmaniu się do góry przez Wierzchowinę :P
    Jak wróciłam do domu i zobaczyłam zapis ze stravy, tak sobie powiedziałam good job dziewczyno! :D


    • Dystans 65.50km
    • Czas 02:27
    • SpeedAVG 26.73km/h
    • SpeedMaxxx 76.30km/h
    • Kalorie 1495kcal
    • Podjazdy 625m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Taki Dzień Dziecka!

    Środa, 1 czerwca 2016 · dodano: 02.06.2016 | Komentarze 6

    Ale się pogoda odwróciła :/
    Nie dość,że burze z gradem, to jeszcze nie wiadomo czy człowieka nie porwie huehue :O
    W poniedziałek rower nie skręcony i nie nasmarowany po niedzielnym dolaniu,we wtorek ulewa, a we środę....no właśnie w końcu można było coś pokręcić :P
    Rano już miałam zrobić się wygodna i po wyjściu w piżamie przed dom i stwierdzeniu "ojejuu jak zimno!" do pracy jechać autem... ale przecież to by było za proste :D
    Wróciłam do pokoju, siadłam chwilę na łóżku i kurde Iwona przecie jesteś kolarzę! :D
    Ubrałam obcisłe i sruuuuuu!!!!!
    Po pracy niby za wiele czasu nie miałam, bo w domu też robota czekała, ale stwierdziłam że jak wrócę godzinę do półtorej później niż zwykle,tak świat się nie zawali ;) Dzień przecież trwa już ponad 16 h!
    Do domu wracałam przez Trzetrzewinę i Wysokie ;) "Góral zawodowy" przecie ze mnie! :v
    U góry bujało, chwilami czułam się jak piórko z którym wiatr robi co chce :)
    Nawet kiedy przy zjeździe z Wysokiego w stronę Kaniny zaczepiłam się pod MAXBUSA tak po jakimś odcinku odpuściłam, bo się prędkości przy takim wietrze wystraszyłam! :O
    Nie lepiej było przy zjeździe z Raszówek! Kiedy normalnie puszczam heble i wiooo tak teraz aż palce bolały od ściskania klamek :P
    Bezpieczeństwo przede wszystkim! :P
    W Przyszowej miałam podjeżdżać nad kościół już do domu, ale stwierdziłam,że na tyle dobrze mi się dzisiaj jedzie podjazdy,że wykorzystam tę moc na Łukowicę :P Kurde! Jaki banan na gębie, kiedy jadę ten prawie 1 kilometrowy odcinek z 9% i zamiast umierać ja dokładam obciążenie i zostaje QOM na tym odcinku! :D Miazga! Taki dzień, taka moc mogłaby być zawsze, a nie tylko w Dzień Dziecka! ;)
    Po wyjeździe (już nie wyturlaniu :D) na górę prosto do Naszacowic i przez Podegrodzie do domu! 


    • Dystans 84.50km
    • Czas 03:55
    • SpeedAVG 21.57km/h
    • SpeedMaxxx 73.40km/h
    • Kalorie 1913kcal
    • Podjazdy 1133m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Gdzie diabeł nie może, tam Baby pośle ;)

    Niedziela, 29 maja 2016 · dodano: 30.05.2016 | Komentarze 7

    Fajnie było ;)
    Kiedy Paulina zaprasza na rower, to trzeba ten fakt wykorzystać, bo może się to prędko nie powtórzyć :P
    Pojechałam w sobotę wieczorem do Nowego Targu, coby cały wieczór plotkować z Baba i jej Chłopem (przy okazji wypijając za dużo alko!), a w niedziele za to pojeździć sobie na rowerku :P
    Cieszyłam się, kiedy o 5:59 otworzyłam oczy i nie bolała mnie głowa :P
    Próbowałam jeszcze zasnąć, ale jakoś specjalnie mi to nie wychodziło,więc zwiedziłam cały internet i podrzemałam chwilę,żeby za następną chwilę usłyszeć,że Paulina wstała! W końcu! :P
    Zjadłyśmy śniadanie, ogarnęłyśmy się i sruuu na rower :P
    Do kompletu miała dołączyć do nas jeszcze Magda na którą chwilę musiałyśmy poczekać, no ale co tam, mamy czas! :P

    Czekamy....

    .....ciągle.... :P

    Kiedy Magda już do nas dołączyła,wystartowałyśmy :D

    Fajnie, babski trip, bez chłopów i niepotrzebnego szarpania :P

    Najpierw pojechałyśmy drogą rowerową do Rogoźnika żeby stamtąd skręcić na Dolne/Górne Ciche :)
    Teoretycznie nasz wypad miał mi pokazać czego można spodziewać się na TRR ;)
    Dziewczyny wiedziały co gdzie i jak no bo przecież w tamtym roku pozamiatały generalkę :P
    Powiem tak: nie jest to straszne, ale też nie lekkie :P
    Chętnie przejechałabym się jeszcze raz po tych podjazdach, ale szybciej coby sprawdzić czy się nie uduszę na prędkości :D
    Może jeszcze przed wyścigiem zdążę ;)
    Kręciłyśmy, gadałyśmy, kurde, kolarskie Babki to mają klawe życie! :D

    Po podjechaniu Bachledówki, Magda pojechała do domu, bo rodzinka, a my z Pauliną pojechałyśmy dalej ;)
    Kiedy wyjechałyśmy na Słodyczki Paulina powiedziała,że do Gubałówki mamy jeszcze jakiś 1 km, no to chłopie (babo! :D) jedziem tam! :P
    Kurde, tam u góry jest pięknie!!! 


    Siadłyśmy sobie chwilę, coby nacieszyć oczy widoczkami, pojadłyśmy, popiłyśmy i ojapikole! Trzeba spadać, bo idzie burza i to nie byle jaka!!!
    Na szczęście zjazd będzie długi, więc szybciej znajdziemy się niżej w razie "W"...!
    Jedziemy do Dzianisza w stronę Chochołowa. Tu jeszcze sucho, ale z naprzeciwka zaczynają nadjeżdżać zmoczone samochody,kuwa nie fajnie :P
    I się zaczęło, lało, grzmiało, błyskało, a przed Nowym Targiem to i nawet gradem zaczęło pizgać!!!

    Po powrocie do Rogoźnika na drogę rowerową, musiałyśmy się zatrzymać, bo grad bił tak mocno,że aż ręce piekły, szit!

    Kuwa leje!!!

    W sumie to w tym momencie byłam już na tyle mokra,woda wlewała i wylewała się zewsząd,że kolejna ulewa nie robiła na mnie wrażenia! :D
    Jedyne czego na prawdę się bałam to pioruny!  Nienawidzę, jak ja jadę rowerem a błyska się i grzmi, brrr.....
    Można było przeczekać aż burza całkiem ustanie, ale zaczęło się robić zimno, a widoku na koniec grzmotów nie było!
    Przynajmniej na razie nie leje!
    Doturlałyśmy się jakoś pod blok i teraz to mi w sumie wisi co się będzie dalej z pogodą działo i tak jestem cała doebana!
    Z całej tej biedy najbardziej się ciesze,że w nas piorun nie uderzył ;)
    Z kolei najbardziej szkoda mi Bianeczki i już nie białych szimanochów :/ Dorypały się strasznie!!!
    U Pauliny ogarnełam siebie, a w domu do późnej nocy ogarniałam sprzęt... 

    Dzisiaj jak wrócę z pracy nasmaruje, poskręcam i będzie cycuś malinka :D

    Mimo tych wszystkich pogodowych ekscesów wypad do Nowego Targu jak zawsze z pozytywnymi wspomnieniami :P
    Uwielbiam! ;)

    PS 1: Może by zarzucił taki fikuśny tatuaż? :D


    PS 2: Łańcuch po wieczornym szorowaniu roweru już jest jak "nowy", tatuaż prędko się nie zdarzy :P

    • Dystans 60.80km
    • Czas 02:10
    • SpeedAVG 28.06km/h
    • SpeedMaxxx 56.20km/h
    • Kalorie 1389kcal
    • Podjazdy 577m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Wycuwam ciepełko! :D

    Piątek, 27 maja 2016 · dodano: 28.05.2016 | Komentarze 0

    Kurde jak było ciepło dzisiaj!  W końcu!!! :D
    Czasu mało, niby wolne, długi weekend, ale jak pogoda jest to i więcej obowiązków wokoło domowych :P
    Taki urok ;)
    W czasie kiedy wszyscy w południe odpoczywali od słońca, ja wzięłam rower i sruuu na przynajmniej 2h dla siebie :P
    Czasu mało, więc bez cudowania z trasą i górą podjazdów,tylko prosto przed siebie ;)
    W skrócie:
    do granicy w Mniszku, nawrót i z powrotem do domu ;)
    Grzało barz, ręce spaliło barz, wiało też barz! :D
    Amen

    • Dystans 64.00km
    • Czas 02:17
    • SpeedAVG 28.03km/h
    • SpeedMaxxx 72.40km/h
    • Kalorie 1432kcal
    • Podjazdy 469m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Chillout na wypasie :P

    Środa, 25 maja 2016 · dodano: 25.05.2016 | Komentarze 0

    Ajajajajaj! Nie po drodze mi się zaczyna robić z rowerem :P Coraz więcej pracy, w sumie praca na 2 etaty :P I gdzie tu rower wcisnąć?!
    Chyba muszę jeszcze mniej spać :P
    Pogoda od kilku dni zajebiaszcza :P Budzę się koło 6 rano i o 8 wydaje mi się że jest już 12, a to dopiero 8 :D
    Dzisiaj udało się wygospodarować chwilkę na pedałowanie. Zmęczone nogi po weekendzie niby już odpoczęły, ale ciało pracujące od poniedziałku fizycznie nie koniecznie nadawało się do jazdy :P
    Nic to, na rower ciągło i ciągnąć będzie, a w między czasie i robotę się zrobi :P
    Nie chciało mi się podjeżdżać, chciałam się szybko przewieźć :) Jedyny większy podjazd jaki dzisiaj zaliczyłam to ten w Łącku i wystarczy :P
    Wiało okropnie, niby to standard w tym roku, ale ciągle mnie drażni! Na szybkości pokonałam które "wolniejsze" od wiatru odcinki i już wracałam do domu :P Chwała Bogu,że pojechałam wcześniej niż później, bo później by mnie zlało :D
    Się udało!

    • Dystans 87.00km
    • Czas 03:30
    • SpeedAVG 24.86km/h
    • SpeedMaxxx 73.80km/h
    • Kalorie 1996kcal
    • Podjazdy 892m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Weekendzie w pracy zgiń!!!

    Niedziela, 22 maja 2016 · dodano: 22.05.2016 | Komentarze 5

    Powiem tak,praca jest okropnym marnotrawieniem czasu człowieka :P
    Ile wolnego miałby każdy z nas gdyby nie te 8 h spędzone w pracy czasami 5, a czasami 7x w tygodniu!
    Taaa wiem, powiecie trzeba było zostać zawodowcem,płacili by Ci za to że jeździsz...a no trzeba było ;)
    Takie myśli mi się dzisiaj po głowie tłukły kiedy siedziałam praktycznie sama w klubie! Kto normalny ćwiczy na siłowni kiedy na polu taka piękna pogoda :P A no są takie całe 11 osób, które mnie dzisiaj odwiedziły huehue :P
    Przesiedziałam swoje, oglądnęłam cały kobiecy wyścig w Albstadt,poplątałam się po klubie, ogarnęłam fejsy iiii mogę iść do domu, jupillllaaaaa! :D

    To,że ciepło to widziałam po ludziach ganiających prawie w niczym po ulicy, więc ja też nie ubrałam prawie nic, oprócz spodenek i koszulki :P
    Spod klubu prosto do Tęgoborzy, bo chciałam zaliczyć Zawadkę od drugiej strony. 
    Już na ul. Tarnowskiej się zaczęłam zastanawiać czy aby nie zawrócić i dać sobie z górkami spokój, bo mnie nogi piekły!!!
    Nie zawróciłam i dobrze! Nogi się rozkręciły i nawet bez postoju udało się pociągnąć tyłek do góry :P

    Może zdjęcie tego nie oddaje, ale na widok tych uli uśmiech miałam od ucha do ucha, takie bajeczne :P

    Po zjeździe do Chomranic skręt w lewo i za chwilę jedziem pod Rdziostów!
    Ja jadę, a rodzinka w komplecie wypycha rowery idąc... Pamiętam te czasy kiedy jadąc tam parę lat temu z bratem błagałam go,żeby mi oddał swój (wg.mnie) lepszy rower, pamiętam.... I tu potwierdza się powiedzenie,że trening czyni Mistrza!
    Przy okazji przejeżdżając koło chłopczyka pchającego swój o wiele za duży rower, dowiedziałam się,że "ładny ma Pani rower", dzięki młody :P
    W Sączu na wspomnianej ul. Tarnowskiej kiedy nogi piekły założyłam,że przejadę Zawadkę i jak już będę w Chełmcu to po płaskiej obwodnicy wrócę do domu, a gdzie tam :D
    Po skończonym podjeździe pod Rdziostów, wystrzeliłam do świateł na których skręciłam zaś na....taaak Trzetrzewinę :D Oł jeah :P
    Zmienione założenie zakładało,że podjeżdżam tylko do skrętu na Chochorowice :P Tak się stało. Zjeżdżam w dół i po raz pierwszy na szosie próbuje zjechać ten najostrzejszy odcinek z pierdylionem dziur w asfalcie...! Jak na pierwszy raz poszło mi po królewsku :P
    QOM w zjeździe DH jest mój :P 
    Z Chochorowic obwodnicą do Starego Sącza i tam zaś mnie diabli podkusili, podjeżdżać pod Łazy Brzyńskie, ciekawe co na to moje "górskie" nogi :P
    Nie było źle dawały radę,tylko momentami zapiekły ;)
    Po zjeździe do Jazowska niech się dzieje co chce, jadę już prosto do Podegrodzia i domu!!! 

    Czas odpocząć ;)


    • Dystans 82.80km
    • Czas 03:23
    • SpeedAVG 24.47km/h
    • SpeedMaxxx 67.70km/h
    • Kalorie 1857kcal
    • Podjazdy 883m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Do pracy i po pracy ;)

    Sobota, 21 maja 2016 · dodano: 22.05.2016 | Komentarze 0

    Nastał sądny weekend kiedy to Iwona musi siedzieć w pracy bez względu na full lampę na polu, jej :O
    I to na tyle sądny,że mijają mnie dwa fajne "treningi"...
    1. W sobotę razem z Kasią Niewiadomą w Nowym Targu!
    2. W niedzielę z siostrami Agnieszką i Anią Skalniak...
    Oczywistą oczywistością był fakt,że korzystając z tej lampy, do klubu pojadę rowerem ;)
    Rano przyjemnie ciepło, po raz pierwszy w tym roku jadąc o tak wczesnej porze na rowerze nie musiałam zabierać kurtki <3
    Do pracy bez szału, spokojnie i bez zbędnych nadprogramowych kilometrów ;)
    Wynudziłam się okropnie przez te 8 h (to było do przewidzenia na taką pogodę :O) i z ogromną radością przed godziną 16 mogłam opuścić mury "więzienne" i zacząć eksploatować rower :P
    Ze Sącza do Chełmca i do góry do Trzetrzewiny, czyli standard :D Potem Wysokie, Kanina i Zjazd do Przyszowej :P
    Podjazd do Trzetrzewiny od Chełmca jest już bardzo przyzwoity w moim wykonaniu :P Ale to jeszcze nie oznacza,że z niego rezygnuję :P
    W Przyszowej skręt na Łukowicę, no bo tam jest podjazd :P W porównaniu do Trzetrzewiny, on JESZCZE boli!
    Potem na Świdnik i do Podegrodzia, bez szału :P
    I teraz przyznam się,że piątkowa trasa Agi R obczajona na stravie, zainspirowała mnie do skrętu (zamiast do domu) w stronę Gołkowic coby sobie pojechać do szlabanu pod Przehybą. Robiłam co mogłam,ale nogi mnie już piekły jak diabli i w sumie to niby jechałampodgórępopłaskim,a jakoś się tak rozpędzić nie mogłam :P
    Pierwszy raz tam jechałam, tzn.aż do szlabanu ;) Na góralu zawsze dojeżdżałam do znaku Gaboń i zawracałam, bo traciłam nadzieję,że dojadę do końca. Teraz wiem,że nie wiele mi brakowało :P
    Z powrotem był ogień, bopłaskiepodgórę zmieniło się wzgórynadół :P 
    Z Gołkowic z powrotem na Podegrodzie i już prosto do chałupy, bo mnie w niej cały dzień nie było...taka praca! :D


    • Dystans 71.20km
    • Czas 03:04
    • SpeedAVG 23.22km/h
    • SpeedMaxxx 69.10km/h
    • Kalorie 1696kcal
    • Podjazdy 995m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Nienawidzę psów!!!

    Piątek, 20 maja 2016 · dodano: 20.05.2016 | Komentarze 2

    Huehue tak długo na rowerze nie jeździłam,że mi łydka spadła!!! :D

    Nie składało się na rower od poniedziałku,bo albo pogoda nie fajna (czytaj przelotne ulewy deszczu!) albo ja czasu nie miałam, no cóż... Nie samym rowerem się żyje ;)
    Dzisiaj w końcu udało się oporządzić i pojeździć co trzeba :P 
    Po ostatniej sesji zdjęciowej i odkryciu miliona dróg podjazdów, w głowie siedziała mi Juraszowa i jej okolice. 
    Pierwsze przekręcenia korbą oczywiście musiały zostać skierowane nad kościół w Podegrodziu, bo to tam zaczynała się zabawa :P
    Ostatni zjazd pokazał,że tak jest tam stromo, ale nie wiem na ile i czy strasznie umrę podjeżdżając ten odcinek :P
    Nie wiem, ale się dowiem, jadę! Z początku nie mogłam zgrać sobie przerzutek żeby się mi "wygodnie" kręciło, ale kiedy się z nimi dogadałam, podjazd sam uciekał :P Miodzio! Pewnie,że się zdyszałam, ale no nie od razu Rzym zbudowali :P
    Przy samej końcówce podjazdu zostałam zaatakowana przez 3 "kochaniutkie" i przecież "nic Ci nie zrobią(ce)" psy!!!
    Ja się pytam gdzie rozum, trzymać luzem 3 psiory, które na wzajem nakręcają się do zmasowanego ataku na biednego rowerzystę, który tylko podjechać chciał jakąś górkę?! Zatrzymałam się (na szczęście zdążyłam się wypiąć!) i poczekałam,aż siedząca przed domem (wręcz cała rodzinka) łaskawie zawoła swoje pupilki,żeby zaniechały zamierzonego ataku na mnie! Się im nie śpieszyło... Z wielką łaską któreś wstało i przegoniło znienawidzone przeze mnie kundle!
    Poirytowana jadę dalej!
    Jak przez mgłę pamiętałam tą trasę, ale miałam mnóstwo czasu na eksplorowanie nieznanego terenu. Tak się pokręciłam,że wylądowałam w Mokrej Wsi... OKEJ zmieniam założenia trasy i w takim razie jadę na Łukowicę i sobie tam po podjeżdżam :P
    Podjazd jest nieprzyjemny, taka typowa sztajfa, co by wnet rower stawiało, ale dobrze!!! O to w tym chodzi! :P
    Po zjeździe miałam kierować się prosto na rynek w Łukowicy, ale podkusiło mnie to z czego kiedyś zrezygnowałam! Nieznana mi droga do nieba :D W górę, w górę i jeszcze raz w górę, jedziem tam!!! :P
    Skręciłam w prawo i wspinam się! Wszystko fajnie, droga dobra do styrmania tylko zaś te psy, no helloł!!! Nie można bez żadnych obaw przejechać między domami, bo gdzie fajniej tam więcej kundli, sziet!
    Jedną parę objechałam i chętna do kontynuacji ataku podjazdu za 50 m dalej zawróciłam!
    3 wystrzeżające kły agresory czekające na moje kostki skutecznie mnie zniechęciły do kontynuacji wspinaczki!
    Odwróciłam się na pięcie i puściłam się w te pędy coby mnie żywcem nie pożarły! Kurde!!!! A tam była taka ładna ścianka do zrobienia!! Żal mi!
    Nie wiedziałam co prawda gdzie mnie ta droga zaprowadzi, ale przecież gdzieś się musiała skończyć i wejść w cywilizację z psami traktującymi ludzi jak ludzi, a nie jak wrogów :)
    Zjechałam więc teraz na ten wspomniany już rynek w Łukowicy i uparcie dalej pcham się w prawą stronę, bo lewą znam, wiem gdzie się kończy, natomiast prawa jest mi obca, a dzisiaj eksploruję :D 
    Dobry kierunek :P Ciągle w górę :P Na przystanku sprawdziłam na rozkładzie jazdy dokąd jeżdżą stąd busiki (taaa taka jestem cwana :D) i już wiedziałam,że jadę w kierunku Roztoki. Nie znam co prawda tej miejscowości, ale przecież poznam jak przez nią przejadę :P


    Pięknie tu! :P

    Oooo jakież było moje zdziwienie kiedy nagle minęłam tabliczkę z napisem Siekierczyna!!! To jest TA Siekierczyna, czy jest ich więcej?!
    Kurde nie planowałam pchać się aż do Limanowej... Ale jadę! Miałam cichą nadzieję, że dojadę gdzieś w stronach Owieczki, Przyszowej czy coś, ale to tylko nadzieja...
    W ciemno ciągłam się wyżej i wyżej i nagle o kuwa! Jestem już w Starej Wsi!
    Nie było by w tym nic złego gdyby nie fakt,że zaraz po znaku z nazwą miejscowości, pojawił się znak z informacją 8% zjazdu, długiego zjazdu!!!
    Czy ja chcę go na pewno zjechać? Potem jak jednak nie wyjadę w wygodnej dla mnie części Limanowej, będę musiała ten długi zjazd podjeżdżać,aaaaa!!! Tyle myśli na raz :D
    Trudno,żyje się raz, zjeżdżam! :P
    Im byłam niżej tym teren mi się bardziej znajomy robił z ostatniej trasy "Ostra odwrotnie" :P Super!
    Czyli jednak zjadę gdzieś w okolicach Owieczki :P
    I tak zjazd, podjazd, zjazd i... jest ten drogowskaz, który doprowadzi mnie pod Raszówki! Jestem już u siebie :P
    Od Raszówek kieruję się w stronę Przyszowej żeby stamtąd dostać się z powrotem do Podegrodzia. 
    Tempo w tym momencie niezłe, oczywiście pojawił się "wmordęwiatr" nieodłączny towarzysz mojej tułaczki! Se wiej, ja se i tak pojadę :P
    Z Podegrodzia wracam z powrotem na Juraszową tym razem od skrętu za mostkiem :P Ciekawa jestem jak tu mi pójdzie :P
    No cóż! Na góralu mimo wszystko podjeżdżało się łatwiej :) Ale nic to! Jak boli, to znaczy że ćwiczyło! ;)
    Z góry kieruję się tym razem w lewo i dojeżdżam do zajebiście stromego zjazdu wprost do Naszacowic!
    Masakra, po prostu miazga jakie stromizny! Jeszcze takiego zjazdu na szosie nie zaliczyłam! :P Aż mnie palce od ściskania hamulców zapiekły :P
    Pewnie że jechałam wolno, ale kiedy tam tak dużo naniesionych od deszczu kamyczków wolałam zachować ostrożność :P  
    Zjechałam prosto do Naszacowic. No to zapętliłam kółeczko :P Stamtąd na obwodnicę i na ostatni zaplanowany podjazd dnia dzisiejszego czyli Brzezna-do zjazdu na Gostwicę ;) Wstyd się przyznać, ale nigdy tam nie podjeżdżałam, a jak już to iżonowozem ;)
    Zaliczam ten podjazd z ciekawości iiii słitaśny jest :P Początek tylko piecze, a potem można nawet przyśpieszyć :P 
    Z góry już szybki zjazd nad szkołą w Gostwicy i strzała do domu, bo ileż można jeździć? :P

    • Dystans 145.00km
    • Czas 05:15
    • SpeedAVG 27.62km/h
    • SpeedMaxxx 86.40km/h
    • Kalorie 3374kcal
    • Podjazdy 1448m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Zbiórka z Bike Atelier :P

    Niedziela, 15 maja 2016 · dodano: 16.05.2016 | Komentarze 2

    Co za trip! W końcu poczułam,że mam nogi :D
    Zapowiadało się niewinnie, normalne 115 km, ale to nie było normalne 115 km, to było piękne! :P
    Rano obskoczyłam do kościoła coby się już nie spinać po jeździe, bo chyba bym tam zasnęła :P
    Wszystko fajnie ino zaś się spóźnię (tak czułam!), bo nim wróciłam i się przebrałam, to już byłam spóźniona z wyjazdem!
    Na szczęście przyjechałam idealnie(na czas wyjazdu, bo na zbiórkę, już 15 minut byłam spóźniona!), na 10:15 :D
    Prawda prawdą,że jak usłyszałam jakieś piski w (dzień wcześniej wymienianym) łańcuchu sobie pomyślałam,że może Michał by kuknął co to, ale kto późno przychodzi, to wiecie... :P
    Grupka spora, utworzył się 15 osobowy peletonik, super! :P
    Nie studiowałam dokładnie trasy, ale wiedziałam,że ma być coś z Boguszą i Zakliczynem i reszta dziura w trasie :P
    Miałam nadzieję,że się nie zgubię! Hue hue jakby mnie tak zostawili, gdzieś w Ciężkowicach tobym się zgubiła! :v
    Tempo jazdy spoko, co prawda na podjazdach chłopaki mi uciekali, no ale to chłopaki!
    Dobrze wiem,że podjazdy są u mnie słabe, dlatego je tak tłukę!!!
    Pierwsza poważna górka to podjazd w Boguszy, niby nie jakiś stromy, ale taki jakiś nie swój :P
    Zjazd za to był fenomenalny, tylko ten wiatr....
    Kiedy rano otworzyłam oczy stwierdziłam,że pogoda uda się nam świetnie do czasu aż nie poczułam zajebistego wiatru :O
    No nic my "kolarze" to twarde sztuki!
    Gdzieś koło setnego kilometra stwierdziłam zaś,że mogłam jednak zostać w domu i mieć w%^&ne na rower, ale nieeeee!
    Teraz walcz!
    Z Boguszy w kierunku Grybowa, Bobowej a potem Ciężkowic. GDZIEŚ nie zauważyłam gdzie, kiedy było płasko jak na stole, zagapiliśmy się z Wojtkiem i odpadliśmy z grupy! Nijak nie szło ich dogonić! Im nam się robiło szybciej, tym wiatr wiał mocniej ojoj :O
    Na szczęście "ucieczka" zwolniła i mogliśmy do nich dojechać :P
    W tym momencie uświadomiłam sobie,że łatwo naprawdę łatwo wylecieć z grupy, a pościg może wiele kosztować!

    Nie pamiętam też GDZIE był pierwszy sik stop (bo drugi był Gródku), ale to nie ważne :P
    Przed Zakliczynem role się odwróciły i to ja z Beatą i Sebastianem (naszym wiatrołapem :P), po prostu urwaliśmy się od reszty grupy i nigdzie się nie śpiesząc, liczyliśmy że szybko nas dogonią :P
    No cóż, baby urwały chłopów! :D
    Im bliżej Zakliczyna tym Beata straszyła "jakimś" nie miłym podjazdem. Tam chcieliśmy poczekać na resztę zakładając,że i tak nas peleton zje, bo to "jakiś" podjazd ;)
    Podjazd był i to nie jeden, a im więcej kilometrów w nogach tym każda najmniejsza hopka była podjazdem :D Ale o to w tym chodzi nie?! 

    Grupka nas dojechała i dalej razem pchamy się w ten wiatr...
    Do wiatru dochodziło ogólne zimno. Dziękowałam sobie w duchu,że nie zostawiłam kurtki w domu! :P Chyba bym zamarzła na pierwszym lepszym zjeździe albo po prostu dzisiaj byłabym chora :O Zimna Zośka daje popalić, pomyślałam...!
    Kiedy zaczął się podjazd pod Dąbrowę moje nogi jakieś takie luźne się zrobiły i chciały szybciej kręcić :D
    Albo nie szybciej tylko mocniej :P
    Korzystałam więc z "zaproszenia" do szybszego kręcenia i kręciłam ile mogłam,ale w sumie to ja już chciałam zjeść ten rosół w domu :P 
    Po zjeździe do Wielogłów, ostatni ogień ile kto jeszcze może i w końcu jesteśmy w Sączu! :D

    I tak przyznam się, dawno na prawdę dawno mnie nogi nie bolały po rowerze,aż do wczoraj... :P
    Podobno tylko jak boli, to jest progres :)
    Po rozjechaniu się spod sklepu pozostała kwestia powrotu w pojedynkę do domu... Każdy kozak, a nikomu już nie starczyło odwagi potowarzyszyć mi na rowerze w drodze do domu :D :D. No dobra Wojtek chciał mnie podwieźć autem, ale to nie wypada!
    Przecież nie mogę wrócić na tarczy (w aucie) do domu! :D
    Trochę walki z wiatrem, trochę ze sobą, ostatecznie wygrałam! Nie dałam się zajechać chłopakom! :D
    Dzięki Panowie (i Panie!) i oby do następnego :P

    Zdjęcia ściągnięte(nielegalnie! :D)od Bartka!
    Kategoria Stóweczka


    • Dystans 72.10km
    • Czas 02:52
    • SpeedAVG 25.15km/h
    • SpeedMaxxx 85.30km/h
    • Kalorie 1787kcal
    • Podjazdy 1096m
    • Sprzęt Bianchi Via Nirone 7 Dama

    Chyba jednak kupie szachy!

    Czwartek, 12 maja 2016 · dodano: 12.05.2016 | Komentarze 5

    Upartam! Bardzo!!!  Zawzięłam,się na te górki i się po nich szlajam jak kozica :D
    Huehue żartowałam :P Do kozicy to mi jeszcze daaaaleko! Na chwile obecną to się wlekę jak żółw! 
    W mp4 na playliście co każdą jazdę (gdzieś pod koniec) dochodzi do piosenki gdzie mi śpiewają: "shut up and dance!".
    Mocne, ale ja to sobie przekładam na sytuację i powtarzam po swojemu: zamknij się i jedź...!!!

    Dzisiejszy dzień rozpoczęłam skoro świt ;)
    Umówiłam się z Kamilem na kolejną sesyjkę rowerową i już po 7 sobie śmigałam na umówione miejsce do pstrykania fotek.

    Ładnie nie? Pstrykaliśmy w Juraszowej :P
    Shit!!! Jakie tam są widoki, jakie podjazdy! Zaprawdę powiadam Wam kiedyś się tam wrócę na szosie i zacznę klepać tamte górki! :P

    Koło 9:30 byłam już wolna, więc wróciłam do domu, zostawiłam górala i zabrałam szosę.  
    Na szosie doskonale wiedziałam gdzie chcę jechać, bo ta trasa mi się w głowie ułożyła już podczas wspólnej jazdy z bikeatelier na Przełęcz pod Ostrą....czyli dawno ;)
    Do Podegrodzia, stamtąd do Olszanki, Jadamwoli aż do Młyńczysk. Tą trasę znam już dobrze, bo parę razy ją już zjeżdżałam i podjeżdżałam (albo wracając z Ostrej albo jak ostatnio jadąc od/do Kamienicy).
    Tym razem chciałam z Ostrej zjechać, o tak! Kiedy już znalazłam się na szczycie podjazdu od Młyńczysk zamiast skręcić w lewo ja odbijam w prawo i wspinam się dalej :P
    Zjazd z Przełęczy nie był wcale jakiś zajefajny, bo wiatr strasznie hamował, ale po blisko godzinnym podjeżdżaniu, miło było zjechać :P
    Kiedy znalazłam się w Starej Wsi zastanawiałam się czy aby się nie zgubiłam, bo jakoś strasznie długo jechałam nim wjechałam do Limanowej :P Na moje szczęście wszystko szło zgodnie z planem :P Wiedziałam,że ma być rondo, nie wiedziałam tylko na 100% który zjazd z ronda będzie ten który mi po głowie chodził :P
    Na szczęście drogowskaz pomógł, miałam się kierować na Łukowicę ;) I tu zaś się wspinam, stromo!!! O to mi chodzi na tą chwilę :P
    U góry zaś się zawahałam, ale na prawdę oznaczenie kierunków w tej części trasy jest idealne :P
    Nie przypominałam sobie co prawda,żebyśmy jadąc z bikeatelier wyjeżdżali z bocznej drogi na główną, ale postanowiłam zaufać znakom i dobrze zrobiłam :P
    Skręt w kierunku Siekierczyny i już wjadę w oklepany teren!
    Kiedy znalazłam się na dole pod podjazdem pod Raszówki, wiedziałam,że już nic mnie nie zaskoczy. Muszę wyjechać na Wysokie i z Wysokiego zjechać albo do Trzetrzewiny albo do Chełmca (zależy ile czasu będę podjeżdżała). 
    Że czas podjazdu był na tyle dobry,że nie musiałam skracać trasy do Trzetrzewiny, ogniem puściłam się w dół do Biczyc.
    I zaś sytuacja jak ostatnio na juście! Jedna głupia ciężarówka, za nią kilka wlekących się osobówek i ja zamiast puścić heble i cieszyć się prędkością, musiałam zwolnić i uważać,żeby w tym "korku" jakiemuś akurat facetowi na germańskich tablicach w "dupę" auta nie wjechać, ojoj! Na końcu zjazdu i tak nie wytrzymałam i zdążyłam wyprzedzić wszystkie osobówki, zostawiłam w spokoju tylko ciężarówkę, bo już nie zdążyłam przed tą ostatnią serpentyną się tam wcisnąć naprzód :P
    W Chełmcu na rondzie odbiłam na obwodnicę i w sumie mimo,że planowałam jeszcze podjechać na Wierzchowinę od Brzeznej, stwierdziłam,że  nie mam już czasu ani ochoty, bo głodna jestem i kolejny podjazd mógłby się skończyć niepotrzebną bombą :P
    Gęba opalona, podjazdy pokonane,jedziem dalej!!!



    Counterliczniki.com